W 1970 roku, jesienią, nieopatrznie wysłałem kilka krótkich tekstów do redakcji „Płomyczka”, którego w dzieciństwie byłem wielkim fanem. Raczej nie spodziewałem się odzewu, gdyż wcześniej na moje listy nie odpowiedziały tygodniki „Kultura” i „Życie literackie”, może na tym poprzestanę.
Jakieś więc było moje zdziwienie, gdy dwa tygodnie później otrzymałem list z nadrukiem logo „Płomyczka”, w którym wyznaczono mi datę wizyty w redakcji. Skorzystałem z zaproszenia na ulicę Spasowskiego 4 (dziś Smulikowskiego), gdzie mieścił się I.W. „Nasza Księgarnia” i nie bez tremy zapukałem do „płomyczkowych” drzwi. Przyjął mnie wysoki i elegancki pan o przyjaznym spojrzeniu, zachęcając, bym usiadł w jego maleńkim pokoju zarzuconym prawie pod sufit przeróżnymi tekstami, zdjęciami, także prasą, prezentami od dzieci. Wypytał, czego się napiję, ale kiedy przerwałem mu, sumitując się, iż się wygłupiłem, posyłając do redakcji moje opowiadanka, redaktor odpowiedział z uśmiechem:
– O tym nie mówmy, teksty poszły już do drukarni. Pomówmy o tym, czym się pan zajmuje i czy będzie pan dla nas pisał.
Cóż mogłem uczynić na takie dictum? Obiecałem redaktorowi, że będę pisał do jego pisma, chociaż nie miałem pojęcia ani o czym, ani też jaki jest współczesny czytelnik „Płomyczka”. Red. Aleksandrzak stał się w ten sposób niejako moim ojcem duchowym, kimś, kto docenił moje skromne pisarskie początki.
15 lutego br. minęła110 rocznica Jego urodzin. W ferworze współczesnego życia pewnie mało kto będzie o Nim pamiętał. Ja nie mogę Go zapomnieć, jego oddania dziecięcej literaturze, także Instytutowi Wydawniczemu „Nasza Księgarnia”, ponadto jego dorobku związanego z literaturą i czasopiśmiennictwem dla dzieci i młodzieży.
Pewnie mało kto wie, iż red. Aleksandrzak był przy narodzinach „Miśka” czyli „Misia” – niegdyś bardzo ważnego czasopisma dla najmłodszych. Zredagował cztery pierwsze numery, a później oddał je w ręce tego, któremu mógł zaufać, czyli Czesława Janczarskiego, jednego z największych pisarzy dla dzieci w XX wieku. Kto nie wierzy, niech się na nowo wczyta w jego książki. To Aleksandrzak po wojnie tworzył pisemko „Iskierki”, które później połączyło się ze „Świerszczykiem”, i na długie lata zawładnęło tzw. młodszym czytelnikiem. Stanisław Aleksandrzak redagował też pismo dla dzieci polonijnych „Wisełka”, w którym kilkakrotnie zamieścił moje wiersze i opowiadania.
Jednak najważniejszym czasopismem, w które włożył całe swoje serce i uczynił je nowoczesnym magazynem literackim dla dzieci młodszych był… „Płomyczek”. „Płomyczek” („tygodnik dla młodszej dziatwy”) ma przedwojenne tradycje. Zaczął wychodzić wspólnie z „Płomykiem” w 1917 roku, ale w 1927 roku odłączył się od niego i stał się pismem samodzielnym, o czym piszę więcej w monografii Na przyszły pożytek z podtytułem Z dziejów polskiej prasy dla dzieci 1824 –1939. Sporo tekstów Aleksandrzaka można w nim odnaleźć opublikowanych przed 1939 rokiem.
Redaktorem naczelnym „Płomyczka” został w 1945 roku i był nim nieprzerwanie do roku1985. Pewnie mógłby robić przed laty karierę w ministerstwie kultury lub też oświaty, mógłby zostać naukowcem, specjalistą od prasy dla dzieci i młodzieży, ale on wybrał drogę wychowawcy i pedagoga dzięki pracy redakcyjnej, wybrał drogę do polskich dzieci poprzez pismo. Głównie w latach1945 –1956 „Płomyczek” musiał dawać jakieś tam serwituty, ale nie była to największa cena za masowe pismo dla dzieci, pismo o wysokich walorach literackich i innych. Ukłon w stronę socrealizmu musiał być oddany. Nie uważam tego za przestępstwo. Udział w nim wzięły najtęższe „płomyczkowe” pióra. Myślę, że redaktor do niczego ich nie namawiał.
Redaktor Aleksandrzak umiał rozmawiać z najwybitniejszymi twórcami, zachęcać do współpracy, umiejętnie włączać w redakcyjne życie, co brało się także z jego charyzmy, z osobistego uroku. Współpracy nie odmawiali mu najwybitniejsi polscy pisarze i ilustratorzy, czego dowody odnajdujemy w rocznikach „Płomyczka”, również w zachowanej z nimi korespondencji.
Aleksandrzak stworzył też wokół siebie znakomity krąg redaktorów, grafików, fotografów i innych współpracowników. Byli gotowi realizować każdy jego pomysł, organizować niestrudzenie nowe akcje, konkursy, dzwonić do autorów, wykłócać się w drukarni o papier, o farby, a zawsze były z tym kłopoty. Pół miliona nakładu nie drukowało się w jeden dzień, więc bywało, że nagle, z przyczyn na ogół niejawnych, „na maszyny” wchodziły inne tytuły i „Płomyczek” spóźniał się z dystrybucją. co zdaniem jego redaktorów było niedopuszczalne, wszak jego adresat to mały czytelnik, którego nie interesowały „kłopoty” dorosłych.
Stanisław Aleksandrzak urodził się 15 lutego 1909 roku w Marchwaczu. Marchwacz to wieś w Wielkopolsce, w powiecie kaliskim, w gminie Szczytniki, położona nad Cienią, przy trakcie biegnącym z Kalisza do Sieradza. W XIX i XX wieku była własnością Niemojowskich, jednego z najbardziej znanych rodów ziemi kaliskiej, m.in. w dobie powstania listopadowego. Po inne szczegóły należy zajrzeć do Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. Od 1987 roku Szkoła Podstawowa w Marchwaczu nosi imię Stanisława Aleksandrzaka.
W 1932 roku rozpoczął pracę nauczycielską, pięć lat później działalność redakcyjną i wydawniczą, początkowo w czasopismach Wydziału Wydawniczego ZNP, następnie w Instytucie Wydawniczym „Nasza Księgarnia”.
W 1939 wziął udział w kampanii wrześniowej. Był jednym z organizatorów podziemia oświatowego, za co uwięziono go na Pawiaku, został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Litomierzycach, w dawnej Czechosłowacji. O jego pobycie w tym obozie wspomina Marian Główka i nazywa Aleksandrzaka „pisarzem blokowym”. Bezpośrednio po powrocie z obozu Stanisław Aleksandrzak wraca do pracy, którą zajmował się przed wojną.
Anna Kołakowska tak go wspomina: „Ten powojenny czas wyłonił człowieka niezwykłego, operatywnego, pełnego pomysłów w nawiązywaniu kontaktów z dziećmi, […] który potrafił w skomplikowanych latach PRL-u radzić sobie ze wszystkim, nawet z cenzurą. Był redaktorem naczelnym »Płomyczka« od powrotu z obozu. Jego prawą ręką, sekretarzem redakcji była Maria Kochanowska – Marylka. Swój entuzjazm przekazał nam, zespołowi. Za jego przykładem chcieliśmy dać dzieciom, naszym 10–13 letnim czytelnikom, maksimum wiedzy odpowiedniej do ich wieku i zainteresowań. Przybliżyć im polską literaturę, historię, sztukę. Bawić i rozwijać ich pomysłowość”.
I jeszcze jeden fragment wspomnień Anny Kołakowskiej: „Zależało nam na popularyzowaniu malarstwa, dzieł sztuki i te cele realizowano. Bardzo cennym materiałem okazywały się lektury szkolne, które po wyjęciu z »Płomyczka« mogły dzieci składać w postaci małych książeczek (m.in. znajdowały się tam książki z Honorowej Listy Andersena). Projektowanie pisma, rozdawanie tekstów różnym grafikom, dostarczanie materiału do drukarni mieszczącej się w Krakowie, sprawiało mi ogromną satysfakcję, ale największą dawała współpraca z dziećmi-czytelnikami. Dlatego redakcja organizowała liczne konkursy. Jeden z nich ogłoszono w 1959 roku pod tytułem Jak wyobrażam sobie świat za sto lat? Otrzymaliśmy mnóstwo listów. Laureatem tego konkursu został trzynastoletni Antek ze wsi Chodory, na wschód od miejscowości Łapy. Po 18. latach, ten sam Antoni Chodorowski, już jako absolwent ASP, znany artysta grafik, zjawił się w redakcji »Płomyczka«. Wielkie wydarzenie! Ponownie została wydrukowana jego konkursowa praca, którą on zilustrował w jubileuszowym numerze, z okazji 60-lecia »Płomyczka« w roku 1977”.
Mogę się pochwalić, iż Chodorowski ilustrował także kilka moich tekstów w „Płomyczku”. Antoni Chodorowski (1946–1999), którego talent zauważył i docenił właśnie Aleksandrzak, to artysta wybitny, człowiek niezwykły. Zmarł niespodziewanie. Kilka dni przed śmiercią spotkałem go na przystanku autobusowym. Wraz z żoną Zofią wychowywali dziewięcioro dzieci: trójkę własnych i sześcioro adoptowanych z domów dziecka. Na dwa dni przed śmiercią na Międzynarodowej Wystawie Satyrykon ’99 w Legnicy został laureatem II nagrody za rysunek pt. „Wesołe miasteczko”. Od 14 października 2000 roku jego imię nosiła Szkoła Podstawowa w Czaczkach Małych (uczył się w niej m.in. znany pisarz Edward Redliński). Od 22 września 2011 roku Chodorowski jest patronem jednej z ulic na warszawskim Ursynowie. 15 lutego 2019 roku, w dwudziestą rocznicę śmierci, odprawiono w Kościele Wniebowstąpienia Pańskiego mszę świętą za duszę ś.p. Antoniego Chodorowskiego „Chodora”.
„Inny konkurs zorganizowany wspólnie
z Towarzystwem im. Marii Konopnickiej – czytamy dalej u Anny Kołakowskiej –
dotyczył budowy pomnika autorki Roty.
A że wówczas dzieci czytały Konopnicką a nie Harry Pottera czy coś
w tym rodzaju, więc była to akcja bardzo popularna zakończona wzniesieniem
pomnika poetki w Ogrodzie Saskim w Warszawie w 1966 roku.
Ofiarność dzieci była tak wielka, że starczyło pieniędzy na wybudowanie
drugiego pomnika w Suwałkach (miejsce urodzenia poetki).
[…] Od strony
techniczno-wydawniczej borykaliśmy się z dosyć marnym drukiem (okładki –
offset, środki – rotograwiura) i ciągłym brakiem papieru. Łza się
w oku kręci, gdy teraz oglądam reklamy. Ale mimo tych oczywistych kłopotów
udało się nam zapraszać do współpracy wspaniałych autorów i ilustratorów.
Pisali do »Płomyczka« m.in. Ludwik Jerzy Kern, Wanda Chotomska, Czesław
Janczarski, Tadeusz Kubiak, Jerzy Ficowski, Władysław Broniewski, Hanna
Łochocka, Maria Kownacka, Janina Porazińska, Lucyna Krzemieniecka, Konstanty
Ildefons Gałczyński, Igor Skirycki, Jadwiga Wernerowa, Maria Krüger, Gustaw
Morcinek”.
Do tych nazwisk koniecznie dopisać
trzeba m.in. Jana Brzechwę, czy Wojciecha Żukrowskiego… Niby znamy twórczość
Żukrowskiego dla dorosłych, znamy też jego powieść Porwanie wTiutiurlistanie i inne książki poświęcone dzieciom, ale
gdyby wydobyć z roczników „Płomyczka” teksty autora Kamiennych tablic byłaby to wcale gruba księga.
Teksty w piśmie ilustrowali
tacy plastycy jak: Zbigniew Rychlicki, Janusz Grabiański, Michał Bylina,
Stanisław Rozwadowski, Gwidon Miklaszewski, Janusz Stanny, Jerzy Flisak, Józef
Wilkoń, Bożena Truchanowska, Hanna Czajkowska, Wiesław Majchrzak, Zbigniew
Piotrowski, Anna Stylo–Ginter. A nie są to wszyscy, o których warto
pamiętać. Jedno tylko zdanie o Zbigniewie Rychlickim (1922–1989). Był pierwszym
polskim laureatem Nagrody im. Hansa Christiana Andersena w dziedzinie ilustracji,
nagrody nazywanej Małym Noblem (1982), twórcą Misia Uszatka, czyli misia z
oklapniętym uszkiem, bohatera ponad stu telewizyjnych odcinków serialu dla
dzieci i wielu książek w milionowych nakładach. Ilustrował przeszło sto
pięćdziesiąt książek, w tym także jedną z moich (Papierowy okręcik, 1989), zrobił to znakomicie.
Dorobek Aleksandrzaka daje się podzielić na dwie, a nawet na trzy części, część pierwsza to utwory oryginalne pisane dla dzieci; część drugą stanowią jego prace redakcyjne i organizatorskie związane z dziecięcą problematyką, ale nie tylko; część trzecia, wcale niemała, to teksty poświęcone czasopiśmiennictwu dla dzieci i młodzieży, historii „Naszej Księgarni”.
Warto zajrzeć do słowników poświęconych literaturze dla dzieci i młodzieży, by się bliżej zorientować jak też wysoko stoją dziś akcje Stanisława Aleksandrzaka, jak doceniają i pamiętają o jego twórczym dorobku redaktorzy owych słowników. W Nowym słowniku literatury dla dzieci i młodzieży (1989) jest kilka pomyłek co do wieku i miejsca urodzenia, ale później po stwierdzeniu, iż był to „poeta, prozaik, autor cenionych podręczników szkolnych, znawca literatury dla dzieci i młodzieży” przypomniano najważniejsze tytuły jego książek. Sporo miejsca poświęcono jego antologii Przez stulecia (wespół z M. Wadeckim). Napisano o niej, że przynosi: „Bogaty wybór tekstów o tematyce historycznej, pióra klasyków literatury polskiej i autorów współczesnych, tworzy barwną panoramę dziejów Polski od czasów prasłowiańskich do okresu II wojny światowej”. Długie lata ta potężna antologia była ulubioną lekturą moich dzieci.
W Słowniku literatury dziecięcej i młodzieżowej (2002) o Aleksandrzaku jest skąpo. Ale nie zabrakło zdania, iż „Jako red. nacz. potrafił skupić wokół pisma [wokół »Płomyczka« –St.G.] grono wybitnych autorów, nadać mu wyrazisty charakter i specyficzny klimat, odpowiadający oczekiwaniom i potrzebom edukacyjnym czytelników”, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Najobszerniej i ze znawstwem o Aleksandrzaku w Leksykonie literatury dla dzieci i młodzieży ((2007) napisał prof. Stanisław Frycie, który tak kończy swój „esej”: „Stanisław Aleksandrzak, jako pisarz dla dzieci i zasłużony dla rozwoju czasopiśmiennictwa dziecięcego redaktor i badacz jego najnowszej historii, pozostawił trwały ślad w najnowszej kulturze literackiej dla dzieci oraz badaniach jej dziejów i rozwoju”. Tam także pełny zestaw tytułów książek i opracowań sygnowanych nazwiskiem Aleksandrzaka.
Stanisław Aleksandrzak, uhonorowany Orderem Uśmiechu i innymi ważnymi nagrodami, miał w „Naszej Księgarni” wielu wypróbowanych przyjaciół. Do ich grona należeli: Czesław Janczarski („Miś”), Bolesław Zagała, redaktor „Świerszczyka”, czy Jan St. Kopczewski, redaktor „Płomyka”. Często chadzali na kawę do pobliskiego Domu Nauczycielskiego przy Wybrzeżu Kościuszkowskim, w którym mieściła się m.in. kawiarnia. O czym rozmawiali? Najczęściej o swojej pracy, czasami o polityce, wymieniali się uwagami i pomysłami, przeczytanymi lekturami, dowcipami… Przy ich stoliku zawsze było wesoło. Wiem także, że red. Aleksandrzak namawiał swoich kolegów, by zapoznali się z moimi tekstami, czyli, jak to się mówi, liczył, że twórczy zapał mnie nie opuści, że pozostanę przy literaturze dla dzieci, choć Joanna Kulmowa ostrzegała: „Poeta, który pisze dla dzieci (a mówię o prawdziwym, powołanym, nie o wyrabiaczu normy słów), musi wiedzieć czego się wyrzeka. Staje się anachoretą poezji, ascetycznym samotnikiem, dalekim od targowiska próżności”.
Kończę wspomnieniem pisarki i redaktorki Elżbiety Brzozy, chodzącej „Encyklopedii Naszej Księgarni”: „Redaktora Aleksandrzaka poznałam 1 października 1971 roku, był to pierwszy dzień mojej pracy w »Naszej Księgarni«. Zostałam zatrudniona w redakcji »Misia«, ale tradycją tego wydawnictwa było przedstawianie nowo przyjętego pracownika w pozostałych redakcjach i działach. Stanisław Aleksandrzak serdecznie uścisnął mi dłoń i z uśmiechem powiedział: A to pani jest tym »spadkiem« po Sławku, cieszę się, dużo mi o pani opowiadał. Miał na myśli Czesława Janczarskiego, przez czternaście lat redaktora naczelnego »Misia«. Tego wybitnego poetę poznałam podczas pisania pracy magisterskiej o jego twórczości dla dzieci i dorosłych. Podobało mu się moje spojrzenie na jego literacki dorobek i zaproponował mi etat w swojej redakcji po wakacjach, jesienią. Niestety, zmarł w maju, ale wydawnictwo dotrzymało obietnicy Janczarskiego. Stanisław Aleksandrzak o wszystkim wiedział i później zawsze służył mi radą i pomocą. Pamiętam, jak pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy nie mógł uczestniczyć w Dniach Literatury dla Dzieci i Młodzieży w Pile, zaproponował, abym tam pojechała zamiast niego na sympozjum i spotkania autorskie zarówno z dziećmi, jak i z nauczycielami czy bibliotekarzami. Jesienią 1984 roku przeszłam z redakcji literatury dla najmłodszych do »Płomyczka«, gdzie pracowałam osiem lat jako kierownik literacki, ale już niedługo pod jego kierownictwem. Zawsze będę Go wspominać jako wspaniałego, redaktora, dobrego, mądrego człowieka, pełnego poczucia humoru, ale także empatii. Bardzo dużo tych cech posiada jego córka – Elżbieta, która w wydawnictwie »NK« była moją redakcyjną koleżanką”.