Izabela Fietkiewicz-Paszek – Noc w Trościeńcu

1
887

Akurat tam mnie zabrał,
w środku nocy, bez słów, które zawsze kryją w sobie
jakiś podstęp. Bez słów, bo tylko tak można iść drogą
śmierci, kiedy jest jasne, że za pół godziny

wróci się na parking. W każdym języku inna jest pamięć
zbrodni i inne zapominanie. Cisza jest uczciwa i łaskawa
dla ofiar, zwłaszcza nieopowiedzianych. Ale czy wolno
nazywać, jeśli samo imię może być

wyrokiem? Rano wróci tu życie, lipcowe słońce rozproszy
każdą wątpliwość, ale teraz martwi mają swój czas i władzę
nad wyobraźnią. Cofamy się do roku tysiąc dziewięćset
czterdziestego pierwszego. „Karl Marks”,

kołchoz w Małym Trościeńcu, dziesięć kilometrów na wschód
od Mińska. Rusza budowa kolejnego piekła. Po roku trafi tu
pierwszy pociąg. Tysiąc osób z Wiednia, od nich się zacznie.
Teraz już każdy wtorek i każdy piątek

będą niosły śmierć. SS-Obersturmführer Gerhard Majwald
i SS-Unterscharführer Heinrich Eiche zadbają o szczegóły,
nawet o oprawę muzyczną. Szybko się zapełnią uroczyska 
Szyszkowka i Błagowszczyzna,

aż przyjdzie czas zacierania śladów, na każdą bowiem sprawę
i na każdy czyn jest czas wyznaczony. Dziś dawny kołchoz
w Małym Trościeńcu wchłonęło miasto, a z okna wieżowca
być może ktoś w bezsenną noc

przygląda się ze zdziwieniem dwojgu spacerującym
po pustych polach.

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko