Co łączy Gręboszów i Tarnów ze Stanisławem Wyspiańskim i majorem Henrykiem Sucharskim? Na takie pytanie trafnie i bez trudu odpowiedzą sobie przede wszystkim czytelnicy tej obszernej, blisko 500-stronicowej i – powiedzmy to od razu – arcyciekawej z wielu powodów oraz ważnej poznawczo książki Romualda Karasia Tajemna broń. Majora Sucharskiego droga na Westerplatte*.
Po kolei zatem.
Gręboszów to mała wieś leżąca niedaleko Tarnowa, w której Stanisław Wyspiański umieścił akcję swej głośnej i tak kontrowersyjnie po dziś dzień przyjmowanego, zakazanego przez austriacką cenzurę – realistyczno-obyczajowego dramatu Klątwa odpowiedzialności człowieka za swoje czyny (prapremiera 1909 w reżyserii Aleksandra Zelwerowicza w Łodzi). W tymże Gręboszowie urodził się przyszły obrońca Westerplatte – major Henryk Sucharski (1898-1946), który tę sztukę poznał z lektury gdy w Tarnowie uczęszczał, w latach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej (od 1909 roku), do tamtejszego II Gimnazjum. Dla jego edukacji było ważnie niemniej i to, że zamieszkał wtedy na stancji u swoich miejskich krewnych – „przyszywanego” dziadka Stanisława Bojko i jego żony Katarzyny – ze znanej dobrze, nie tylko w Galicji, rodziny wybitnych ludowych działaczy społecznych i oświatowych, chłopskich pionierów partii włościańskich, skupiających ludzi wywodzących się z przeludnionych i ubogich galicyjskich podtarnowskich wsi. Należała do nich słynna rodziny Bojków (matka Henryka Sucharskiego była z domu Bojko) – na czele z Jakubem Bojko, chłopskim posłem do Rady Państwa w samym Cesarsko Królewskim Wiedniu, a w międzywojniu wicemarszałkiem Sejmu I Senatu po 1919 r.
I tak zaczyna się ta Karasiowa reportersko-literacka, bogata i niezmiernie dociekliwa faktograficznie, od razu też wciągająca w swój bystry narracyjnie nurt – „opowieść biograficzna” o młodości Henryka Sucharskiego. Zręczne i bogato utkana z autentycznych wydarzeń z życia jej głównego bohatera, podawanych z pietyzmem (nie zawsze nadmiernym), a czasami także i z niezłym poczuciem humoru. A zawsze z wielką znajomością rzeczy, bo czerpanych z pierwszej ręki oraz pełną garścią z licznych najrozmaitszych dokumentów, wspomnień i zapisków uczestników opisywanych zdarzeń. Różnej zresztą wagi i miary, zawsze jednak jakoś znaczących dla życia bohatera i jego środowiska. Umieszczanych na ogromnie szerokim i barwnym dla nas dziś niepomiernie tle ówczesnych zasadniczych problemów epoki z przełomu wieków. – dokonujących się wówczas wielkich przeobrażeń społeczno-obyczajowych. Cierpliwie i z uwagą wyszukiwanych przez autora z wszelkich możliwych i dostępnych obecnie źródeł i materiałów, dotyczących dziejów całokształtu tamtejszego życia polskiego. Czasu jeszcze z końcówki okresu zaborowego i oznak nadchodzących zmian.
Czasu iskrzącego tak często na tym, jak wiadomo skądinąd, zawsze zapalnym styku galicyjskiej wsi, pańskiego szlacheckiego dworu, plebanii i miasta; losów ludzi różnych stanów, zawodów i życiowych doświadczeń. Umieszczanych przez autora na tle dziejów przysłowiowej wiejskiej „galicyjskiej biedy” (i przywoływanej niekiedy w drugim planie tej opowieści trwałej jeszcze wówczas pamięci o „buncie Szeli”). Potem w zetknięciu głównej postaci z losami mieszczan Tarnowskich. Tego dawnego i nowego, mającego długą historię miasta, drugiego w Małopolsce co do ważności po Krakowie. Miasta przeżywającego na przełomie XIX i XX wieku wielki pod każdym względem rozwój, znaczący boom inwestycyjny, np.: dworzec kolejowy (uznawany za jeden z najpiękniejszych w całym cesarstwie Austro-Węgierskim), wodociągi, elektryfikacja, a nawet linia tramwajowa… Wszystko to pod wodzą wielkiej miary burmistrza tego miasta, Tadeusza Tertila, nota bene przyjaciela wybitnego pedagoga i mentora młodzieży (w tym i młodego Henryka), gimnazjalnego profesora Kazimierza Wojciechowskiego… Co nie bez znaczenia, bo obaj stali się wielkim idolami także i naszego młodziutkiego gimnazjalisty pochodzącego z malutkiego i zapyziałego cywilizacyjnie i gospodarczo Gręboszowa. Jako ludzi, których często wspominał i pamiętał przez całe swoje dojrzałe życie – pierwszych wzorcach własnych późniejszych postaw i wyborów życiowych majora Sucharskiego; ich czynów i patriotycznych wyborów, zachowań godnych uwagi i naśladowania przez całe dorastające wtedy ambitne pokolenie…
Książka Romualda Karasia – w jednej z swych warstw – to także ze wszech miar interesująca opowieść o dorastaniu i dojrzewaniu, kształtowaniu się charakteru wiejskiego chłopaka, przygotowania do przyszłych zadań w mającym się wkrótce odrodzić niepodległym państwie. A dodać koniecznie trzeba, że pretekstem i głównym zarazem powodem do jej powstania stała się dla autora sprawa toczącej się już od samej niemal „klęski Westerplatte” i narastająca po śmierci majora Henryka Sucharskiego fala ostrych dyskusji i nie rzadko mocno krytycznie tendencyjnej oceny jego postaci. Podkreślił to słusznie w swym posłowiu Aleksander Rowiński: „Romuald Karaś, uznany reporter w najlepszych latach polskiej szkoły literatury faktu, postanowił zadać kłam nagonce, jakiej ofiarą stał się nasz bohater narodowy – obiekt ataków w polskiej prasie, radiu, telewizji, filmach i wielu książkach. Karaś (…) kwestionuje wredne insynuacje, zacząwszy od najgłośniejszych: o załamaniu psychicznym dowódcy Westerplatte i wywieszeniu białej flagi po bombardowaniu placówki 2 września 1939 roku. Po dniach heroicznej obrony Westerplatte, major Henryk Sucharski kierował do swoich żołnierzy idących do niewoli prorocze słowa: Jeszcze się Polsce przydacie”.
Tajemna broń. Majora Sucharskiego droga na Westerplatte to druga, środkowa część tej obszernej opowieści. Pierwszą była Klątwa i cud (wyd. 2017), szeroko i na ogół z aprobatą dla wielkiego trudu autorskiego i jego polemicznych pasji, komentowana w prasie, o czym sam pisze Romuald Karaś, przywołujący te dyskusje i niewybredne częstokroć zaczepki z wcale nieskrywaną satysfakcją (i słusznie) i równie nieskrywanym polemicznym zapałem w swym Liście reportera do śp. pamięci majora Henryka Sucharskiego, zamieszczonym na końcu Tajemnej wojny.
A w przygotowaniu część trzecia tej obszernej przyciągającej uwagę czytelnika opowieści o wielu zresztą elementach czerpanych z czysto niemal powieściowego arsenału środków pisarskich, narracji odważnie łamiącej konwencjonalne literackie normy i miary tak zwanej klasycznej „biograficznej opowieści”, wykraczającej ponad zbanalizowane środki wyrazu. Będzie ona nosić tytuł Bohater Wielkiej Wojny. Czekamy na nią niecierpliwie.
.
—————————–
*Romuald Karaś Tajemna broń. Majora Sucharskiego droga na Westerplatte,Oficyna Literatów i Dziennikarzy POD WIATR, Warszawa 2018, s. 496