Przyniosła owinięte w gazetę, jeszcze ciepłe, pachnące
krwią.
Zanurzyła ręce w wodzie i dotknęła leżących przy brzegu
kamieni. Woda przyjemnie łaskotała skórę.
Do jej rąk podpłynęły dwie odwrócone do góry brzuchem
ryby. Rozsunęła je lekko i położyła zawiniątko na
piaszczystym dnie.
Potem szeptem, bełtając złamaną gałęzią w wodzie, zmówiła
Ojcze Nasz i Zdrowaś.
Wędkarz na pomoście pomyślał: Szczęśliwa kobieta
- ma czas na karmienie ryb.