Grzegorz Walczak – O poezji Janka Vujinovicia

0
698
Ryszard Tomczyk

Janko Vujinović to postać oryginalna, poeta prawdziwy, osobny i w słowie pisanym, i w podejściu do świata, do codzienności i do siebie samego. Snuje on z siebie ślad wyraźny, jak pająk pajęczynę, snuje Janko poetycką przędzę, tyle że nie po to, by w nią złapać kogoś, lecz by uwić sobie kokon, chroniący go przed zbyt agresywnym i wścibskim światem. Samoświadomość – cecha prawdziwie ludzka –  i napięcia, jakie się gromadzą w tym jakże wrażliwym poecie, wbrew jego introwertycznemu usposobieniu, o które go posądzam, zmuszają go to tworzenia, czyli ujawniania (obnażania) swej relacji ze światem. Snuje więc tę swoją nić wrażliwości, bo nie może nie snuć. Znamiennym w tej materii jest szczere wyznanie bohatera lirycznego w wierszu „Zacieranie śladów”. Pragnienie zacierania śladów dla kogoś, kto się chce skryć w odległych górach, by obcować tylko ze sobą i z przyrodą, jest zrozumiałe, ale funkcjonuje w nim też przeciwstawna potrzeba pozostawiania tych śladów,  oznaczania ich, odkrywania przed samym sobą, a w końcu i przed czytelnikiem. Jest bowiem w nim mus snucia tej poetyckiej nici, mus bycia pająkiem, to znaczy poetą. Od tego już mu trudniej uciec. Można świat zredukować do siebie i tych koniecznych codziennych przedmiotów (A co mu jest potrzebne?: „Studnia przed chatą, drewno w drewutni, dębowe, bukowe, mocne drzewo, kłody, co ogień trzymają przez całą noc, drzazgi na podpałkę…”). Można to, co nas otacza, zredukować do warunków najprostszej egzystencji, ale nie da się zredukować wraz ze sobą. Pozostaje zatem świat ten drugi, ten w sobie, wraz z sacrum, które nagle upomina się o swoje, które nagle  poszerza – jakże istotnie – potrzeby i pragnienia uciekiniera od zgiełku cywilizacji. I nie wystarczy już” rozpalać w piecu, miesić chleb, gotować fasolę, kapustę z pstrągiem” ( a nie „ze skwarkami”, jak chciała tłumaczka –  Anastazja Tymińska*. V.Stamenković w swoim, równie dawnym tłumaczeniu oczywiście miał rację – „sa pastrmom” – znaczy „z pstrągiem”). Wbrew wszelkim pozorom powiedziałbym, że gdyby nie miał tego sacrum, nie wystarczyłoby mu „chodzić, iść, przez las, kroczyć”. Tym razem minimalnie zmodyfikowałbym tłumaczenie Stamenkowicia, który użył wyrazu spacerować, wolałbym – kroczyć. Koraciti to coś więcej niż spacerować, to iść godnie. A bez pojęcia godności nie trafimy za Janko Vujinoviciem, podobnie jak ibez duchowości. I niech nas nie zmylą pozory, że obraca się on jedynie wśród tych prostych, podstawowych znaków codzienności, można by rzec – czystych wyrazów, oczyszczonych z bagażu wzniosłych metafor lub łatwych, nadużywanych środków poetyckiego blichtru. Janko jest rzeczywiście w swych poetyckich intencjach czysty jak woda w potoku i niby prosty w swojej swobodnej narracji, zbliżonej do prozatorskiego ciągu, spokojnego nurtu, pod powierzchnią którego kryje się jednak uporczywa głębsza myśl lub namiętność. Zdradzają ją nieoczekiwanie urywane, przeplatające się wątki i paralelne nawroty do tego, co go wewnętrznie drąży i przenika, niemal obsesyjne powtarzanie: „ślady zatrzeć”, „zatrzeć ślady”.  Pytanie , czy tak ostatecznie i czy dla każdego mają być zatarte? Wielką niewiadomą stało się dla mnie opuszczenie przez oboje tłumaczy krótkiego fragmentu wiersza, bardzo istotnego dla wywodu zawartego w mojej tekstowej analizie filologicznej. Zapewne ja miałem nowszy, poprawiony przez autora tekst oryginału. Pod koniec wiersza „Dom w górach” (to inny tytuł wiersza „Zatrzeć ślady”), wydanego w oryginale w 2018 r. przez „Albatros  bibliotekę” w tomiku Vujinovicia „Raspuklina tragovi”, po słowach: „Ślady, ślady zatrzeć” odnajduję następującą nieprzetłumaczoną dotąd frazę:  „ A ona, dragana, da dodje pokadkad”. – „A ona, ukochana, niech czasem przyjedzie”.  Ta niezwykła koncesja,  wyraźnie duchowa, bo z uczuć płynąca, może przecież zamącić to świadome odosobnienie, na które się narrator liryczny był zdecydował.  Można się zastanawiać, czy  dla większej sterylności, większej dyscypliny swego osamotnienia ów uciekinier z miasta powinien pozostawić ukochanej swój górski adres. Mógł przecież pomyśleć: Co to za zacieranie śladów, kiedy może tu do mnie w góry dotrzeć ona? Obydwa warianty są możliwe. Ale rygory samotności i surowości niemalże mniszego życia można nieco złagodzić, tym bardziej, że  (a funkcjonują w tekście tego potwierdzenia), bohater wiersza nie zamierza się odseparować również od innej warstwy duchowych doznań, od symboli wiary i obyczaju, od sacrum, które w tych odległych górach jest mu nieodzowne. Pragnie bowiem „wina czerwonego, mszalnego, bazylii święconej pęczek, Biblii, ziarnka – dwu kadzideł”. No tak, wtedy można już „ słuchać ognia i ptaka, i wiatru, i świerszcza za kominem” (a nie za ścianą – jak  chciała nieuważna tłumaczka, która też przy określeniu wina pominęła tak istotny tu epitet – mszalnego). Wtedy można słuchać tej przyrody czystej „i milczeć, milczeć w chacie w górach”.  Ale ja bym spytał: o czym milczeć? Tu już by się poeta nie wywinął  pięknymi zresztą frazami o materii codziennej, o prostocie sprzętu i jadła, jak te na przykład : „Mieć nóż, strzelbę, siekierę ostrą, złego psa. Ziemniaki w kopcu, kapustę w piwnicy, worek fasoli, dwa większe mąki, drożdże i trochę soli. Mocną śliwowicę w baniaku, słabą rakiję w wilczym miechu, jedną, dwie butle gazu. A nad paleniskiem suszą się kości i mięso.” ( nad paleniskiem, a nie  na strychu –  Być  może różnica wynika z poprawek samego autora). Cały ten dobrostan górskiej siedziby jest na wskroś doraźny, żeby nie powiedzieć doczesny, a człowiekowi nawet w górskiej samotni, trzeba czegoś więcej – miłości i tej ziemskiej („dragana”) i tej wiekuistej, o której przypomina „wino mszalne”, „ bazylia święcona”, i „ Biblia”. Bez tego człowiek nie uciekłby daleko, bez tego podejrzewam, góry nie miałyby potęgi, byłyby tylko zwykłymi bryłami sfałdowanej ziemi, nie miałyby mocy żadnej, a wiatr nie byłby oddechem wszechświata. Może nieco dopisałem autorowi, ale który interpretator tego nie czyni, zwłaszcza gdy też jest pająkiem snującym podobną nić poezji?

Istotny i charakterystyczny dla poezji Vujinovicia jest wiersz „Człowiek w pokoju” („Covek u sobi”).** Ukazana jest w nim najprostsza sytuacja egzystencjalna człowieka siedzącego w pokoju blokowiska (tzw. serb. „solitera”, pol. „mrowiskowca”) w wielkim mieście. Siedzi on przy oknie, samotnie, spogląda z wysokości 15 piętra na miasto rozciągające się w dole. Wszystko jest zwyczajne, codzienne, osadzone w konkrecie. Słychać odgłosy dochodzące z wnętrza bloku, coś „pukce, hukce, struji i bruji” – „puka, stuka, dźwięczy i brzęczy”. Mogłoby się wydawać, że to jest opis chwili, rejestracja nieistotnego szczegółu, gdyby nie pewne sygnały autora lub niezwykły zwrot sytuacji, wykraczającej poza oczywistość i zwyczajność. 1) Owo miasto to Babilon, 2) W ostatniej zwrotce pojawia się nieoczekiwana  zmiana perspektywy oglądu podmiotu, a właściwie narratora lirycznego.  Ujrzawszy siebie po drugiej stronie okna, siedzi on i pali papierosa, a z tej pierwszej strony widoczna jest tylko oświetlona ręka. Wolę „oświetlona”, niż „rozświetlona” – jak przetłumaczyła Aleksandra Newman, gdyż wyraz oświetlona wskazuje na to, że z zewnątrz, a nie, że się sama od wewnątrz rozświetliła. Ten niby drobny szczegół ma w tym wypadku istotne znaczenie. Należy bowiem zwrócić uwagę  na poetycki zabieg jakby „rozdwojenia” podmiotu lirycznego. Owego samotnego człowieka, który znajduje się w jakimś wnętrzu – w domu, w pokoju –  poeta w pewnym momencie wyprowadza poza właściwy mu dotąd, naturalny punkt widzenia, czyni z niego zewnętrznego, obiektywnego obserwatora samego siebie. Przenosi go poza fizykalne granice, na zewnątrz domu, poza okno, jedynie oświetloną rękę pozostawiając we wnętrzu. Podobne to jest do opisywanego czasem zjawiska „wyjścia poza siebie”, poza granicę naturalnej perspektywy obserwacji. Zaświadczają to zapisy doznań pacjentów w czasie śmierci klinicznej. Umierający wychodzi poza swoje ciało i obserwuje je z pewnego oddalenia, z dystansu, najczęściej z góry, będąc jednocześnie w sobie i poza sobą. Podobnie dzieje się w tym wierszu, ale i też w utworze „Śpiew”, czyli w „Wierszu o wierszu”:

„…Ale by w tej chwili uchwycić całe życie…

     wszystkie przeczucia czasu zgęstniałego

     w blask, który nas spali, chociaż pozostaniemy

     spokojni jako obserwatorzy…”

            Oczywiście nie musimy się uciekać do analogii stanów klinicznych. Wystarczą poetyckie odniesienia do tradycji „sumatrańskiej” koncepcji Milosa Crnjanskiego, znanej Vujinowiczowi doskonale. (Sam np. przed swoim wierszem „”Wieczór. Uspokojenie” zapisuje: „po Crnjanskom”). Wielkiemu serbskiemu poecie myśl o jednoczesności egzystencji w dwu odległych obszarach ziemi i ich wzajemnych, tajemnych metafizycznych związkach stała się podstawą pięknej poetyckiej filozofii.

            Wiedząc o tym i studiując kolejne wiersze Janka Vujinovicia można stwierdzić, że okazuje się on poetą metafizyki realnego szczegółu. Przy całkowicie świadomym, uporczywym trzymaniu się konkretów zmysłowych i materialnych, Janko, tak jak w  wierszu „Człowiek w pokoju”, wprowadza nagłą zmianę punktu obserwacji, łamiąc zasady dosłownego realizmu naturalnego doświadczenia i w ten sposób istotnie wzbogaca pozornie błahy rysunek wycinka rzeczywistości, w której zanurzony jest jego bohater. Może odczuwa coś podobnego sam poeta – osamotniony, wyizolowany, powiedziałbym – świadomie zdystansowany do otaczających go ludzi, do blichtru przedmiotów i aktów cywilizacyjnych.

            W  krótkim wierszu „Wieczór. Uspokojenie” dominuje obserwacja enigmatyczności, labilności zewnętrznego świata, świata przyrody (przemiana dnia w wieczór), niestabilności, nietrwałości, która i nas dotyczy. Przemiana człowieka „w niewyraźny kształt”, który ulega ostatecznej destrukcji i „przelewa się w proch”, stanowi puentę, do której prowadzi autor, a którą przeoczyła nieuważna tłumaczka.***      Usunięcie wyrażenia: „w proch” – we frazie „przelewasz się w proch” odbiera całkowicie sens poetycko poznawczy temu wierszowi, redukuje go do opisu z tzw. anakolutem, czyli wypowiedzią urwaną, niedokończoną, dysfunkcyjną składniowo, której poeta nie zamierzał zastosować. To niemalże kastracja.

I jeszcze jeden specyficzny wiersz Vujinovicia – „Tajemnego pisma powiernicy”:

„Teraz jesteśmy tylko cieniami..” – powiada poeta. Rozpuszczeni w przyrodzie, czy w świecie platońskich idei? – chciałoby się spytać – w przyrodzie z jednej strony naznaczonej zmysłową realnością: „teraz jesteśmy tylko liśćmi… tylko trawą…teraz nas białe ptaki czarnym słowem dziobią”, z drugiej abstrakcyjną ideą. „Jesteśmy cieniami, ni ciała swojego nie mamy, ni imienia, ni chęci”, …”płodnym spojrzeniem w niebiosa”, czyli zwróceni ku ideałowi, absolutowi. „Teraz jesteśmy tylko snami”, „nie potrzebujemy miłości ni chleba, po prostu aniołami jesteśmy, tajemnego pisma powiernikami”.  W tej puencie zawiera się cel naszego istnienia – jesteśmy magazynierami, może strażnikami, świadectwa. W nas się zapisało to, co było światem, nam powierzono zapis doświadczenia. Dodałbym, że z tego nie wynika jeszcze sąd nad sensem tego doświadczenia, czyli sąd nad światem, ani nad jego Stwórcą. Rzecz jest sformułowana w dość poetycko nieokreślonej bliżej ogólności. Nie mam prawa dalej posuwać się w swej interpretacji bez pomocy samego autora, nie chciałbym go nadinterpretować. Z wiersza dowiaduję się, że jesteśmy powiernikami pisma tajemnego, ale dla kogo lub do kogo? Domyślam się, że dla przyszłych pokoleń, dla historii – ale dla historii ludzkiego bytu, czy dla konkretniej historii tej doświadczonej ciężko Ziemi Serbskiej i jej Narodu? Kto może złamać pieczęć tajemnicy? 

———————————————

* w zbiorze: J. Vujinović „Śpiewanie w/o samotności”, IBiS, Warszawa 2006

** W swej analizie odnosić się będę do oryginału tekstu z 2018 r. z tomu „Raspukina tragowi”. Nie mam pewności czy i na ile autor zmienił ten wiersz, który w roku 2006 przetłumaczyła Aleksandra Newman (w: J. Vujinović „Śpiewanie w/o samotności”, IBiS, Warszawa 2006). Wiele fragmentów  z tamtego czasu w niczym nie przypomina tekstu, który od nowa przetłumaczyłem. Warto porównać chociażby frazy: w dawnym tłumaczeniu „przy oknie w ciemność spogląda”, w tym miejscu tekstu, w którym  ja mam  że „na rozświetloną metropolię patrzy, na mrowisko-zwierzyniec spogląda”, w tekście tłumaczki z 2006 czytamy: ”żądza wzlatuje ku niebu neonem”, chociaż z kontekstu utworu  wynika, że ani żądza, ani neony nie mają tu racji bytu. W tej samej pozycji tekstowej w oryginale znajduje się zdanie, które należałoby przetłumaczyć: „życie się oparami w niebo wznosi”, co kontekst całkowicie uzasadnia. To nie jest tylko spór translatorów. Ten typ analizy, który tu proponuję, wymaga absolutnie precyzyjnych odniesień do tekstu, który jest semantycznie zgodny z oryginałem i nie jest w tej chwili ważne, czy inny oryginał miała poprzednia tłumaczka, czy też niewiernie go przełożyła. Istotniejsze jest, że ja dziś posługiwałem się najnowszą, zaaprobowaną w ostatnim wydaniu przez autora, wersją jego utworu.

***  Elżbieta Woldan w zbiorze wierszy J. Vujinovicia „Śpiewanie w/o samotności”, IBiS, Warszawa 2006.



                                                                                             
                                                                                             
                                                                                                           Janko Vujinović


(Wiersze z tomu „Raspuklina tragovi”  wyd. Albatros biblioteka, Belgrad 2018 r)


Wieczór, uspokojenie   (tyt. oryg. „Vece, cmiraj”)                 
                                              
według Crnjanskiego


Z dni, z blasku wprzezrocza błękitu jużrozhuśtany, zwiewny i lekkiniby oddech, w niewyraźny kształtprzelewasz się w proch

Człowiek w pokoju          („Covek u sobi”)

Siedzi, spokojny, w pokoju przy oknie
na rozświetloną metropolię patrzy
na mrowisko-zwierzyniec spogląda

Lampka w pokoju zgaszona
Minęła północ
Miasto rozciąga się z piętnaście pięter
poniżej człowieka siedzącego w blokowisku,
puka i stuka, brzęczy i dźwięczy,
życie się oparami w niebo wznosi

Samotny spogląda na miasto, Babilon, i
starannie wciąga dym

Ujrzawszy siebie z tej drugiej strony okna, siedzi
i papli papierosa. A z tej strony, w salonie
tylko oświetlona ręka

Człowiek otwiera
okno


            Śpiew   (Poj)     (inny tytuł: „Wiersz o wierszu”)                                                             

Wiersze należy pisać łatwo i szybko,
w jednej chwili

Ale by w tej chwili uchwycić całe życie
dotychczasowe i wiedzę przyszłości i wszystkie,
wszystkie przeczucia czasu zgęstniałego
w blask, który nas spali, chociaż pozostaniemy
spokojni jako obserwatorzy
i to może jest właśnie wiersz

Wiersz trzeba pisać jasno, jak najprościej,
musi być nagi, nie należy wahać się co do treści,
może być i bez niej, ważne, żeby związać nici śpiewu,
włókna zgłosek, mięśnie wiersza,
rytm krwiobiegu, wszystkie elementy scalić
w trwały twór, wolny od wszystkiego,
czysty, przeczysty

Takie wiersze należą do rzadkości
Im, i to jeszcze raz trzeba powtórzyć,
nigdy nie dowierzaj

Pisać trzeba oszczędnie, po jednym zdaniu
niepełnym, jedno zawołanie, a może i krzyk
dobrze jest osadzić w wykrzyknik,
nie dbając o rymy

Wiersz i we śnie czasem da się złowić,
przypłyną niczym woda,
złotoskrzydłe kazarki,
cienie we śnie

Jak to dobrze, że człowiek nie musi pisać wierszy,
wystarczy, że poczuje wiersz w sobie, jak kiełkuje i pęcznieje, rośnie,
już można przeczuć jego kształt, formę,
coraz bardziej powabną,
bo jeszcze nie zapisaną


                                               z serbskiego przetłumaczył Grzegorz Walczak


Janko Vujinović

Poeta i prozaik, ur. 07.04.1945 r. w Bradić w Serbii.

Ukończył studia na Wydziale Filologii Uniwersytetu Belgradzkiego na kierunku język i literatura serbska. Przez 20 lat (1976-1994) związany z Wydawnictwem „Književne novine“ (reaktor naczelny).

W 1992 r. wykładowca na Katedrze Slawistyki Uniwersytetu w Szegedzie.

W 1995-1999 mieszkał i pracował w Niemczech.

Od 2000 do 2010 r. w Łodzi, jako lektor i wykładowca na Katedrze Filologii Słowiańskiej UŁ.

W języku polskim: – zbiór wierszy i krótkiej prozy „Śpiewanie w/o samotności” (IBiS, Varšava, 2006); powieść „Panika w Intercity” (Tygel Kultury, Wydawnictwo Naukowe UAM); współautor wyboru ze współczesnej literatury i sztuki serbskiej „Serbowie na ziemi” (Łódź, 2003).

Na Katedrze Filologii Słowiańskiej u UŁ powstała praca magisterska o twórczości literackiej Janka Vujinovicia.

Autor książek:

– „Mukla raspuklina” (Kruševac 1973) – wiersze,

– „Knjiga o radovanju“ (Belgrad 1979) – opowiadania,

– „Vučiji nakot“ (Belgrad 1986) – powieść,

– „Kosovo je grdno sudilište“ (Belgrad-Priština 1989) – proza dokumentalna,

– „Peške po Srbiji“ (Belgrad 1993) – opowiadania,

– Panika u intersitiju“ (Belgrad 2000) – powieść,

– „Knjiga o hrastu“ (Belgrad 2014) – powieść,

– „Raspuklina, tragovi“ (Belgrad 2018) – wiersze.

Jego utwory tłumaczone w ok. dziesięciu językach.

„Panika w Intercity” wydana w języku macedońskim (2010), rumuńskim (2012) i słowackim (2018). W 2015 r. otrzymał Nagrodę im. Janka Veselinovicia za powieść historyczną, a w 2018 r.  Nagrodę za całokształt twórczości, najwyższaą nagrodę przyznawaną przez Stowarzyszenie Literatów Serbii.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko