Zapis
Otwieram ciszę
w obłoku czasu
unosi się
niewypowiedziana przestrzeń
nabrzmiewa
w braku słów
zapis stanu
obecność
Idę w dzieciństwo
Idę w dzieciństwo
do sadu za domem
w śliwkowe gęstwiny
suszone owoce
idę
przez pole
w obsiane zagony
wykopki za rowem
czubate piwnice
zasiadam w trawie
odnajduję smaki
drożdżówki na miedzy
koszyki kanapek
pod
drogą granicą
w strumieniu pastwiska
pod lasem przy źródle
grzęznę słowem w drodze
Pamiętam
Pamiętam sad
zaplątany
w linie
piłkarskich boisk
pamiętam
łąkę
pełną
lekkoatletycznych turniejów
wakacyjnych reprezentacji
Mielca Tarnobrzega Niekurzy
drzewa
przyglądały się
popisom
przesądzającym liczbom
wierzbowe
oszczepy
sosnowe dyski
szybowały
w rekordy
sięgały
marzeń o zwycięstwie
nieustające zawody
przegrywały jedynie
z niepokojem żniw
Brzeg świata
Miałem kilka lat
z bezpiecznego podwórka
patrzyłem
w ścianę lasu
w brzeg świata
drzewa
przemawiały
swoim horyzontem
w
jasnych koronach
chciałem czytać
wypatrywane znaki
przeczuwane słowa
nie
znałem alfabetu
pytałem tatę
co napisał las
prześwity nieba
zapisywały moją ciekawość
Dobrym duchom
Zatrzymany
w bezpiecznej drodze
branej odpowiedzialności
połamany
wypadkiem zdarzeń
zaistniałych
w precyzyjnym planie wspomnień
w
otulonej mgłą wyobraźni
nieprzewidywalności innych
szukam racji
nierozpoznanych znaków
niedomyślonych obrazów
nieodczytanych alfabetów
chęcią
zrozumienia
dziękuję dobrym duchom
Czytam sonety
Na początku dnia
patrzę w okna
czytam zawieszone
w wyklejankach Jerzego Świątkowskiego
sonety Anny Błachuckiej
regularność formy
która chce być
konieczna i trudna
jak codzienność
upodabnia się
do kanonu
statystycznego rytmu słońca
dyktatu obrotu spraw
kawałki
życia
sklejane kolorami kształtów
upadają pod krzyżem
przynoszą drugą rzeczywistość słowa
w
uchylonych zasłonach
wirującej przestrzeni
szukam błękitu
W otwartym dniu
Obudził mnie deszcz
w
otwartym dniu
wracałem
do jasności
ludzkiego wymiaru
czytałem
piłem samogon
malowałem obraz okna
świat
rozbijał się
w milionach doskonałych kształtów
każdą kroplą deszczu
szukałem perspektywy
szedłem
między słowem a rzeczywistością
między
zrozumieniem a Bogiem
w niemożliwe
Powroty
W swoim pokoju
bez zbędnych poprawności
syciłem się
świeżą bułką i pomidorem
soczystość
barwy
i rozpoznawalność aromatu
przypomniały mi
obfitość podróży
sprzed lat
wracaliśmy
z tatą
ze Staszowa
słońce
czekało nad horyzontem
las
otwierał powroty
konie
prowadziły pewnie
w koszach
bułek i pomidorów
wieźliśmy
niezapomniane smaki
Tulipany
Bożenie Piaście
Ktoś
opowiadał mi ciebie
wychodziłaś
namalowanym obrazem
zdarzeniem
zapisanym słowem
więcej
dowiadywałem się
niż doświadczałem
w
uśmiechach zaproszeniach
szukałem przyzwolenia
na pokonywanie odległości
zostawałem
w oczekiwaniu akceptacji
nie
wiedziałem
o twoim
szczególnym brataniu się
z miarą życia
z rzuconym ci wyzwaniem
zgadywania kresu
ostatnio
spotkaliśmy się
w Warszawie
nie
zdecydowałaś się
mówić o moim jubileuszu
adorowania poezji
podarowałaś
mi
swój obraz
jego
tytuł
poznałem
po twojej śmierci
„białe tulipany przekwitły”
Na dworcu
Stoję
w zatrzymanym czasie
względności obrotu sfer
doświadczeniu iluzji zdarzeń
poranne
dziewczyny
opowiadają
bohaterów wczorajszych spotkań
wracają
w spojrzenia uśmiechy wyobrażenia
rosną
w słowach
uruchomione
zegary
otwierają miejsca
codziennej podróży
wiatr
strzępi języki
słupów ogłoszeniowych
Kalendarz
Dostałem kalendarz
na kolejny rok
przeglądam
kartki
przyglądam się drodze
dni
pracy
dni świętowania
w
wytyczonym szlaku
giełdy pragnień
listy zleceń
otwarte udziały
akcje
Bożej koniunktury
Klucze
Idę
przez dzień
przez noc
ślady
jednakowo
niepewne
niejasne
trudne
do odczytania
do zapisania
patrzę na drogę
za mną
przede mną
klucze słów
lecą
płoszone życiem
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl