Krystyna Habrat – PĘD KU URWISKU

4
1295

  W starej, angielskiej, powieści Tomasza Hady’ego “Z dala od zgiełku” pilnujący wielkiego stada owiec pies nocą w przypływie rozbrykania pognał je wszystkie na urwisty brzeg, gdzie jedna po drugiej spadały w przepaść i rozbijały się. Rano młody i przystojny farmer – z wielkimi planami na przyszłość – zobaczył, że z bogacza stał się w jedną noc biedakiem.

  Przypomniała mi się ta scena, gdy niedawno miałam okazję obserwować panią  przygotowywaną w szpitalu do badań poprzez  głodówkę. Kilka dni jadła najwyżej kleiki, potem wolno jej było pić tylko wodę – łyżka po łyżce. Tylko ona  bez przerwy biegała po sali i korytarzu,  opowiadając każdemu, jaka jest głodna, co by teraz zjadła. Myślała tylko o tym. Kiedy wreszcie przyszli po nią na badania, zajadała w najlepsze kanapkę z kiełbasą, jaką jej z domu przyniesiono. Wszystko przepadło. Ale ona zaczęła głośno oskarżać pielęgniarkę, że dała jej wcześniej zupę. Fakt. Nie wiem, kto tu się pomylił, zapomniał, czy  ta pomidorowa miała być już na później, po badaniach, ale niewątpliwie ta pacjentka  wyłączyła w tym momencie swój mózg (być może skutkiem  przegłodzenia) i zdała się bezmyślnie na  sugestię kogoś innego.

  Jakże to częste, gdy nie myślimy samodzielnie, a słuchamy innych i robimy to, co  ci  wkoło. Włączamy się tak w zbiorowy pęd ze wszystkimi z naszego otoczenia,  nie dbając dokąd gnamy i co krzyczymy.  To jest model owczego pędu, zbiorowej histerii. Tacy później sami nie wiedzą, dlaczego dali się ponieść emocjom tłumu.

  Kiedyś koleżanka zdziwiła się,  dlaczego ja mam  takie poglądy,  skoro wszyscy myślą  inaczej? 

  – A moi “wszyscy”- odparłam – myślą  na odwrót. – Tylko ja staram się mieć we wszystkim własne zdanie.

   Tak. Ja obserwuję, słucham i wyciągam własne wnioski.

  Lubię stare angielskie powieści.

  Przedstawiane w nich historie zwykłych ludzi są barwne i poruszające emocjonalnie, a ja lubię się wzruszać przy książce. Do tego zawierają ciekawą filozofię życiową i choć nie zawsze się z nią zgadzam, lubię mądrość tych książek.

 “Tessę Durberville” Hardy’ego, jako młoda dziewczyna, niemal odchorowałam. Nawet nie za to, że wyrok na niej w końcu wykonano, ale wcześniej, że jej ukochany mąż okazał się tak  paskudnym niewdzięcznikiem. Uciekł od niej! Opuszczona pisała  do niego list za listem, a on nie odpowiadał. Wrócił, jak na złość, gdy już sobie jako tako życie urządziła.  Niestety taka była filozofia powieści Hardy’ego. Fatalistyczna.  Inną, nazbyt już pesymistyczną “Juda nieznany” – odrzuciłam w przerażeniu niedokończoną. Ale “Z dala od zgiełku”  jest nie tak straszna, nie beznadziejna, a nawet, o dziwo,  dobrze się kończy. Tylko, kto z nas, wiecznie goniących, aby coś w życiu osiągnąć, być kimś ważnym, co możliwe tylko w wielkiej metropolii, uwierzy w pełnię szczęścia gdzieś na głuchej prowincji pośród rozległych wrzosowisk? Może tylko na chwilę i wraca.

  Ale wracajmy do powieściowych owiec gnających na złamanie karku w przepaść.

Było ich dużo, całe olbrzymie stado. A pies tylko jeden. Dlaczego tak mu uległy?  No, owce już takie są. Uległe, bezmyślne. Każda robi to, co inne.

  Taka jest też filozofia tłumu u ludzi. Przestaje się myśleć samodzielnie. Robi się ze wszystkimi najgłupsze rzeczy.  To owczy pęd. Owca widzi przed sobą tylko ogon swej poprzedniczki i za nim biegnie. A ludzie? Niby przecież mają rozum?

  Szkoda, że został zapomniany Zbigniew Pietrasiński, który w latach 60-tych i później pisał książki: “Psychologia sprawnego myślenia”, “Sztuka uczenia się”, “Myślenie twórcze”.  Uczył w nich, że należy rozwijać swój mózg, swoją inteligencję oraz inwencję twórczą. Wtedy panowało przekonanie, że to bardzo ważne i potrzebne. Młodszym Pietrasiński wpajał, jak się uczyć, jak skupiać uwagę,  zapamiętywać, czy rozwijać zainteresowania. Niejednemu studentowi wpoił zasady kształtowania wyobraźni i spostrzegawczości, jako podstawowych cech twórczych. Tym o zainteresowaniach  literackich, dawał gotowe niemal recepty na płynność słowną, elastyczność i bogactwo języka, obrazowość.

  Dlaczego już się o nim nie pamięta?

  Podobnie Hans Seyle, słynny twórca pojęcia “stres”, pięknie w tamtych latach opisywał, w jaki sposób sam dba o swój rozwój umysłowy i duchowy, jak według tych zasad wychowuje swoje dzieci. Nawet podczas rodzinnego obiadu potrafił rzucić synowi znienacka pytanie: “Stolica Gwadelupy?” A sam – ściśle według godzin i minut harmonogramu dnia – pedałował co rano na stacjonarnym rowerku  w celu lepszego ukrwienia mózgu, co niezbędne w pracy uczonego.

  Zapamiętałam, jak  opisał swą asystentkę, bardzo inteligentną i pełną inwencji, która spodziewając się dziecka,  z powagą  naukowca,  kupowała  dla wymarzonej pociechy: książki o pielęgnacji i wychowaniu oraz wagi, termometry, miarki, niczym w laboratorium, nie biorąc pod uwagę zwykłej, matczynej intuicji. 

  Tak,  w tamtych latach, u schyłku XX wieku, panowało jeszcze mocne przekonanie, że w walce o byt, najważniejsza jest głowa. Myśląca głowa!

 Wprawdzie głoszono, ze hasło “walka o byt” przystoi  raczej zwierzętom, bo człowiek, to istota myśląca, ale jakoś każdy widział jak to jest naprawdę. Szczególnie, kto pamiętał okrucieństwo II wojny światowej. Podobno zwierzęta zabijają tylko dla zaspokojenia głodu i obrony własnej. A ludzie…

  Wracając do rozwijania własnej inteligencji, kto  się w tym raz rozsmakował, nie zadowoli się teraz wystukiwaniem na smartfonie byle gry internetowej. Ja się na tym nie znam i dlatego  z respektem podchodzę do nastolatków wystukujących pilnie w tramwaju, poczekalni, na pasach jezdni i wszędzie, coś na smartfonie. Wydaje mi się, że najlepsi w  tych wszystkich grach internetowych to ludzie genialni intelektualnie.   Oni mogą być przyszłością.

  We Francji po wojnie ton życiu umysłowemu  nadawali intelektualiści, pisarze i filozofowie – egzystencjaliści   Sartre, S. Beauvoir, Camus. Wszyscy ich podziwiali,  czytali ich książki.  A oni przesiadywali po kawiarniach i spoglądali tęsknie ku naszemu wschodniemu sąsiadowi, sądząc naiwnie, że tam właśnie zrealizował się raj na ziemi. Kto o nich teraz pamięta?

  Inne teraz mamy media, inne czasopisma. Są skierowane bardziej na nasze ciało niż na ducha czy intelekt. Wszędzie widać sportowców, piosenkarzy, aktorów, polityków, kucharzy, a intelektualiści gdzieś w ukryciu, cisi i niemodni.

  Sama nie dalej jak wczoraj skreśliłam z mej “listy  autorytetów” kolejną osobę. Tym razem pewnego filozofa, który po pełnej nienawiści wypowiedzi wobec innego,  bardzo mnie rozczarował. Tak   prawdziwemu filozofowi nie przystoi. Szkoda, bo, choć książki jego nudnawe, do  jednej z jego teorii lubiłam  w  felietonach nawiązywać.  Już nie będę.

  I mówiło się kiedyś, że walka o byt dotyczy tylko zwierząt. Ludzie bardziej zagryzają się nawzajem. Niby niewidzialnie, delikatnie, psychicznymi metodami, ale  bardziej perfidnie niż kły i pazurska dzikich bestii.  

  W ogóle, od jakiegoś czasu mam wrażenie, jakby zapanował teraz wszędzie prymitywny, bezgłowy, człowiek ID.

  Kto to  zacz?

 Według Zygmunta Freuda człowiek ma w sobie trzy  strefy: duchową, rozumową i popędową. 

  Sfera duchowa to uczucia wyższe, wysublimowane, właściwe tylko człowiekowi, czyli nasze przeżycia artystyczne, patriotyczne, moralne, prospołeczne, itd. Stąd pochodzą nasze zamiłowania artystyczne, kultura osobista, wszystko to, co mówi nam, jak wypada postępować lub nie wypada, oraz uczciwość, altruizm, poświęcanie się innym.

  Przeciwieństwem tego jest trzecia strefa, Id. Ta najniższa, popędowa.

  Stąd bierze się chęć zaspakajania najniższych instynktów i popędów: jak głodu, snu, seksu, czyli tego wszystkiego, co mamy wspólne ze zwierzętami. Jak widać wokoło, w mediach, telewizji, na ulicy,  wszystko zachęca do szczególnego kultywowania tej właśnie strefy, do   przesadnego dbania o ciało kosztem   rozumu i ducha.

  Wygląda, jakby panował teraz człowiek  taki  tylko od pasa w dół. Ma brzuch, muskularne nogi i pożądliwe cechy płciowe. Ale brak mu głowy,  ducha,  rozumu, uczuć wyższych. To taki prymitywny człowiek ID.

   Na szczęście obie te  przeciwne sobie strefy godzi ta pośrednia pomiędzy nimi – rozumowa. Ona powściąga  człowieka przed kradzieżą jabłka ze straganu w celu zaspokojenia apetytu czy głodu.  Ona powstrzymuje przed  wciągnięciem przechodzącej dziewczyny w krzaki. Poucza, iż nie należy kogoś zaczepiać,  bo  może dokopie. Ani robić tego i tamtego, bo nie wypada, bo  będzie za to kara,

  To tak w skrócie, ale znowu jesteśmy przy rozumie.

  Mniej się o nim mówi odkąd w latach 90-tych zaczęliśmy się zachłystywać hasłami: “Robimy karierę!”. Bierzmy sprawy w swoje ręce! Wykażmy się inicjatywą! Rynek zaraz zalały poradniki typu, jak zrobić karierę? jak zarobić milion? jak być szczęśliwym, a nawet egoistą?  W mediach nieomal zapachniało drogimi perfumami różnych bizneswoomen nie mówiąc już o biznesmenach. Te panie były wystrojone i bogate. To nam miało zaimponować. No, zależy komu. Na pewno nie molowi książkowemu, który zamiast pomnażać swe finanse ponad miarę woli czytać sobie wiersze i powieści, a nawet sam takie pisać. Tylko, że fortuna   nie dla tych okazała się łaskawa. Wydawnictwa przeszły na system zarabiania na siebie, księgarnie poprzemieniały się w sklepy galanteryjne, różne tam Żabki i nawet szmateksy. Poeci, literaci zaczęli stawać ze stosami swych książek na rozstajach dróg, biegać z nimi po bibliotekach, w nadziei, że ktoś kupi choć jedną. Kogo to obchodziło?  Modniejsze stało się robienie forsy.  Na różne sposoby. Zaraz na hasło: “weź sprawy w swoje ręce” namnożyło się mnóstwo naciągaczy i aferzystów. Wielu naiwnych dało się naciągnąć. Inni bez własnych chęci wpadali w machinę przestępczą i tracili życiowe majątki.

  Popadaliśmy w pesymizm, jako że gorszy grosz wypiera ten lepszy.

  A gdzie tu miejsce na wartości duchowe? Gdzie triumf rozumu? Rozwijanie inteligencji?

  Jeśli tych wartości nie pielęgnujemy, to  polecimy jak głupie owce za ogonem  tej przed nami w przepaść na złamanie karku. Staniemy się baranami.  Nie odgonimy psa, który dla własnej zabawy czy interesu spycha ku urwisku. A może to oszust, naciągacz, karierowicz i ma interes wykorzystać innych, zniszczyć. Nie ma sumienia ani żadnych skrupułów? Trzeba samemu wybierać najmądrzejszą drogę, którą podpowiada nam własny rozum i szersze widzenie świata. Trzeba dużo czytać, obserwować i myśleć. Nie powtarzać za innymi jak papuga ich formułek. Ci mają  własny, egoistyczny, interes, by tak głosić, bo potrzebują władzy i forsy, ale inni nie. Jeśli zdobędziemy się na samodzielne myślenie i ocenianie rzeczywistości, to   nie będziemy już ani owcami, ani prymitywnym człowiekiem ID bez głowy.

  Lubię stare powieści angielskie. Świat tam bardziej logiczny, uporządkowany. Ludzie szlachetniejsi. Łotr czy cham to tylko wyjątek, bo  zwykle dobro w końcu zwycięża. Tylko, gdy im  te powieści starsze, czytam je rzadziej. Wierzę ich prawdom mniej.  Nadeszły czasy, gdy nawet w powieści zwycięstwo dobra stało się niemodne, nierealne. Jeśli nawet ceniony filozof rozczarowuje  do cna, to co dalej?  Zapomniałam, który to cesarz rozgonił wszystkich filozofów na cztery wiatry?  I co? Schować się z dala od zgiełku jak w powieści? Ja już długo mieszkałam pośród sosen.

  Ejże, trzeba dalej iść uparcie tą samą drogą. Byle z głową! Byle z własnym rozumem.

Krystyna Habrat

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Tekst budzi refleksje. Zmieniły się wartości. Ważne, aby MIEĆ, BYĆ już niemodne. Bo jest się widzianym jako frajer, a frajerów trzeba obśmiać, tępić. Co taki frajer wart ze swoją frajerską naturą ?
    Coraz więcej ludzi od pasa w dół. Idą jak burza przez życie, nic dla nich maniery czy ckliwa książka. Zresztą żadna książka. Mają swoje priorytety, swoje plany, które sukcesywnie realizują. Nieważne, ilu zdeptali po drodze. To ich czas, sprzyjający dla cwaniaków i naciągaczy. Za nimi wspomniane owce. Pędzą, aby chociaż dorównać. Nie myślą, są podatne na manipulację. Bo wygodnie, gdy ktoś za nich myśli. Czasem ktoś inny zawoła głośniej, wtedy owce zmieniają kierunek. I dalej pędzą. Do tego nie jest potrzebny intelekt.
    Dokąd tak można ?
    Świetnie napisane, przez prawdziwą intelektualistkę i znawczynię ludzkiej natury.

  2. Polecam ogromnie książkę “Przewodnik stada” Connie Willis, powieść o owczym pędzie właśnie i samodzielnym myśleniu. Dobra literatura pojawia się tam jako istotny wątek, “Z dala od zgiełku” też jest wspomniane.

  3. Dziękuję. Już zanotowałam polecaną książkę. Lubię, gdy ktoś poleca mi dobrą lekturę. Sama też chętnie się tym dzielę. Bylebym znalazła ją w którejś z moich bibliotek. Pozdrawiam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko