Chciałbym, ażeby do mnie przyszedł Ktoś najbardziej Prosty.
Taki, jak na maszty brane, polskie sosny.
Żeby mi powiedział słowo jedno tylko — Synu
I aby odszedł. I żeby zostawił bladą woń jaśminu.
Przypadłbym na kolana i znieruchomiał ze zgrozy,
A boską białość rozpięłyby przedemną brzozy.