ZBYSZEK IKONA – KRESOWATY – NA ODEJŚCIE SŁOWIARZA WYBITNEGO Jerzego Szatkowskiego z „Okolicy Poetów”

0
791
Portret poety Jerzego Szatkowskiego, 8 lat wstecz, wykonał Zbyszek Kresowaty

Odwiedziłem Go pod koniec października 2018 roku, u Niego w domu wraz z poetką Łucją Dudzińską. Na miejscu zrobiłem portret miękkim ołówkiem, który został na pamięci. (nie ten pokazany wyżej) Pozostałe jedynie słodkie słowa wspomnienia, przytulaliśmy się czołami jak syn z ojcem. Ale jakiż opanował mnie żal, kiedy zadzwonił syn Jerzego Karol – „tata odszedł od nas 2-go kwietnia południem” – Tak odszedł wielki i mój wieloletni przyjaciel poeta Jerzy Szatkowski, rocznik 1940. Znany z cichego tomu głosu, wyciszony cały sobą twórca i słowiarz, który tworzył od lat „OKOLICĘ POETÓW”. Tworzył prawdziwie super magazyn wpierw miesięcznik , później kwartalnik, nie zmieniając jego szaty ani pojemności, ilustrowany poezją, esejami często głównie moimi portretami i rysunkami cz- białymi. Skupiał coraz więcej poetów wokół siebie, ogarniał młodych, czasem dawał ostrożnie wskazówki. Poeta, który nosił w sercu dużo żaru i sacrum, nie przeklinał, nie bajdurzył byle co, nie psioczył, ani nie znosił poetów turpistycznych. Już nie usłyszę w słuchawce telefonu Jego głosu szeptliwego, uspokojonego, aczkolwiek niepokojącego w samym tonie interpretacji: „nie pytaj mnie o zdrowie Zbyszku, nie nic mi nie brakuje! – Zrób portrety do „Galerii Portretów”, zrób exlibris i okładkę z podkową – zawsze! Drogi Jerzy dla ciebie aż do końca świata i trzy dni dłużej – odpowiadałem – „nie mów mi do końca świata – nie znoszę tego – trwajmy bez narzekań, etc.” „Szatkoś”, jak Go przemianował był Stachura – „Sted”, który był Jurka nierozłącznym przyjacielem od początku, zdającym mu relację ze wszystkiego, gdzie tylko nie byli razem, i Bruno Milczewski, gdyby daleko od siebie odjechali – jak mi opowiadał czasem Jerzy – łapali znów kontakt, ale nie odchodzili od siebie zbyt szybko, czasem z oddali pisali do siebie widokówki, wydzwaniali z budek telefonicznych, lub dworców PKP, to znów przyjeżdżali… Bruno jakiś czas pomieszkiwał u Jerzego, kiedy on był jeszcze z Iwą – To później nieco zmieniło, gdy Jerzy podjął poważnie pracę jako wychowawca młodzieży trudnej, ale ta przyjaźń na prawdę jak żadna przetrwała wszystko. Jerzy był „ostatnim czarnym ogniwem łańcucha” – nazywano ich „katastrofistami”. Władza ówczesnego systemu komunistycznego ich nie znosiła i nie drukowała, nazywała ich chuliganami poezji bezwartościowej, jednakże po latach, jak wiemy, stało się inaczej – oni to czuli i o to walczyli sobą całym. Jednak Jerzy Szatkowski nie dał się porwać w wir tamtych postmodernistycznych działań kolegów do końca – miał rodzinę i został, jako jedyny – dbał o stan swego domu do końca. Natomiast swoją niespożytą energię przełożył na pisanie, pracę nad pisownią, na tzw. zabawę słowną, a raczej pracę mozolną z wyobraźnią, stawiając na nowum języka polskiego, który przecież u niego miał znaczyć więcej niż wszystko co znaczył, miał w dwójnasób znaczyć więcej i lepiej bodaj estetycznie. Później mówiono na Niego „Słowiarz”. Stosował wiele nowości w zapisie znaczeniowym wiersza w jego metaforyce w pisaniu innych tekstów literackich. Nawet stosował szerzej owe nowum właśnie w znanym poemacie Cyklamen dla Iwy, żeby jeszcze wymowniej zaakcentować swoje uwielbienie dla cudu miłości, Jerzy bardzo kochał żonę Iwę. Właśnie o tym chcę napisać za chwilę… A był to poemat, poszedł jak przebój piosenki, który zaskoczył wszystkich, nawet Juliana Przybosia, który napisał o tym takie słowa:”winszuję/ Jerzemu Szatkowskiemu/ i życzę/ żeby spełnił/ nową, myśl poetycką/ w Polszcze /t.j. w Wielko – i Mało/ Polsce i odniósł walne zwycięstwo/ nad opancerzonymi/ starymi formami/ Krzyżakami wypraw/ poetyckich/ nieochrzczonych jeszcze/ nazwiskami/ pogan Rzeczywistości…”

To przecież zasłużonaartykulacja – słowa złote z ust wybitnego egzekutora przemian nobilitujące poetę, który chce być sobą i jedynym, to słowa ważne dla samej literatury polskiej przepowiednia i dla tej twórczości ponad poziomy. Pochlebnie wyrażał się także Edward Balcerzan, krytyk znawca i poeta, a także eseista…

– Zatem poczynię dygresję, o czym tak na prawdę mówi zawsze świeży znany poemat Jerzego Szatkowskiego, pt: „CYKLAMEN DLA IWY”

– To dzieło życia Jerzego Szatkowskiego sprzed lat, tekst który wciąż fascynuje i wciąż jest ciekawy, wciąż jedyny w swoim rodzaju, jako wielka „Triada dla Iwony” – Napisany niesłychanie oryginalnie z domieszkami synonimów, w całej ich gamie, gnomami i zamiennikami słownymi, wręcz wieloznaczeniowym wołaniem i gloryfikacją prawdziwej niezapomnianej po latach miłości. Nie ma wątpliwości, miłość, przypisana życiu jako nieodzowny element doznawania szczęścia, jest domeną bytu kreatywnego radości i ekspresji duchowo erotycznej. Miłość dziś, jako pojęcie względne jest wszechobecna w prozie bytu ludzkiego, zapisana i utrwalona w sztukach wielorakich profesji w rozmaity sposób. Wiemy, że miłość może się pojawić w każdym miejscu i w każdej minucie, sekundzie… i jakby czeka, jak metafora, jej kolor płynie w żyłach człowieka, łka w sercu, w szyszynce mózgowej, w źrenicy oka, to błyskawica odmieniająca zmysły: powonienia, czucia, smaku, zmieniająca fazy snu, barwiąca pejzaże, czasem bezbronna, ta miłość bezradna i otwarta, nieco dziwna, żądna metamorfozy, stoi jak wiedźminka na ścieżce leśnej… Uśmiechnięta, bo przebiegały kiedyś przez nią epickie, zdziczałe centaury, każdy do swej mitycznej furty. Miłość to mit, dziejba prawdziwa, czyli życie i śmierć. Wiele spisano już w starożytnych zwojach rzymskich i greckich, był dramat i były zachłyśnięcia się miłością w tragediach historii, to ona często kierowała losami rządzących krajem, rozstrzygała wojny i bitwy oraz pojedynki, bywała pokłosiem okrucieństwa.

EX*LIBRIS do TRIADY- Poematu Jerzego Szatkowskiego wykonał Zbyszek Kresowaty.

Proszę pozwolić mi, że uczynię tutaj małą dygresję, idącą wprost z zapisów prastarych mitologii. Wspomnijmy jak opętany przez miłość Nessos – centaur, zebrał żniwo śmiertelne, zapłacił cenę najwyższą, kiedy podstępnie porwał Herkulesowi Dejanirę… A wiele się wtedy wydarzyło – To wielka epicka opowieść i jakże uniwersalna w dziejach namiętnej miłości. Dejanira córka króla Kalidomu i Altai Ojneusa, była nie tylko piękną kobietą poślubioną Heraklesowi z Herkulesów, ale i ambitną, waleczną kochanką. Centaur inteligentny uczłowieczony zdołał swoją odmiennością uwieść Dejanirę, przeprawiając się z nią na drugi brzeg rzeki, ale śledzący ich Herakles dosięgł go strzałą zatrutą krwią hydry lernejskiej, a gdy centaur już dogorywał w objęciach Dejaniry, zasugerował jej, jako ostatnie życzenie wyszeptane do ucha, by sporządziła miksturę ze swojej krwi i spermy, która powstrzymałaby Heraklesa przed cudzołóstwem. Dejanira miała umoczyć w tej miksturze, sporządzonej według przepisu Nessosa, koszulę lub płaszcz męża, co miało zapewnić jego wierność. A jednak za miłością kroczy nienawiść, był to też podstęp – kara dla jej męża siłacza. Dejanira popełniła samobójstwo, a Herkules spalony został na stosie, w dymie i prochach „dostał się” na Olimp, zagrażając samemu Zeusowi… Tę mityczną opowieść starogrecką, a właściwie przypowieść, można poszerzyć, rozpisać dokładnie, jak każdą dramatyczną historię erotyczną, bo za każdą miłością zawsze jest jakiś dramat lub wielkie wyrzeczenie duchowe. Są to opowieści o cichej walce w zdobywaniu wdzięku i piękna kobiety, jej cielesnego powabu oraz jej mądrości. Opowieści takie są w pewnym sensie przestrogą dla zakochanych. Ale czy są? – Ktoś z filozofów starożytnych też powiedział, że „miłość jest ślepa” – czyli nie zważa na nic – zdobywa i trwa… Ileż to razy pisali poeci, pisarze porównywali, mnożyli zdania krytycy, o miłościach różnych, ileż to razy uczucie nimi samymi powodowało, zmieniało cele, wprowadzało w ekspresyjne stany uniesienia, ileż przyjęliśmy z jej powodu doznań, radosnego bólu, zatraciliśmy sami siebie, ile to iluminacji roztoczyliśmy wokół, ileż było jeszcze później cichego krzyku i łez – a ile to cudnych obrazów pozostało pod powiekami? Wiemy, że to namiętnie niebezpieczna gra, idąca na śmierć, a jednak idziemy w tę grę „jak w dym”, w układy skomplikowane i oryginalne doznania, choć dobrze wiemy, że u podstaw tego niecodziennego piękna i rozterek stoi zawsze poświęcenie, poprzedzone kwiecistą przysięgą.

Czymże zatem jest współczesny poemat miłosny Jerzego Szatkowskiego? – poety słowiarza dziś bardzo wyciszonego i doświadczonego doznaniami, żyjącego samotnie z tym przepięknym, prawdziwym snem „Okolicy Poetów” – w jakich okolicznościach i kiedy został wysłowiony ten Cyklamen, jako „Triada” – można domyślnie powiedzieć: pewnie narastał w miarę doznań wspólnego bytowania z Iwoną, na co dzień; inaczej ambitniej i namiętniej. To trzyczęściowy cykl, do „Zielnika (Kochanej i Jedynej) Iwony” – z tekstu wynika, że powstawał naturalnie, rosnąc jak linia barometru – Jest to poemat na miarę współczesnych czasów, wysłowiony romantycznie, ale współcześnie zapisany, przeciągnięty swą nutą przez gamę synonimów, uczuć prawdziwych, zastanych jakby „na gorąco”. Dziś jest ten utwór już tylko namiętnym wspomnieniem? Poeta wraca do tamtych chwil, być może roni łzę, czuje tamte zapachy, lirę i ducha osobliwej niezależności… A może trwa w składaniu wotów na proscenium losu, jest wciąż w inicjowaniu specyficznego języka odrodzonego, co poszło w zapis z autopsji, nie zmyślony, ale wciąż świeży, żywy, który nieustannie kwitnie radością bolesną, rośnie jak krzew uroczego słowienia. Ale i jest ów poemat tokiem wydobywającym się wprost z trzewi, naturalnie dany człowiekowi, przypisany do natury biologicznej, wzrastającej na słonecznym świetle…

Spróbujmy zatem wyjaśnić i przybliżyć oraz odgadnąć pewne aspekty i uroki „Triady” – dzieła przecież niezwykłego – ten cyklamen pulsujący non-stop, dotykający bardziej i inaczej – bogato i namacalnie – dokładnie, choć powstał wiele lat temu, jest wciąż żywy. W tym oryginalnym dziele literackim, okraszonym autorskimi synonimami, powstaje samoistny, nieustający cykl metamorfoz, idących jedna z drugiej, jako nieustający wykwit… wyzwalających się i powalających się ruchów domina. Po zapoznaniu się z całością Triady dla Iwony– cyklamenem prawdosłownym, ma się wrażenie, że jest to nadzwyczaj imponująco zharmonizowany oraz mistrzowsko zorkiestrowany utwór literacki, zasługujący na niebywałą uwagę współczesnej krytyki i znawców współczesnej literatury polskiej. Dzieło to już żyje – istnieje niezależnie, tak czy inaczej. Powiada Tymoteusz Karpowicz: „każde dzieło sztuki istnieje niejako podwójnie” – powiedziałbym, że tutaj istnieje jeszcze zwielokrotnione, jest jak trójwymiarowy obraz mieniący się przenikaniami. Dostajemy do rąk swego rodzaju testament duchowy prawdziwych żyworodnych kochanków – Symfonię i Ekstazę Natury, pisanej z dużej litery, rozdaje ona swoje dary, czyni ucztę parze poddanych, podczas której apetyt dopisuje pod urokiem Erosa. Rządzi on także w naturze – a może przede wszystkim w naturze, zapyla ją i gładzi jej czas, pręży i trzyma w gotowości jej pąki, by wybuchły w odpowiedniej porze. Napina łuk skutecznie… Połączenie bujnego świata roślinnego i ludzkiego kształtu, przekształcanego w metamorfozy, jest w Triadzie… celne i wprost niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju. Jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł, żeby tak zmysłowo rozwinąć kreację szczytowania stricte biologicznego, naocznie i duchowo jednocześnie łącząc to w euforię trwającą nieskończenie… Osobiście mam wciąż niedosyt tego wyjątkowego zapisu. Przyznam się, że cały cyklamen „musiałem” przeczytać kilka razy, w tym raz na głos. Wszak wiemy, że czytanie na głos przynosi niezwykłe efekty i daje ciekawe ekspresje… Tego właśnie doznałem. Jerzy Szatkowski – znany i wybitny poeta – słowiarz, czerpiący z lingwistycznych nowinek, a może nawet z Tymoteusza Karpowicza i z poezji konkretnej, czyni swego rodzaju portret duchowej rozkoszy, stając przed lustrem – a Ona jest jej odbiciem. To w niej lokuje poeta najszczersze wyznanie, zwąc ją pieszczotliwie „żoniwą”, jak urodzajny uprawny łan – Czyni swego rodzaju miłośnik – zapewnik – zaśpiew bardzo osobisty… z nazw roślin, powstaje taki metaforyczny cudnozielnik , artykułowany wydawałoby się ponad siły, ale przecież jest to jakże lekkie wypowiadanie, cała gama tego zaśpiewu jest potęgowana przez nowe synonimy, nie używane dotychczas i być może jest w tym wyznaniu improwizacja doznaniowa, zapisana na żywo jako wiersz. Triada… została wypowiedziana i zapisana z wielką swobodą, to cykl bardzo płodny, stworzony z głębokiego wejrzenia w siebie, a raczej współżycia. Taki poemat przybiera amplitudę kilku poziomowej artykulacji i instrumentacji symfonicznej. Całe uniesienie w Zielniku Iwy płynie jakby na całkowitym bezludziu, gdzieś w metafizycznych zaroślach, wyrasta z niejednej strzykwy co rusz nową strzykwą, w rozłożystych chaszczach bezczasu, wije się jak bluszcz nowoczas… Ale przecież ten „cyklamen” jest wypowiadany tylko dla Jedynej kobiety – i tylko raz i tylko w taki, a nie inny, sposób wydźwiękowiony prawie epicko. To istny zapiśnik erotyczny – umuzykalniony zaśpiewami mitycznymi, oddany „z całym dobrodziejstwem inwentarza” męskiego – Iwa przyjmuje to wyznanie jako niezwykły bujny bukiet i wydaje się rozumie na wskroś tylko Ona i Jedyna, znaczenie tego niezwykłego zaklinania otoczenia, już jako „Jawnostka przedślubna”( i) później w „przypisku”, kiedy poeta kończy Triadę… swego rodzaju „spowiedzią”, jako rodzaj bardzo szczególnego katharsis.

Wydane książki J. Szatkowskiemu – wydawnictwo Dariusza T. Lebiody – Bydgoszcz

Poeta w najoryginalniejszy sposób „modli się i błogosławi” swój byt – dziękczynnie dziękuje losowi, ze pozwolił na wiele w poezji i miłości, dobrodziejstwu duchowemu z dobytkiem Iwony obecności. Ta wyjątkowość w specyficzny sposób jest tutaj błogosławiona jako męski duch Erosa. Teraz tej przepięknej kobiety już nie ma obok niego fizycznie, ale tym bardziej zajmuje ona całe męskie serce. Kto wie czy ów kochanek nie jest w wiecznej rozłące i tęskni całym sobą. Doznaję wrażenia, że nigdy nie dał się swojemu czasowi wyminąć. Jakby w odpowiednim momencie otworzył swoją furtę i wszedł w fazę niecodziennej „łaźni”… Nikt jeszcze tak nie mówił o naturze i z takim opadem słownym, nie wypowiedział takiej kardynalnej krucjaty miłosnej, idąc po „miłosne runo”. Zwłaszcza zauważyć trzeba, że kiedy bierzemy wszystkie jakieś słowa, z wyjątkiem zaimków, przyimków, spójników, czasowników, sobie na nazwy roślin, to są one tutaj niczym innym jak jakąś bujną ściółką z roślin, ziół, z których kochanek bierze siłę i zmienia całe otoczenie, dla swej Jedynej, na jedno wielkie łoże, wypowiadając dla niej Wielką Gamę piętrzących się zdrobnień, czasem jakby przemawiając do dziecka. Mówi Karpowicz: „powiedz słowo dziecko a odezwie się człowiek” – przytaczam to zdanie, ponieważ poeta zwraca się do swej Miłości godnie, ale przede wszystkim jak do człowieka odmiennego, jawi się jej serdecznym bytem i to jest artykulacja wypowiedziana całą zdobywczą rycerską, męską siłą uwagi ponad stan. Ma się wrażenie, że poeta toczy swego rodzaju trel, nie jest to jakaś donkiszoteria, on rodzi się na nowo – śpiewa pieśń radosną i zarazem bolesną – póki spojrzenie Iwony mu śpiewa…on jest! – wie, że z czasem to może ujść… to brama utkana z wszystkich świecidełek i ozdób trwa póki światło, urodzaj szkiełek błyszczących, tak on, jak ptak altanowy, zaprasza wybrankę pod pergolę tych darów. Przytoczmy choć fragmenty Do Zielnika Iwy – żoniwy mojej przypisek: (…) żadna to chełpa ani też… parodia!//stać mnie na wyczyniec – przeto złożyłbym/ Ci w darze: różeniec wawrzyn najszlachetny/ k a d z i d ł o z l o t o k a p m i r t/ chleba świętojańskiego kruszyny/ kruszczyk/ karat sam!/ błyszczki klejnotki liczydła/ szafirków koralowe drzewko i miodową rosę/ nadto: tobołki pieniążków srebrników moszenki/ miriady gwiazdeczek wodnych sierpik z nieba/nocną ozdobę/ całą łąkę umajoną…; a nawet/ pychawiec?,/ narcyz poeticus?/: tę…/ iskierkę bożą która we mnie jest/-/ też! Bóg Miłości, zbliżony do Apolla, sam w sobie jest pięknem i mówiąc o Nim lub do Niego, należy mieć szczególny rodzaj odwagi, a każda, zwłaszcza bardzo szczera kreacja, wymaga niebywałego sprytu myślowego. Czy to jest pewnego rodzaju ekshibicjonizm? – rodzaj parafilii seksualnej, stan w którym jedynym sposobem, preferowanym przy osiąganiu satysfakcji, jest demonstrowanie swej nagości – otwartości, choć osoba obnażająca się, tutaj duchowo, niekoniecznie może zdradzać już zamiar współżycia… Ale czeka na to… Natomiast poeta w Triadzie… radośnie trudzi się, jakby bez stymulatorów, jakim mogłoby być np. wino, czyni swój czar niebywale pojemnym, bo „teraz i tutaj” ma szczególny powód zaklinania otoczenia, jedynego w swoim rodzaju. Według Hejzoda bóg Eros miał być pierwszym z bogów, rówieśnikiem Gei (Ziemi), a jego obecność miała być konieczna do zrodzenia innych bogów, opiekunów myśli i uczuć ludzkich. Trafiając na ten niezwykły Poemat Jerzego Szatkowskiego nie da się pominąć najistotniejszych kwestii, związanych z wielkim dziełem miłości – czytając ten utwór literacki, jakby na jednym oddechu, zdałem sobie sprawę, że konieczne jest przytoczyć i przywołać tutaj funkcję boga Erosa, i jego erozyjnych związków z naturą i powiązać z naturą bytu w mitologii, funkcją pożądania najszczerszego oraz przywołać choć część rządzy uczuć, zmysłom przypisanych, jedynie istocie żywej, czującej, na wskroś uczłowieczonej, czyli powiązanej z duchowością i dobrem.

Poeta – mężczyzna w Zielniku Iwy – traci fizyczne poczucie rzeczywistości, bo tam nie ma czasu, transcendentnie mknie w odnogi przyrody, wszechstronnie. Do tego Zielnika wszedł i teraz jak prastary faun – choć jest młodzieńcem i dużo rozumie, ale jeszcze tak naprawdę nie chce tego, chce być odmieńcem? Rozkwieca się sam w sobie i z napiętą strzałą, gotową przeszyć, spiąć ze sobą na wieki Iwę. Ale tutaj to Bóg Eros stale trzyma łuk w gotowości i to on zdecyduje kiedy… Jest on też siewcą nasion które pleni wokół , które już wewnątrz niego rozkwitają, to znów oplatają Iwę i unoszą się wielką secesję. Używa poeta kształtów ludzkich ku artykulacji życia roślin, ziół, kwiatów… uczłowiecza, humanizuje. Jest przekonany, że wszystko jest przychylne, jak w raju i na wzajem się przenika, że po takiej ekspresji, zdobędzie istotę najrozumniejszą i najcenniejszą, wyjątkową, cierpliwą, która słucha – milczy… Jest ów poemat cyklamenem, czyli cyklem (choć chodzi o kwiat) apostroficznym, napisanym na „być albo nie być”, co się wyraźnie czuje. Jerzy Szatkowski stwarza oblicze bardzo rodne, choć nie pisze wprost, co jakby umacnia się w swej wartości jako wyjątkowe „JA”. Poeta zaprosił siebie z Iwoną do poematu życia prawdziwego, abstrahując od otoczenia bardzo prozaicznego. Można tutaj znów przywołać Hejzoda, który nie bez powodu wyróżnia boga Erosa, gdyż to z erotyki, jak wspomniałem, jest wszystko objawione naturze co najcenniejsze do prawdziwego życia. Poeta poprzez lirykę specyficznego rodzaju, co zresztą latami uprawiał i podtrzymywał, tworzy oddzielny kod artystyczny, co zauważono już przed laty, nie tylko w poznańskim „Nurcie” (Balcerzan, Przyboś, inni) – uważam, że strofy tego Poematu, pisanego z dużej litery, to takie nieśmiertelniki, perełki wyhodowane w specjalnych warunkach, w idealnej metamorficznej temperaturze otoczenia, przeistaczające się w nowy kod Erosa – Spójrzmy! – w tak brudnym i zanieczyszczonym świecie, złożonym z niepokojów, świecie chemii i nastroszonego radu, a jednocześnie techniki cyfrowej i kwantowej, nowelizuje się na naszych oczach kod miłosny, ale jest to dziedzictwo dobra natury, tylko dla tych, którzy świadczą prawdomównie o znaczeniu natury. Jest ów „Zielnik” tutaj odnawiany co rusz – To pewnego rodzaju szczera modlitwa i deklaracja dobitniej wyścielona niż u Leśmiana. Etos wyznań poety jest zaśpiewem niezmarnowanym i niezmordowanym, jest jakby zwycięski. Leśmian tyle zapewników nie wyraża, nie używał przecież takich neologizmów, które tutaj są pewnego rodzaju skrótami, stają się melodyczną gwarą na użytek tego wyznania; u Leśmiana raczej to czyste echa wydźwięki polifoniczne liryki… Natomiast wiele ważkich zdań w sprawie miłości i jej erotycznych typów wypowiedzieli poeci młodopolscy, dlatego wspomniani są w literaturze miłosnej. Także Adam Asnyk, Krzysztof Kamil Baczyński, Konstanty Ildefons Gałczyński, a wcześniej Johann Wolfgang Goethe, Kornel Ujejski, Antoni Lange, inni polscy współcześni poeci: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Stanisław Grochowiak, w swej brzydocie, nawet Edward Stachura… Ale przecież nie znajdziemy u żadnego z wymienionych twórców takiego ładunku emocjonalnego, jak w Triadzie…, ponieważ sam zapis jest oryginalny – to bardzo współczesne dzieło literackie, Poemat wyjątkowy. Przytoczmy tutaj Do Zielnika Iwy – żoniwy mojej przypisek, część 2: Ja, lubczyk lubiśnik poślubnik – nadal nieśmiertelniki/ Dzwonki Panny Maryi i Jej Perełki ci zanoszę; dlać –/ zbieram: ziarnopłon macoszki trójbarwne wdówki/ sierotki i zielne pijwonie; krwawnik, krwawnicę/ suszę; i, o Tobie myśląc – wśród nocnych cisz – przy/ świetliku wyprężonym/ płomyku trwałym/ jak niegdyś razem/ do zielnika /skarbczyka – niezapominajnika/ wklejam:/ serduszka okazałe, wszechlek lulecznicę/-/ bycze jaje/ lwie paszcze babie zęby i dziady /-/ czarcie żebro łosie/ rogi końskie kopyto dziwidło kołtun parzydło i język teściowej/ : jeszcze ziółko krzyżowe smoczą krew i … szalej – cykutę /-/ Właśnie widzimy jak kochanek – ptak ubarwiony, budujący wspomnianą pergolę, zgromadził dla swej uwielbienicy: zioła krzyżowe, moc świecidełek, smoczą krew, dziwidło, parzydło… wszechlek… Wszystko co ją zauroczy, poruszy, ocuci, ożywi i rozszaleje lub uniesie… w tej bramie. Poeta zaklina rzeczywistość swobodnie, czasem zbyt nonszalancko. Wzbogaca dary natury, rozgałęzia ją, a jednocześnie z pąku rozwija ją, samą kochaną Iwonę – Ona tym bardziej rozwija się i oddaje, gdy kochankowie – oboje zawijają się w stylu pnącej secesji. Taka ekspresja przydarza się tylko tym którzy ufają w siebie bezgranicznie. Przytoczmy jeszcze dalsze strofy: … krucjata moja dzień i noc teraz/ I zawsze, i przez wszystkie minutki/ a imię jej: piechota, pływacz, przelot/ żem zda się – dla postronnych – podróżnik/ wieczny ja wędrownik albo też włóczydło. „Poemat dla Iwy” poety ostatniego z czarnego łańcucha, „czarnego ogniwa” poetów odważnych, „straceńców”, poety niezwykle treściwego w swych wypowiedziach – dziś mądrze wyciszonego, jest pewnym kłopotem myślowym. Pochłania nas, zagarnia… i czasem czujemy się zagubieni – zdumieni, nieco zmieszani i inaczej zaskoczeni. Stale nasłuchujemy… co jeszcze? Jakże wiele mówią umieszczone pod Triadą… słowa mistrza mowy polskiej jeszcze raz cytuję:

Julian Przyboś: „winszuję/ Jerzemu Szatkowskiemu/ i życzę/ żeby spełnił/ nową, myśl poetycką/ w Polszcze /t.j. w Wielko – i Mało/ Polsce i odniósł walne zwycięstwo/ nad opancerzonymi/ starymi formami/ Krzyżakami wypraw/ poetyckich/ nieochrzczonych jeszcze/ nazwiskami/ pogan Rzeczywistości.”

Zbigniew Ikona – Kresowaty

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko