„Wizję lokalną” Andrzeja Kosmowskiego*) rozpoczyna dwuwiersz, bez tytułu, który
może służyć za wyjątkowo adekwatne wobec całego zbioru jego wierszy motto:
nad głową obojętne milczenie gwiazd
nieprzetłumaczalne na żadne języki ziemi
Pewnie nic nie zdarza się przypadkiem,
każde zdarzenie, także intelektualne, ma swe źródło, jakąś przyczynę, często
nie zdajemy sobie nawet sprawy w jakim momencie naszego życia owa przyczyna
zaistniała. Miniatura ta to jakby osobna, autorska wersja paradygmatu Immanuela
Kanta, gwiazdy nade mną, prawo moralne we mnie. Nasuwa się tu na myśl wyznanie
ks. Profesora Hellera, który w Lublinie po wykładach późnym wieczorem czekając
na autobus kontemplował gwiazdy i sam sobie „odpowiedział”: przecież ktoś musiał
stworzyć te piksele”.
Przywołuję powyższe skojarzenia, gdyż na dalszych kartach tego tomu spotkamy
wiele akcentów kosmologicznych,
W poprzednim tomie „Atlantyk jest wszędzie” (SDK, Warszawa 2016) Kosmowski w
wielu wierszach przywołuje dalekie podróże, przestrzeń oceanów, Atlantyku. Tu także przepływają niezmierzone
przestrzenia zbudowane z fal, z groźnego, choć niejednokrotnie fascynującego
żywiołu. Oczywiście nie ma to wiele wspólnego z wątkami marynistycznymi, to
poezja akwatyczna (dla przypomnienia Mistrza – Piotra Kuncewicza praca
doktorska „Wątki akwatyczne w poezji Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej”).
Poezja żywiołu obmywającego nasz glob, poezja „samotności”, jaką definiował
Rainer Maria Rilke w wierszu pod takim właśnie tytułem (w tłumaczeniu
Mieczysława Jastruna); Samotność jest jak
deszcz. Z morza w przestworze / wznosi się ku wieczorom nad równin bezdroże –
mówi autor „Sonetów do Orfeusza”. Lecz tamta samotność dotyczy tych, których
ciała nic nie znalazły w sobie. Tu
jest inaczej, ta samotność to wspominanie oddalającego się domu, to tęsknota
dryfująca w niby określoną choćby biletem, dal.
Twórca „Elegii Duinejskich” (Adam Pomorski, inny, bardzo staranny
tłumacz Rilkego, nazywa „elegie…,” duińskimi, wszak ich zamysł powstał w
Duino). Tak czy inaczej Kosmowski wskazuje na stan ludzkiej samotności
wywołanej odosobnieniem – odcięciem od błogiego świata przez żywioły. To
nieograniczona, niedająca się ujarzmić siła wód, stanowi niewidzialny szlaban,
ową czerwoną linię, za którą albo już nie ma nic, albo stawia człowieka wobec
nicości.
Andrzej Kosmowski z wielką konsekwencją akcentowania wagi nieobliczalnej
przestrzeni przypomina czytelnikowi, że ta bolesna przestrzeń powoduje
stopienia się człowieka z żywiołem, ciało
zwolna stawało się oceanem – jak powiada w innym wierszu
opisującym bezkres.
Wyraziście formułuje ten stan w wierszu „już wiem”. Gorzko powiada autor tomu
„Gdzie jest ta mgła” (Iskry, 1982), a raczej wyznaje jak człowiek wyzbyty
nadziei:
już
wiem nie ma ucieczki
ocean nigdy nie znika
jest zawsze pewnie i dyskretnie w pobliżu
i jakby co żadne wyniosłe klify
ni przemyślne falochrony
nie powstrzymują jego zagniewanych wód
niespiesznie
fala za falą
słowo za słowem
zbliżamy się do wieczności
Czy bezkres łudzi nas oddalającym się wiecznie horyzontem? Chyba takim tropem należy podążać za sugestiami autora, Tym bardziej, że nakłania nas do takich tropów ostatnia linijka: zbliżamy się do wieczności. Wygląda na to, że nasz czas to jeszcze nie wieczność. Czyżby? Poeta chciałby utwierdzić nas w nadziei, że wieczność dopiero nastąpi, obecna chwila to pewna pauza, może to „szczelina czasu”, czerpana i innych wymiarów? Nie mamy żadnego narzędzia, by temu przeczyć. Inaczej interpretowana będzie kwestia czasu w wierszu „wulkan albo wizja lokalna”. Podmiot liryczny wyznaje:
doczołgałem
się tutaj
(…)
doczołgałem się
zobaczyłem
i chyba już wiem
chyba
Bohater ten jakby doświadczył minionego świata, powiada:
w
sumie nieważne
czy to co wyleje się z ognistych
czeluści
przeistoczy się w pył grzebiący pompeje
lub w bazaltowe cuda wysp szczęśliwych
Czy to oryginalna mutacja rezygnacji? Z czego? Może przeświadczenie o wiedzy o świecie, który nie potrafi autorowi tej myśli zaprzeczyć. Triada:
doczołgałem
się
zobaczyłem
i chyba już wiem
dałaby się paralelnie zrównoważyć klasyczną wersją:
„veni, vidi, vici” Juliusza Cezara, czyli przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem.
Lecz wiersz kończy – jednak! – klauzula zwątpienia: chyba. Więc żadne dochodzenie do granic, do ściany pewności, nie
może być pewnikiem. Wszystko w Czasie pozostaje otwarte, aż do kresu. Czy nawet
i ten kres jest dla człowieka pewnikiem?
Tom „Wizja lokalna” uhonorowany Złotym Piórem – Nagrodą POEZJI dzisiaj podczas Światowych Dni Poezji pod auspicjami UNESCO 2018
– jest poniekąd kontynuacją poprzedniego zbioru – jak już akcentowano, lecz i
krokiem – w dal? Wzwyż? A co z wierszami nowymi, które czytamy w witrynie
„wiersze tygodnia” na łamach pisarze.pl – a to także kontynuacja myśli tego
poety… A zatem to autor stanowczy w swych założeniach estetycznych,
konsekwentny w sferze jego filozoficznej myśli.
A oto jedna z kategorii tej filozofii ciągi skojarzeń, strumienie asocjacji.
Okazuje się, że każde zdarzenie, każda rzecz czy zjawisko rodzą jakby nowe
pojęcie. Oto wiersz „fundament”:
litera O
nicość obrębiona czarnym kordonkiem
litera
O
jedyny wspólny element
wszystkich znanych mi
alfabetów
języków
narzeczy
widać
wszystkie ludy świata
miały
mają
i mieć będą
kłopoty
z sensem istnienia
i
pomyśleć
że na tak wątłym fundamencie
powstała dumna wspólnota
zwana ludzkością
strach
obrębiony czarnym kordonkiem
litera O
O – otóż to. Początek i koniec – O to nicość obrębiona
kordonkiem a w ostatecznym rozrachunku to strach obrębiony kordonkiem, czyli O.
Czy ta litera to profil doskonałości kuli? Czy też zamknięty krąg naszych
utrapień, naszej niedoskonałości, by wyjść poza granice okręgu. Ale nadziemską
siłą przekraczając szczelny krąg, dokąd będziemy zdążać? Może obecność poza zakresem okręgu stanie się
nową formą uwięzienia? Czy to ludzki „zaświat”? w którym czytamy:
niby śpię
a nad głową poczerniała deska
i tak kusi zagmatwaną czarną różą
sękiem
tajemniczym martwym sercem drzewa
Dziwny rodzaj klaustrofobii; przeczucie obecności w trumnie, a to dość zajmujące życie po życiu. Thanatos zawisa w przestrzeniach świata i wszechświata. Wiersz „turbulencja czyli krótki kurs umierania” jawi się jako reminiscencja lotniczej podróży, przecież gdy w czasie turbulencji nastąpi jeszcze jeden wstrząs / i świat zwala się na prawe skrzydło. Tak mogłoby wyglądać błyskawiczne żegnanie się ze światem.
Symbolem, może w unikalnej formie emanacją płynności czasu jak wody, jest ocean. Nieskończona suma wód i mgieł, z których wysączą się kiedyś krople, na powrót będą napełniać ocean. Nieustannie, także nocą, co oczywiste. A „brakteat księżyca cierpi w samotności” – już tytułem ów brakteat, cienka aluminiowa blaszka księżyca, niczym moneta bita jednostronnie (jakiś prawieczny denar?) ewokuje kontemplacyjne maksymy, nad burymi wodami Atlantyku; i te refleksje:jak zwykle chciałbym czuć trochę mniej / jak zwykle chciałbym wiedzieć nieco więcej.
Bohater liryczny wiersza „plaża” kontempluje sens leżenia pod jednym słońcem, nieustannie w obecności wody, wciąż morza. Podobnie jak rozważa w utworze „Kąty Rybackie – sztorm i po sztormie” przemijalność, właściwie, całego wszechświata. Zatem musi dotyczyć tak „mizernej” cząstki jak oceany w wierszu „rdza i sól”:
pustoszeją
nasze oceany
kolejne statki nikną w czeluściach
mrocznych zamkniętych portów
(…)
rdza i sól / osiada na burtach pamięci
Czyli – panta rhei – zdaje się powtórzyć echem za dawnym wielkim umysłem. Wszystko płynie. W wierszu „Ponta da Garajau, Madeira 1” również mamy nieustanną przemienność czasu. i stajemy onieśmieleni / wsłuchując się w transową pieśń oceanu. Bo to przecież zetknięcie się żywiołu z żywiołem naszego umysłu: tylko my i Atlantyk / tylko my i niespokojny oddech metafizycznej głębi. Choć z tych fal wynurza się pewna realistyczna opowieść. Oto nad oceanem na Maderze mężczyzna czyta w oryginale jerofiejewa […]bryza łagodnie buszuje […] i z zaciekawieniem targa stronice książki. Emigrant z Rosji? Autor sugeruje rozwiązanie:
najwyraźniej ocean
też chętnie wybrałby się
elektriczką do pietuszek
I powraca mroczny czas, gdy czytało Się Jerofiejewa „Moskwa – Pietuszki” ukradkiem, bo z drugiego obiegu pożyczony. Powraca zgrzyt szyn prowadzących do podmoskiewskiej Pietuszek. I potem chrapliwy, bo bez strun głosowych, ale pogodny głos samego pisarza.
Czy to nie akwatyczna autobiografia Andrzeja Kosmowskiego? Nie sposób wycofać i takiej sugestii. Jego zbiór wierszy „Atlantyk jest wszędzie (SDK 2016) w pewien sposób wskazuje, że tamten Atlantyk wezbrał, przelał się kolejny, niniejszy tom.
Oceaniczna przestrzeń, nieustająca woda, która
przecież przenika w każdą szczelinę poniżej jej powierzchni. To także cokół na
zbudowanie innych teorii autorskiej autobiografii. Nieustanne podróże. I próba
powrotu „do siebie”. Do mitycznej Itaki. Czy także do Penelopy? Zapewne także,
lecz chyba nie tylko. Chodzi o niemożliwy powrót do minionych zdarzeń.
Wzruszający wiersz „w radomsku po latach” ewokuje okres, kiedy to autor w
tytułowym Radomsku bywał, z tym miastem niejako współpracował. To miasteczko w którym bracia różewicze poznawali / pierwsze znaki
w alfabecie sztuki. I miejsce pracy, ongiś fabryki mebli, które
teraz pokrywa kilkuhektarowa plantacja / wrotyczy
i nawłoci. Miasteczko wspominające wiedeńczyka Michaela Thoneta, którego
gięte meble trafiały na europejskie rynki i – zawładnęły Rosją. Bo wienska miebiel / dotarła do azjatyckich krańców imperiów. Ido takiej Itaki nie ma
powrotu. Po prostu „wszystko zniknęło”, powiada inny wiersz; kurtyna opadła.
Poeta dramatycznie przestrzega, siebie samego przede wszystkim w wierszu: „nie wracaj do Itaki”. Nie tylko do takiej Itaki, ale
też:
nie wracaj do Itaki
nad brzeg ikwy
do kutna
nie wracaj do tej niezwykłej krainy
(…)
nie wracaj do itaki
nad brzeg ikwy
do kutna
nieważne czy opuściłeś ją
jako
zwycięzca czy wygnaniec
a jeżeli już musisz
nigdy nie
przeglądaj się w oczach
swoich
niegdysiejszych kolegów
dostrzeżesz w nich
jedynie własną porażkę
wtedy
teraz
zawsze
Poetycką
kontynuacją powyższej wypowiedzi jest wiersz „powrót odysa – kilka dni później”. A motyw ten trwa.
Najnowsze wiersze Kosmowskiego, jak można przypuszczać po ich lekturze na
portalu pisarze.pl (nr 3/19), są kontynuacją tamtych przemyśleń, niektóre ich
tytuły także na to wskazują: „penelopa”, „ocean zdjął wiatr z moich żagli”.
Powroty to także te „sprzed wczoraj” jakby.
„Józek Grochowina” to wiersz – wspomnienie, wiersz epitafium. Spokojne oblicze tego poety, niekiedy lekko
przekreślający na skos uśmiech, oczy pełne pobłażliwości ale niekiedy i
dobrodusznie ironicznego błysku – takiego go pamiętam. Kosmowski pewnie
podobnie, skoro go często wspomina; prawie
cię spotkałem / w piątek / na rynku starego miasta – zwierza się poeta
Kosmowski, przywołuje obrazek z piwem, które w świeżo przyniesionym kuflu / przybierało dziecięcy grymas / wzburzonego
morza – jednak morza… na Starym
Rynku!
Pojawia się i inny poeta, chwała Bogu żyjący, w wierszu „wernisaż”. To wernisaż
ale i spotkanie autorskie. I jak to podczas takiej imprezy gdzieś w kącie /dżentelmen z prowincji / w przyciasnym modnym
garniturku / dyskretnie pyta / poetę wawrzkiewicza /czy reprezentuje / przemysł
zbrojeniowy. A Poeta Wawrzkiewcz na takie dictum podpiera:
niestety tylko rozbrojeniowy
pada odpowiedź
Tym samym obraz ten wprowadza na podwoje sztuki muzę lżejszą. Choć to muza
nostalgiczna chyba. W wierszu „ostatnia latarnia na naszej ulicy”. Czwarta nad
ranem, pojawiają się w skołatanym mózgu wiersze, szemrzą pogłosy ballad Cohena,
ich wersje w wykonaniu Macieja Zembatego i osobliwa hosanna:
ave
leonard
ave zembaty
ave młodość
Ale strach zwany inaczej przeznaczeniem / wytrwale pełznie zdradziecką
ścieżką krwi. („zdradziecka ścieżka krwi”)
noc
z boku na bok
już żadnych papierów przy łóżku
Przy łóżku przewija się wiele cierpkich
obrazów, las birnam zbliża się nieuchronnie „Edynburg” – więc klęska jest nieuchronna, możemy się domyślać.; Lecz to nie
katastroficzne wizje, to żywioły sprawiają, że myślimy jakże często o naszej
kondycji, przywołując Kohelata – vanitas (Koh 1,2 BT). Nieodwracalność ludzkiego losu. Ale
pomiędzy, jakby zatrzaśnięte w nawias, istniało i istnieje słoneczna pogoda,
wernisaże i plaże. Bo ostatni wiersz („seans”), ostatnia linijka w tym zbiorze
brzmi: za chwilę rozpocznie się spektakl.
Jan Tulik
………………………..
Andrzej
Kosmowski „Wizja lokalna”, Wydawnictwo książkowe IBiS, Warszawa 2018 (Nagroda ‘Złote
Pióro’, jednocześnie jest to nagroda za całokształt twórczości oznaczona cyklem
POECI NIESTANDARDOWI – POEZJI dzisiaj).