kiedyś umierałam
co kilka lat
oswojona
z przezroczystością skóry
z kwitnącymi na niej irysami
wpatrzona
w wyszczerbione lusterko
malowałam sobie na twarzy
grymas cierpienia
tym razem
nie zmartwychwstanę
jaśniejsza od
świętojańskich robaczków
nie boję się już nocy
czarniejsza niż kot
w świetle słońca
niosę
kolejny rok miesiąc godzinę
drżenie włókien
zbyt cienkich
by mogły stanowić
szarpie
tym razem
nie zmartwychwstanę
w twoich oczach
w twoich dłoniach
jestem już tylko
wyczekiwaniem