Poeta Stefan M. Żarów wydał kolejny tomik wierszy. Tym razem jest to
“Kurtyna kolorowych szkieł“.
To zbiór 60 tekstów w wyjątkowo estetycznej oprawie. Autor jest animatorem
kultury, eseistą, krytykiem literackim. To już jego siódma pozycja książkowa. Nieczęsto
się zdarza, by bohaterem wierszy otwierających tomik był krajobraz – mistyczny,
onieśmielający, surowy. A taki mamy w wierszach “Dom
w skalnym załomie“, “Alpinista
lecący grawitacyjnie“, wreszcie “W zaułku szkieł“. Tutaj krajobraz przekracza stereotypy – jest
nieprzyjazny, obcy chłodny jak “wnętrza diamentu“. Mowa tu o górach
– krainie niedostępnych szczytów, ośnieżonych stoków, gdzie po wyczerpującej
wspinaczce odpocząć można jedynie na “kamiennym
stołku“. W tych wierszach nie ma zatem aury wytchnienia, bezpieczeństwa,
nadziei. Tutaj dominuje strach, poczucie izolacji, świadomość ludzkiej małości
w cieniu dziewiczej natury. Ale góry w tych wierszach, to również źródło
swoistej przemiany – jak pisze poeta – “początek nowego tchnienia“. Tu bowiem trud przeciera w nas nowe
szlaki, wylany pot hartuje, strach wyzwala pierwotne emocje. Samotność co
prawda doskwiera, ale i wyostrza zmysły. Prowokuje do przekraczania granic. W
wierszu “Alpinista lecący grawitacyjnie” czytamy:
w stawach ból
przypadkowy niezalogowany pasażer
chrzęst nadwyrężonych ścięgien
splotów i krzyżowych wiązadeł
w gorączce pozbawione racji zdarzenia
różne są stany na powłoce męki
teraz kiedy już w dolinie przysiadłszy na kamiennym stołku
wspominam zejście i rumor spadających kamieni
nie mogę nie pamiętać o strachu i zagubieniu
to jakby początek nowego tchnienia…
Te surowe pejzaże zapadają w pamięć
poety. Ich egzotyka zapewne inspiruje. Ale nie jest rdzeniem jego osobistego “mikrokosmosu“. Tym ostatnim jest
bowiem jego dzieciństwo, zieleń rodzinnego ogrodu, kwiaty pielęgnowane przez
matkę. To jego “granice poznania“,
naturalne źródło pierwszych, chłopięcych wzruszeń /”Miejsca na wskroś poetyckie“/. Ten wątek odnajdujemy również w
skromnym wierszu “Wzrastanie“,
gdzie mamy dziecięcą wrażliwość, wtórującą jej przyrodę, wreszcie subtelne
narodziny talentu. Ale tą podróż przez matczyny ogród, to wzrastanie w
dojrzałość i sztukę nie cechuje samotność. Nie ma w niej narcystycznego
kolorytu. Młody poeta szedł bowiem wzdłuż klombów piwonii i róż w asyście
rodziny, przodków, przy werblach historii. Nie był zakładnikiem egoistycznych
emocji. Czuł potrzebę oddania głosu zmarłym i zapomnianym /”Wielowieś“/. Tym, którzy w
materialnym świecie są bezbronni i niemi. Stąd w tej poezji głęboka więź ze
świadkami epok, akcentowanie tradycji, ale też tęsknota za utraconą, kulturową różnorodnością.
Wiersz “Pytanie o sąsiada“:
tych miejsc już nie ma
siedlisk karczm i barwnych dyskontów wielobranżowych
sklepów cynamonowych i sanatoriów niekoniecznie pod klepsydrą
much i ciężkiego mdławego powietrza
rozsadził je balon rozpruty u schyłku symbolicznego lata
skowyt czasu i palacz z powieści Ladislava Fuksa
bo człowiek jak dostaje szanse staje się potworem…
Niestety, pejzaże dzieciństwa zbledły,
przez kwitnące ogrody przetoczył się z hukiem walec dzisiejszości. W “Naszej codzienności” ludzie nagle
skarleli, błądzą w gąszczu własnych defektów, “filozofię sprofanowali wróżbici“. Poeta konfrontuje się z tą
ponurą wizją, próbuje zdefiniować jej przyczyny /”Nazwa i przedmiot“/. Jak zauważa w wierszu “Zapisane w odchodzeniu” – znika “z
tego realnego plastiku zdarzeń“. Ale to znikanie jest czysto
symboliczne. To raczej kwestia świadomego dystansu, zerkanie na rzeczywistość z
ubocza, z okolic głębszego namysłu, zdrowego rozsądku. Poeta, którego prawdziwy
wizerunek odbija się “w szybie bibliotecznej
szafy” bez trudu znajduje sprzymierzeńca w literaturze. W niej się
realizuje, doszukuje realnych wartości. Pisze o relacji poety z odbiorcą , szuka
duchowości Słowa / “Słowo i jego
podmiot“/, stawia na przeciw siebie dwa odrębne, poetyckie byty /”Poeci”/. Wędruje wreszcie do źródła narodowej poezji, do
Czarnolasu /”W cieniu Jana”/.
Prócz literatury jego sprzymierzeńcem jest jeszcze upływ czasu. Jak pisze w
“Kosmosie” – “zaczynam widzieć głębiej i dalej“. Z
wiekiem jego pamięć wyostrza się, kolory
i zapachy wracają, mgła niedomówień opada. Nawet zapomniany romans wraca nagle
do “czystej formy“. Przeszłość
wydaje się dziać dzisiaj, ale intensywniej. Fragment wiersza “Kosmos“:
zaczynam widzieć głębiej i dalej
bardziej wyraziściej zaznaczać kolory
przypominam sobie ten smak i zapach
spotkań i konwersacji
nocnych eskapad po parku Szczytnickim
czy cichawych zdarzeń na mostku przy japońskim domku
czystość formy przenikała na wskroś nasze niewyartykułowane myśli
/…/
Są w tym zbiorze wiersze rozrachunkowe /”Wariacje na temat poniżej“/, jest tekst wyraźnie metafizyczny, w którym “cząstka wiecznego trwania” staje się alternatywą dla nieuchronnej, pospolitej śmierci /”Ślad boskiej cząstki“/. Ambasadorem tych wątków jest dla mnie “Przerwana ciągłość linii“, wiersz skromny, rzeczowy, bilansujący życiowe straty. Jego prosta forma, oszczędna narracja sprawiają, że jest wyjątkowo osobisty i wiarygodny. Podobnie jak urokliwy “Panta rhei“, w którym symbole tradycji i historii, odwieczne akcenty krajobrazu, wreszcie pomniki architektury sąsiadują z hałaśliwą współczesnością. W tomiku “Kurtyna kolorowych szkieł” czytelnik znajdzie bogatą wyobraźnię, tematyczną różnorodność, doceni sprawne pióro. Męska dojrzałość przekłada się tutaj na artystyczną. Jedyne, co zbędne w tej książce, to trzy kropki po każdym wierszu. Rozumiem intencje autora, ale nie jestem przekonany. Książkę zamyka tekst “Ego ergo sum“. Przytoczę go w całości, gdyż wart jest szczególnej uwagi:
Myślę ale czy jestem tym o którym piszą
czytają
wydają opinie
którego recenzują
dotykają w teraźniejszości
niosą we wspomnieniach
tym który musnął
zagadnień metafizycznych
doświadcza realistycznie esencji bytu…
Książkę polecam.
Stefan M. Żarów
“Kurtyna kolorowych szkieł”
Mieleckie Towarzystwo Literackie
2018
Str. 71