Poszukiwacze złota
Pewnego dnia spotkałem poszukiwaczy złota
Pełno ich teraz biegają wzdłuż podmiejskich śmietników
Krzyki radości przemieszane słońcem i odorem
Umierających skowronków
Wieczorami opowiadają historię Hioba
Podobno bywa wśród nich zachęca ruchem dłoni
Do odchodzenia
Jest obojętny
Wobec wszystkiego co ma smak wyrafinowany
Pełen artystycznych uniesień i wzruszeń
Bardziej wypełniony naszymi oddechami
Niż przyległy horyzont
Tak jak obojętna bywała śmierć
na cesarskim dworze Romanowów w ciasnych piwnicach
z westchnieniami odbijanych od muru kul
Zatem świadomi wydarzeń minionych
układają złote głowy
w muślinowym zapachu starych worków po cemencie
w komnatach między marmurami fontann
spływającymi w głąb z miejskich wodociągów
Piją wino
o niebieskim smaku anioła
a później odlatują w zupełnie niezrozumiałe krainy naiwności
Tymczasem przy autostradach
zapalają pierwsze światła
niebo nad nimi zgina się jak obwarzanek
grzeszne i i pełne zapalczywości
Milczę
bo być może to jest mój obłęd od którego uciekam
wiecznie dziecinny
i wiecznie chcący coś odnaleźć