Jerzy Stasiewicz – Poeta sadu

0
883

Almanach Nauczycielskiego Klubu Literackiego „Penetracje” 1987 rok otrzymałem od Stanisława Nyczaja z Kielc, któremu przesłałem kilka swoich młodzieńczych wierszy do oceny. Krytyka znanego na ziemi świętokrzyskiej pisarza bardzo mnie ubodła. Zanegował wszystko co napisałem. No może z wyjątkiem kilku wersów, które podkreślił ołówkiem i podpisał przyzwoite. Było w jego liście znamienne zdanie, pamiętam do dnia dzisiejszego: „ (…) kto dziś pisze rymem w epoce komputerów”. Ja – pomyślałem w duchu i list odłożyłem do szuflady. A książkę zacząłem przeglądać. Składała się z dwóch części: poezji i prozy. W niej zetknąłem się z nazwiskami :Tadeusz Soroczyński, Harry Duda , Karolina Turkiewicz-Suchanowska. I tych ludzi po latach miałem zaszczyt spotkać na swojej drodze pisarskiej. Pierwszy był Tadeusz Soroczński. Uczestniczyłem w jego wieczorze autorskim w Prudnickim Domu Kultury, w tym starym o socjalistycznej bryle architektonicznej. Gdzie wychodząc na piętro po schodach trzeba było chylić głowę by nie uderzyć w sklepienie. Pamiętam spotkanie było bardzo długie. Prezentował całą swoją twórczość. Zaczął od  utworu „Krowa „ (debiutu w „ Życiu literackim”) , który Wisława Szymborska redaktorka działu poezji wydrukowała w  krakowskim tygodniku. Był dumny z listu, przytoczył fragment jaki otrzymał od przyszłej noblistki. Zachwyciłem się tą poezją, oscylującą w chłopskim trudzie, życiu ziemi. Sadzie ojca, z którego pan Tadeusz uczynił miejsce kultowe, środek świata. Schronienie mieszczucha przed zgiełkiem i pędem życia. Sad był jego Jeruzalem. Owoce wypełniały wiersze.           

Książek na spotkaniu nie można było kupić. Miałem almanach , podszedłem , poprosiłem o dedykację, opowiadając o spotkaniu w Kielcach. Dowiedziałem się, że Stanisław Nyczaj to dawny opolanin. Tutaj ukończył WSP. Tu zaczynał jako poeta. Pan Tadeusz wpisał parę słów  bardzo budujących i namawiał bym nie zarzucił pisania. Bo to dar boży.

            Kolejne spotkanie w nyskim muzeum. Przystanek grupy „Dialog” promującej książkę „Twarz ludzka” patrona formacji :Maxa Herrmanna Neisse. Pod redakcją Karoliny Rakoczy. Miejscowy plankton literacki miał zaszczyt siedzieć przy jednym stole z prawdziwymi poetami. Usiadłem przy panu Tadeuszu. Lubił zakładać golf do garnituru. Czuło się ciepło i elegancję. Poprosił  mnie o dwa , trzy wiersze i krótką notkę biograficzną. Do opolskiego kwartalnika :” Wczoraj, dzisiaj, jutro”, którego był redaktorem naczelnym. Wysłałem furę wierszy nie wiedząc co wybrać. Potem było spotkanie w nyskiej czytelni. Jako miejscowy przyszedłem wcześniej. Poeta z Opola siedział na ławeczce pod arkadami. Serdeczny uścisk dłoni. Zakomunikował, że z przesłanego materiału wybierze wiersze na debiutancki tomik. Kiedyś  zakwalifikował kilka moich  utworów do: „Wieczorów nyskich”. Autorski tomik, marzenie każdego poety. Serce zaczęło mocniej bić. Czas płynął, a wybór nie nadchodził. Codziennie wyglądałem listonosza. Prosiłem by jeszcze raz przepatrzył listy. Uśmiechał się i wertował bałagan w ogromnej torbie. Po kilku miesiącach listonosz wręczył mi opasłą kopertę . Były w nim wszystkie moje  teksty plus list od pani Marii, w którym pisała , że mąż jest po udarze. I chyba nigdy nie wróci do dawnej formy. Tomik na wydanie czekał kolejnych kilka lat. ”Zapach mojej ziemi „ ukazał się w 2002 roku z wyborem i posłowiem Danieli Długosz-Pency. Spotkałem ponownie pana Tadeusza na najeździe poetów w Brzegu. Prawą stronę miał sparaliżowaną , kiepsko mówił, do przywitania podawał niepewnie lewą dłoń. Ale była w nim pogoda ducha , radość ze spotkań z poetami i publicznością. Wydawał kolejne książki. Wszystkie mam w komplecie. Z dedykacją  pisaną w zastępstwie  przez panią Marię.

            Zaszczytem dla mnie było wspólne drukowanie w tomikach Krakowskiej Konfraterni Poetów u Jacka Luberta-Krzysicy. Czy „Zapisanej w Białej” almanachu Kawiarenki Bialskiej . Z biegiem lat poprawił wymowę, pisał, chyba przy pomocy żony. Na spotkaniach czytał utwory. Wprawdzie powoli, ale ze zrozumieniem dla słuchających.

Opuścili Opole przenosząc się do rodzinnego domu pani Marii w Prężynce, który miał najbielsze ściany w wiosce. Z otwartym sercem gościli odwiedzających poetów.

            Mam do siebie wyrzut, że zapraszając państwa Soroczyńskich do Stasiewiczówki na „bitwę” nie zapewniłem transportu. A ileż to było poprosić kogoś o podwózkę. Zawsze coś na głowie, może w przyszłym roku ? A tu … pustka.

            Wiadomość o śmierci „poety sadu” zastała mnie w drodze do Karpacza. Jechałem na kilkudniowy  wypoczynek z rodziną. I spotkanie autorskie na cmentarzyku przy świątyni Wang. Gdzie spoczywają Henryk Tomaszewski i Tadeusz Różewicz. W pogrzebie nie uczestniczyłem . Odwiedziłem grób na Półwsi w niedługim czasie. Pełen kwiatów. Przeczytałem wiersz powstały na Śnieżce, zapaliłem maleńką świeczkę. I nie wiedziałem co powiedzieć. Co powiedzieć panie Tadeuszu?

27.10.2018 r.

Jerzy Stasiewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko