Zbyszek Ikona – Kresowaty – „A MOŻE JA JUŻ WYSOKO TAK UPADŁEM„

0
777
Portret poety Jerzego Szatkowskiego wykonał Zbyszek Kresowaty


        Poeta i prozaik, redaktor, nauczyciel dyplomowany – polonista odszedł jak wiemy nie tak dawno w błekity… Wydał m. innymi następujące zbiory wierszy, które trzeba wspomnieć: “Nie znam żadnego śpiewu” (1968), “Barwonie” (1973), “Bo żywosłowić ciebie jest żywicowanie” (1975), „ TRIADA DLA  IWY” – Poemat, a wcześniej “Tren dla Steda” to bardzo ciekawy niekonwencjonalny, bo poprzez wiersze i prozę poetycką, zapis przyjaźni między Edwardem Stachurą a Jerzym Szatkowskim. Długo by mówić, pisać, gwajdolić (Witkacy) o stylu Jerzego o Jego słowieniu i sposobach wyrażania nie objetego żadnymi barierami. Wiersze Jerzego Szatkowskiego, które podaję poniżej po moim iście ostatnim do Niego, są wzruszające, pisane jakby na jednym oddechu i w eterycznej aurze… Celowe słowienia i synonimy, których najwięcej w Cyklamenie dla Iwy, wynikające z romantycznego wnętrza poety i podejścia elokwentnego do każdego słowa  wydostającego się z autonomicznej wyobraźni dobarwiają metaforyki,  wzbogacają zaangażowanie poety w podziw świata i najbliższego otoczenia, także całego kosmosu. To często kosmologia metafor sensów i spojrzeń…  Jerzy jako poeta wyciszony nigdy nie był za tym, żeby drukować, publikować, swoje teksty, może nawet byłby zły, że teraz po Jego odejściu, wykorzystujemy Jego nieobecność, pozwalamy sobie na publikum czegokolwiek o Nim. Ale to w rzeczy samej przecież tak zwany CZYŚCIC o Poecie Wielkim – ważnym…  Każdy, zwłaszcza ważny i wyjątkowy twórca, różnej maści, musi przejść  TEN czyściec. To czas na mówienie o Nim, pisanie, spotkania poświecone Jego twórczości, rozprawy o nim, monografia, etc. Ale mam tutaj ostatni list do Jerzego, a napisałem ich wiele, natomiast ten o Motylowie, jakby dotyka bardzo Jego osobowości, bardzo wrażliwej. Natomiast wiersze to zaledwie kilka tekstów, o które poprosiłem kiedyś do kwartalnika „metafora”,( który jakiś czas  w latach poprzednich po J. Górcu prowadziłem.) – Później po usilnych staraniach zgodził się. Te wiersze nie pochodzą z poematu „Cyklamen dla Iwy” – ale dają klimat wyjątkowy, czasem okraszone synonimami, Jego synonimami, to rzecz bardzo  zupełnie wyjątkowa. Natomiast jak zajrzeć do Cyklamenu, gdzie poeta w Zielniku Iwy – traci fizyczne poczucie rzeczywistości, wchodzi w takie empirium w którym nie ma czasu, transcendentnie mknie w odnogi przyrody z Iwą u boku.


                    „Cyklamen dla Iwy” ukazuje cały zbiór synonimów wszechstronne wielbienie i słowienie Iwy – nazwałem to pobytem na Nirwanie, a tym samym wielbienie natury i przyrody. Do tego Zielnika wszedł i teraz jak prastary epicki faun rozkoszuje się nagością jedynej kobiety, wiedzie ja na erotyczne manowce. Oznajmia wszechświatu wewnętrznie, że posiadł coś niesłychanie boskiego…  Zatem umyślnie powtórzę, uparcie i dosłownie jeszcze po raz enty cytat z innego ważnego wybitnego poety, a mianowicie Juliana Przybosia, kiedy to się żywo zainteresował twórczością Jerzego Szatkowskiego z Antoniewa już w latach po siedemdziesiątych :
winszuję/ Jerzemu Szatkowskiemu/ i życzę/ żeby spełnił/ nową, myśl poetycką/ w Polszcze /t.j. w Wielko – i Mało/ Polsce i odniósł walne zwycięstwo/ nad opancerzonymi/ starymi formami/ Krzyżakami wypraw/ poetyckich/ nieochrzczonych jeszcze/ nazwiskami/ pogan Rzeczywistości.”
  Poeta Jerzy Szatkowski także posiadał zdolności plastyczno manualne, nawet wykonywał na potrzebę „OP” portrety. Robił colage motyli i pomieszczał w swoim kwartalniku. Drukował młodych poezje,  stąd nazwałem Okolicę Poetów „Motylowo”, kiedyś napisałem list do Niego, bo poprzez te motylowe collage jakby tęsknił do jakiegoś świata nazwanego Niebem. Motyle na swych skrzydłach miały oczy i spoglądały na Niego jakby zza zasłony Nirwany.
          Cytuję mój ostatni luźny list do Jerzego Szatkowskiego na Okolicy Poetów, który był przyjął i wydrukował w swoim kwartalniku…

Jerzy – Twoje motyle… to dusze poetów, którzy odeszli  na „wieczne wrzosowiska”

          Drogi Jerzy! – Jest druga w nocy, siedzę przed szachownicą komputera. Właśnie przed kilkoma minutami przejrzałem wtórnie Twój kultowy magazyn OP, który nadszedł do mej pracowni dziś. I znów przyglądam się Twoim motylom nader zmysłowym, jakby z jakiegoś bytu nieznanego z Nirwany? – I znów nie mogę się dodziwić – Wybacz! – ale domyślam, że to przecież Dusze Poetów, z klepsydry, jak patrzę za każdym oglądem są bardziej intrygujące. – Żyją – są! – czasem jakby nałożone na siebie, co najmniej po dwa trzy gatunki z kilkoma parami ócz. Pomyślałem sobie, że są one wizerunkami Dusz Poetów, którzy odeszli na „wieczne wrzosowiska” – są to wręcz Rzędy Dusz, jak w teatrze Grotowskiego – domniemam, że i Jego dusza się tam mocuje z Bogiem, bo przecież był też poetą. Pamiętasz jak podesłałem ci skąpy tomik Jego wierszu, ale nie ogłosiłeś ich – a szkoda! – Otóż mając ciut wiedzy o motylach, ich pochodzeniu i domniemanych miejscach przeistaczania, z dalekiej krainy, o ich wędrówce z takich harmonijkowych sopli, myślę sobie o pożegnanych nam znanych artystach, także innej maści, wydobywających się czynnie spod Twych ciepłych palców – Jesteś sam przecież z tych „niepokornych”, które wciąż ewoluują… Jesteś tutaj jak ziemia wydająca co rusz ich porę tykania. Jesteś takim medium, a na ramieniu z gałązkami motyli, przemierzasz knieje przestrzeni jak Merkury za zgodą Oceanusa do Dusz słowiarzy, a przygrywa ci Marsjasz – malarzysz hen! – aż na drugą stronę Okolicy. Na białym żaglu kartki, nakreślasz ich kody, naturę…
     – Ba! w wielu ostatnich numerach OP pokazałeś, że radzisz sobie plastycznie szerzej i całkiem nie źle, bo widzę, oprócz motyli, portrety Poetów tych utlenionych w klepsydrach, a także „żywych” w słowie, jakich nie powstydziłby się intratny plastyk. Na przykład widzę ostatnio Ryszarda w kapeluszu – Jest znakomicie nakreślony, tudzież Antek Pawlak, czy Eda Ostrowska nakreślona kancikiem zgodnie ze swoim ostrym image, Erwin Kruk, inni…  Twoje pegazy, portrety „Ewy Bezlistka z Nieraju”, czy wizerunki metaforyczne; Bruna, etc. Twój blok – z „archiwum literacko artystycznego” jest na pewno streszczeniem wspomnień, bywa też senso stricte śladem „radosnym” spisem tego co ongiś „niechcianych” nosiło po Dworcach Miast, po torach i kniejach oraz polach dni… po zawiłych prywatkach ku powitaniu słońca… To przecież małe, ale treściwe „Zapiśniki”…  Ale co do portretów – Przebarwiamy czerń i lekko krzywimy im twarze, podpierając je
sensami poczerniałej ręki – i to jest takie niepisane prawo głębokiego patrzenia, takie wartowanie na Portretowisku, gdzie co najmniej dwie metafizyki przenikają się na opak – Otrzymujemy zatem portrety nie fotograficzne ale magiczne(?)…
        – Natomiast strony z Twego archiwum literacko – artystycznego ciekawią, tak jak portrety i motyle. Ale, ale, ale! zafrapował mnie bardzo i bardzo obrazek pt. „Kołyska z trumną w tle” – spadła mi na moją wyobraźnię w ramce portretowej? – czy smutno? – nie! – Ale jakoś niespokojnie – aczkolwiek treściwe wierszo – zdania z kołyski – myślę że to epitafium dla Jakiegokolwiek poety, który już na wiecznych wrzosowiskach pokutuje za kształt słowa, za tłumaczenia z języka nieznanego na nasz, pomyślałem, że  to jakaś „tęsknota”… do Nirwany? –  Nie chcę przywodzić na myśl Twego „Cyklamenu”, gdzie Raj i motyli niezwykłych, słowoczujne moce, ale jednak ten obrazek mnie bardzo powala, a przecież Ty sam jeszcze masz daleko do takiej kołyski – wiem zaduma – refleksja jest także motorem, i czeka cię jeszcze wiele imaginacji artystycznych oraz nie jednego z nas, choćby wpatrywanie się swoim motylom w te szeptliwe oczy po – wieki…
– Mnie marzenie takie „z kołyską” zesłało na powrót niecodzienny fragment wiersza – Napisałem kiedyś tak: a jakby tak położyć spać wszystkie wiersze, noce i dni, położyć spać jak dziecko i śpiewać, uśnij że mi uśnij i we śnie urośnij lepszy świecie mój…
     Pamiętam, prof. Skolimowski – założyciel Katedry Ekofilozofii z Warszawy – przyjaciel Dalej Lamy, były wykładowca na Uniwerku w Los Angeles – On dłutował podobnie swoje mądre słowa, tak jak ty w ramkach, na kamieniach granitowych , kiedy go zapytałem dlaczego to robi? – odpowiedział, bo tak pozostawione słowa, choćby je zabrała w czeluści ziemia, jak kiedyś dinozaurów, one napisane raz dostają zawsze moc i cel, zwłaszcza kiedy już zostaną na nowo odnalezione w inny czas… przemówią wtedy nieco inaczej.  Ale wracając do Twego Motylowa, chcę moją tezę, co dotych Dusz Poetów, jeszcze dalej motywować, jako widz i Twój przyjaciel wierny – Wierny Zawsze Twemu Czasowi na Okolicy, że ta ulotność ma tu swój jedyny wyrysowany czas, ma otwartą przestrzeń cykle, które omotu(lu)jemy jakąś pajęczyną na kokon przyszłość. Jak patrzę – widzę jest tu np. taki motyl Jętek, który jest bardzo i bardzo zachłanny na światło, wpada on zawsze bez opamiętania nocą na każde oświetlenie, np. uderza do oświetlonych okien, uderza całym sobą jak zatraceniec i rozbija się na śmierć. Czy coś Ci to mówi? – na pewno. Łatwo sobie wyobrazić „bledszy odcień bladości” .

            Dygresyjnie wspomnę; kiedyś moja znajoma artystka  opowiadała, że kiedyś przez otwarte okno, wieczorem – co ważne! – wleciał do pokoju motyl i usiadł na rączce jej nowo narodzonego dziecka. Dziwne! – powiedziała do siebie…. I jakiś prąd niepokoju opanował jej sylwetkę. Pomyślmy: wieczór późny, karmienie, a tu zza światów… przez otwarte piękny ciepły motyl? –
wcale nie ćma. Czyżby jakaś dusza przybyła w odwiedziny? – Młoda mama zapytała siebie i  pomyślała sobie to jakaś niedorzeczność.Skąd wieczorową porą kolorowy motyl? – Są takie motyle i nazywają się  Jętki. 
       – Natomiast mój znajomy naukowiec entomolog, o dziwo! kolekcjonujący motyle, zdradził tajemnicę, że motyle potrafią piszczeć, kiedy się je atakuje, np. przekłuje szpilką.  – Dlaczego to robisz? – spytałem, jak coś takiego wiesz – słyszysz? – skwitował to milczeniem, pewnie własnym cichym wewnętrznym osobistym piskiem duszy ludzkiej niesłyszalnym dla innych. Może właśnie tutaj przytoczmy kilka zaskakujących innych cech dla motyli, bo ponoć motyle nieustannie zaskakują badaczy nie tylko swoim różnorodnym kształtem – wyglądem, wciąż powstają nowe i nowe wzory, co dziwne – prawie wszystkie posiadają kilka par ócz na skrzydłach – To pewnie jakiś kod, mają też wyrysowane brwi, a także zamknięte oczy po-wiekami o wizerunku kwiatu?- jak u Ciebie. Otóż jak wiadomo na całym świecie żyje ponad 150 tys. gatunków tych pięknych dusz… Ich miejsca są specyficzne.
       Drogi Jerzy – ty wiesz- ja wiem odchodzisz pomału, zaglądasz oczami motyli – ale masz jeszcze dużo motyli do odwzorowania, przywołując je z własnej autonomicznej przestrzeni konicznie chwytając ich wyrys na białym żaglu kartki, jakby to nazwał poeta – masz jeszcze wiele ich kształtów do tłumaczenia… Motyle zasiedlają wszystkie kontynenty i tworzą pewną ulotną wspólnotę. Może wspomnijmy najważniejsze inne cechy motyli, w tym i Twoich, choć czarno białe to kolorowo nam zaświecają gdy się dobrze wpatrujemy weń.  Kojarzą nam się przede wszystkim z bajecznymi powidokami, choć nocne nasze wyglądają raczej niepozornie, szaro, mrocznie?  – Ale wszystkie ich zjawy wiodą fascynujący – budzącą zachwyt postać dorosłą, zwaną jako image. W przyrodzie nie są jednak tylko ozdobą, ale pełnią także ważną funkcję zapylając kwiaty. A więc Twoje motyle zapylają naszą zmysłowość specyficznym zapachem… Jak mówią naukowcy – motylami są także ćmy.  Większość z nas wie, że ćmy znacznie różnią się wyglądem od motyli aktywnych w ciągu dnia.    

Są jednak wyjątki od tej reguły. Gatunki, powiedzielibyśmy „nocne Marki”, należące do tzw. zmroczników, np. „Gładysz”, czy „Oleandrowiec”, kolorami nie ustępują motylom dziennym. Ale tak naprawdę niesamowicie prezentują się motyle nocne z rodziny Uranii, które do złudzenia przypominają inne motylowate np. kolorowe „Pazie” – w przeciwieństwie do większości nocnych mają delikatny, wydłużony odwłok oraz duże skrzydła z ogonkami, które układają się podobnie jak u motyli lubiących światło w różnych odcieniach…
       Dowiedziałem się, na okoliczność tego listu do Ciebie, że istnieją tzw. motyle „Kraśniki”. Są one właśnie motylami dziennymi, ale na odwrót wyglądem do złudzenia przypominają ćmy. Co jest tu grane!? – Otóż długo uważano je za gatunki nocne, które są aktywne w ciągu dnia – Przyznać trzeba, że coś tu nie tak! z ta zamianą funkcji?
         – No i dowiedziałem się jeszcze innej ciekawostki, będąc kiedyś gościem na siedlisku u profesora Rybczyńskiego – artysty grafika (z ASP w Poznaniu), ze Stronia Śl., (7 km. od Lądka Zdroju), będąc u niego na wieży widokowej i pod nią na prelekcji o nietoperzach, on sam wieżę za życia podniósł z ruin na tzw. Łaskawym Kamieniu zwanym dalej „Wapiennik”) – A więc podniósł wieżętylko dla tegożeby wróciły tu nietoperze – więc niektóre motyle, zwłaszcza ćmy, odstraszają nietoperze, emitując ultradźwięki, wyjątkowo przez same nietoperze bardzo nielubiane także z powodu okropnego smaku ciem, gdy są przypadkowo przezeń zjadane… Tam u Niego na wieży i pod nią przeganiane się ćmy. Natomiast taki motyl ćma jak „Zmierzchnica czaszko – główka” poszła o krok dalej, w chwilach zaniepokojenia wydobywa z przełyku dobrze słyszalne piszczące inne dźwięki, które są w stanie przepłoszyć każdego drapieżcę. Dygresja – takie widzę także, choć bez  czaszki, w rzędzie Dusz jaki stworzyłeś.       Ale tak już abstrahując – pomyślałem Jerzy, ile to motyli twoich można przypisać duszom poetów, których znaliśmy, dźwięczeli oni w przeszłości na ohydne nietoperze i potwory krwiopijne z okresu totalitaryzmu – Ty ich dobrze znałeś… znałem niektórych i ja! – Twoje motyle, każdy z osobna, przypisany jest jakiemuś ogniwu w tym czarnym łańcuchu  – czy nie tak?
        Z Twego Motylowa łatwo wyselekcjonować można motyle, np: z oczami Twojej Iwy… „Ewy Bezlistnej z Nieraju”, Steda, Bruna, Wincentego,


motyl z oczami załzawionymi Babińskiego, Ratonia mokre oczy wynurzające się z wanny, szkliwne oczy Wojaczka na Dworcu we Wrocku, Waśkiewicza nad morzem, Herberta, przekrwawione oczy Kawalca, Barańczaka, katorżnicze oczy Grotowskiego, Bursy, Hłaski za kierownicą, Miłosza, Ratajczaka, Maćka Zembatego znanego mi, któremu świadczyłem portret oraz oczy bardzo znane mi np. Czesia Niemena (był także poetą niepokornym),  innych słowiarzy i śpiewnych motylujących w naszej pamięci, odwiedzających Ciebie, siadających na Twej dłoni, na ramieniu i głowie jak u Owidiusza – Widzę i czuję jak chwytasz za piórko, lub inne czernidło i wyszeptany Ci do ucha wzór – notujesz, jako odcisk plamę na białej kartce – Jak widzę ta karta jest już dość dobrze zaczerniona… Można zaobserwować u Ciebie, że te „barwne motyle” jedynie w wyobraźni czasem jakby na służbie u Archanioła Uriela, odpowiadającego za światło słoneczne, choć nakreślone cieniem  motyle na Okolicy – odpoczywające z rozłożonymi spłaszczonymi skrzydłami – teraz mają już łatwiej. Wybacz ale wyjdę w pewne narracje przypisując niektóre nazwane naukowo do danego poty, choćby te  gatunki o ciemnym ubarwieniu jak Battus polydamas… (to chyba Babiński?), ponieważ był takim rozgrzanym, lub sennymi nocami, był takim „panelem słonecznym” – te motyle skuteczniej gromadzą energię, a później pokonują przestrzeń… między niebem a Oświęcimiem? gdzie On poeta ( „swój grób chciał mieć”) – One czasem lądują na rozgrzanym twardym tle, układają się jak jawne rozstępy… Kolejny motyl na Okolicy to Rusałka znana nam dobrze (Jola Węklarowa?) siedząca ze złożonymi skrzydłami, wyglądająca jak łagodny liść pokrzywy na jesieni, stroszący głównie szelestem, cichym piskiem nocą. Inny to motyl zwany „Zawisak” (Wojaczek?) – dostosował swoje barwy do deseni zbyt procentowo, siada zawsze na chropowatej korze drzew, ale wieczorem znów głośno chrzęści w Klubie Dziennikarza we Wrocku, jak słyszę i widzę przez mgłę, w swej skórzanej czapeczce. Wspomnę jeszcze o motylu zwanym Brunon (Milczewskim?)  – to także kolejna prawdziwa nazwa naukowo legendarna, z innej ciekawej odmiany. No i jeszcze motyl Stednik wędrowiec (Edward Stachura). Inną formą ochronną motyli jest mimetyzm, czyli udawanie znacznie agresywnych gatunków, chcących szumnie mocno aż do dreszczyku zaistnieć… Udają znane okolice Poeticosu bardzo żywo…

         Na przykład „Przeziernik Osowiec” przypomina on szerszenia kiedy Marzec stroszy swe Idy, (Kośmider?) podobnie jak „Zmierzchnica trupia główka”, która także będzie straszyć żółtoczarnym już piszczy, że jest herbowa chcąc innym podgryźć  różne nawisy cenzuralne… Wspomniana wcześniej „Rusałka” jako „Pawik” potrafi zmylić przeciwnika kocimi oczami na całej wierzchniej stronie skrzydeł.
       Natomiast jak na motyla „Rusałka – Pawik” osiąga dość spore rozmiary i cykle dźwięku. Rozpiętość skrzydła jednego wynosi od 4,5 do ponad 6 cm. na sekundę. Co do wyglądu, próżno szukać drugiego takiego w naszej „Okolicy Poetów”. Wierzch skrzydeł tych motyli jest jaskrawoczerwony, zaś wierzchołki każdego skrzydła, są przyozdobione „czerwonym pawim oczkiem,” i plamkami imitującymi duże krowie oczy. 
      Otóż, jak twierdzi dalej kolekcjoner – pogromca i „morderca dusz„ – że dymorfizm płciowy u każdego motyla jest jednak bardzo słabo zaznaczony.
Objawia się głównie tym, że u nich żeńskość jest przeważnie nieco większa od męskości. Znacznie łatwiej – możemy, obserwując ich dalsze zachowania, określić ich rodzaj i płeć, zwłaszcza wiosną, gdy trwa ich okres wysiewu, także tych nocnych motyli,  a to Jerzy przecież już – pomyśl Drogi  zupełnie niedługo nastąpi – mam nadzieję przeniosą się także na Okolicę Poetów.

–  Twój Zbyszek Kresowaty



 
W   I   E  R   S   Z   E
P R Z E D O S T A T N I E
Jerzy Szatkowski


Córeczko moja

córeczko moja, nie jesteś dzieckiem miłości (-)
nigdy, przenigdy… nie kochałam twojego ojca
( to wyznanie, ten sumienia głos, „cios” jest:
– jak czarno – białą rapsodia na kolczaste struny
– jak zagipsowane usta jasny protest-song
– jak tren na umycie zbroczonych, pokalanych rąk
– jak kula w ciele która budzi się o złej pogodzie
– jak o porannej rosie ścięty dzikiej róży pąk)
z poczęcia ciebie – na pościel umajonych łąk –
prawda; nie z dobrej, ale i nie przymuszonej woli
pamiętam tylko rozczarowanie i ból, i żal jeszcze
a potem już: na monotonnie kołyszących falach
codzienności, conocności: zwiewne żagle pieluch,
do żywca skrzydła odcięte: owe dziewczęce ideały,
ody do młodości, romantyczne do potęgi sny: nic
tylko łoże i stół aż do przesycenia, przejedzenia,
pralka, odkurzacz, żelazko i małżeńskie sceny
za kulisami domowego ogniska, na wysoki połysk –
ciągłych pozorów doskonała gra… i, rozmyślałam,
beznadziejnie, że już tak będzie przez ile minut
w godzinie, godzin w doczesności… (ciasny kon-
formizm, duszna egzystencja, cela klatka akwarium)
córeczko moja, mówisz: „ nienawidzę tego mężczyzny,
który ani mi ojcem, ani mężem ci” ale to właśnie on
– stało się – nie ciało moje otworzył, ale je od-
tworzył, wyzwolił i… córeczko moja, wiedz, twoje
„nienawidzę go” jest równie mojemu „jakże go miłuję”
I nic tu – ojciec twój (-) i nic tu – mój mąż (-)
– nie będzie żadnych domu rozbiorów… rozwodów,
licytacji racji czy orzeczeń win, tylko: Oleńko,
któraś… nie jest dzieckiem miłości, któraś już
nie jest… dzieckiem – odpuść nam; naszych dusz
obcowanie (-) które dopiero teraz, dopiero – już…


 *   *   *

ani modlić cię potrafię
ani cię przeżegnać –
jeszcze fala krwi falliczna
przewala się we mnie
aż w bębenkach- –
w podskórniach gdzieś
grzech grzechotnik
do serca podpełza –
M o d l i s z k o
do wiersza tego w odsieczy
miałem tytuł tylko
w jaśniecholerny wulgaryzm
już stroją go wargi…
ale – i ty jak cmentarz
opuszczona teraz
a mnie twarzą w pysk
z psem pogadać tylko


Momento

o, iść za głosem i wyprzedzać s ł o w o
       nie to przypadkami odmienne
jak manier i mód forma chorobliwie zmienna
bo słowo staje się i znaczy kiedy niepodzielne
       i posłowia zbędne
ono w płaczu i śpiewie anonimem szlachectwa
od zarania m y ś l i języka przerasta
wiedz sprawdza się w prawości nie na piedestałach
wtedy chrzest swój przekracza w czym nasze pojecie

– co zapomniał ten celebrans – stańczyk
w sztuczny śmiech trącony poeta genialny


Pierworodny

ierworodny – byłem całym twoim wianem
nie-ślubnym ale weselnym do łez dolorosych
jednak – miałem we wsi kołyskę ostatnią
kołysankę kolebusią tańcowaną dokolusia
„ – uśnij że mi uśnij mamin ziemisynku –„
zośródek chleba czerstwych krasne krasnoludki
baje z folkloru malowane myszkującym kotem
świerszcza za piecem i psa co się wabił: wilk
raniuszki budziki w rosochach skwirzące
i strzechę mad głową na każde dobranoc…

wiem – kiedyś mnie dziecku przy młyńskim kole
nad wody szklarska porębą piosenki o wianku
pieśni oczepinowe o chmielu śpiewała z miłości
– słów brakuje mamo – M a c i e r z a n k o


*   *   *

Laszko moja – wiesz –
gdy w lesie jestem:
wolny słuchacz drzew
myślę: niech wiersz
nie bosko ale polsko
brzmi jak sosen koron
lechistański śpiew – –


Tylko ty wiesz

kiedy sowa wzrok w mrok zapala
kiedy w zębach wilka świeże tętno gaśnie
kiedy w sygnaturce pajęczyna drzemie
kiedy przespać się z tobą
znaczy nie móc zasnąć…
a trzciny stoją jakby sąd szedł – –
jezioro ciepło swe oddaje nocy
słychać nie płetwy już a oddech skrzeli
nagonasienne w powietrzu skrzydełka
– taka cisza spowiada kłusownika
prowadzi poetę do państwa
które jest jak państwo młodzi – –
tam śni się słowo – ono – trwoży się
stworzyć… jest w tym cos z gniazda
które wyzwoliło ptaka  co przestrzeń
z góry przejęzyczył i otwartymi skrzydły
– na wylot – czyta – księgę lotu…
Mario Magdaleno wiersz żem ci uczynił
– jaki tytuł jego – jaki chrzest –
Mario Magdaleno to tylko ty wiesz  


*   *   *

… kiedyś dzielili posłanie i stół
teraz włos na czworo książki i obrazy
on smycz ona psa jeszcze – –
z głowami do góry na rozstaniu dróg
na własną rękę biorą się w garść
– okna zabite deskami…
panie świeć nad kornikami

Jerzy Szatkowski – ur. w 1940 r. w Solcu Kujawskim. Zmarł 02 kwietnia. Nauczyciel w Państwowym młodzieżowym Zakładzie Wychowawczym w Antoniewie. Ukończył Studium Pedagogiczne. Debiut prasowy w „Pomorze” 1958 r. Wiele lat wstecz Laureat licznych Nagród w Konkursach Literackich. Opublikował kilkanaście tomików poezji  oraz trzy książki o drogach twórczych  przyjaciół poetów przeklętych m. innymi: Edwardzie Stachurze – Stedzie i sobie oraz Ryszardzie Milczewskim – Bruno, innych jak Wincenty Różański … towarzyszących temu nurtowi, a dzisiaj już klasyki literatury współczesnej  (ilustracje i exlibrisy wyk. Zbyszek Ikona Kresowaty) –  J. Szatkowski redaktor naczelny poznańskiej „Okolicy Poetów”, redagował  przez lata autorsko,  utrzymany w szacie pierwotnej kwartalnik. Za życia poeta był nazwany milczącym, ostatnim poetą czarnego mitu poezji polskiej – mitu romantycznego słowiarstwa i ofiarnictwa, odchodzenia ku miejscom ostatecznych spełnień… o czym pisał Julian Przyboś i Edward Balcerzan –  Poeta był ostatnim ogniwem w/w trądu poetów, tzw. „poetów przeklętych” i tragicznych, był ich wiernym przyjacielem i orędownikiem ich poezji. Odszedł  na „wieczne wrzosowiska” .

Cześć Jego Pamięci!


List oraz  wiersze z notką podał
Zbyszek Ikona – Kresowaty

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko