W 1624 r. król Zygmunt III Waza wyprawił swojego syna Władysława (późniejszy król Władysław IV) w roczną podróż po Europie Zachodniej. Chodziło o to, żeby młody królewicz poznał osobiście ówczesną europejską elitę polityczną i poszerzył swą wiedzę, zwłaszcza w dziedzinie militarnej (trwała wtedy Wojna Trzydziestoletnia, tocząca się głównie na terytorium Niemiec). I rzeczywiście, Władysław odwiedził podczas tej podróży m.in. cesarza i papieża, był też świadkiem oblężenia holenderskiej Bredy przez armię hiszpańską, gdzie przekonał się, jakie znaczenie ma sprawna logistyka i zaopatrzenie armii oraz siła artylerii (kiedy został królem, przykładał szczególną wagę właśnie do rozwoju artylerii).
Wyruszając w tę podróż miał Władysław 29 lat, znał cztery języki, miał też na koncie udział w zwycięskiej bitwie pod Chocimiem w 1621 r.
W wyprawie towarzyszyła polskiemu królewiczowi grupa magnatów z Albrychtem Stanisławem Radziwiłłem (1593-1656) i Stefanem Pacem (1587-1640); obaj prowadzili dzienniki tej wyprawy. Swój dziennik prowadził również Jan Hagenaw, sekretarz Radziwiłła.
W tych dziennikach opisano wiele ciekawych, zabawnych, a czasem i dramatycznych epizodów. Tu przytoczę choćby wizytę w Brukseli 6 września 1624 r. Miasto to było wówczas pod panowaniem hiszpańskim, dlatego królewicza podejmowała infantka Izabela, córka króla Filipa II.
Polska delegacja wjechała do Brukseli w nocy, ale mimo to całe miasto wyległo na ulice, by widzieć Władysława.
S. Pac:
„Już było godzin ze dwie w noc, kiedyśmy do Bruxel wjechali, ustawicznie między strzelbą tak ręczną, jako i z dział, a między ogniami, które w kagańcach, lampach, świecach gęste z obu stron ulic były. A ciżba ludzi tak wielka, że tylko za pracą tych, co przed nami jadąc rum czynili, zedwośmy się do pałacu przebili.”
A. S. Radziwiłł:
„Przy zapadającej nocy wjechaliśmy do Bruxelli. Niezmierne było mnóstwo widzów, po dukacie płacono za jedno okno w domach, mimo których przejeżdżać mieliśmy. Hrabia Horacjusz wyjechał naprzeciwko nam.”
I wtedy zdarzył się wypadek: tłum tak naparł na jednego z rajtarów eskorty, towarzyszącej karecie, w której jechał Władysław, że szpada rajtara przebiła drzwiczki karety i stopę królewicza.
S. Pac:
„Krew zaraz mocno przez but się rzuciła. Nie dał jednak po sobie żadnego znaku Królewic J.M., jeno mię rzekł pomału, bom podle niego siedział, że był obrażony. A jużeśmy przyjeżdżali właśnie ku schodowi, przy którym książęta czekali, żeby Królewica prowadzili do Infanty, która też już z swych pokojów wyszla była przeciwko Królewicowi.
Wysiadając obaczym, a ono krwi pełno na bucie. I rzecze mi Królewic:
– Nie wiem co czynić, jeśli mam iść z tym razem do Infanty, czyli do swojego złożenia, żebym się dał opatrzyć.
Rzekłem widząc, iż raz nie mógł być bardzo szkodliwy:
– Dobrze by, żebyś W.K.M. odprawił jakokolwiek tę ceremoniją, pokrywając ból, wypadnie to na chwałę i zalecenie męstwa.”
A. S. Radziwiłł:
„Wyskoczyłem natychmiast z karety i wtedy postrzegłem but Królewica krwią oblany. Podałem mu więc kostur, który zawsze nosiłem, mając go od króla w darze. I na nim się opierając doszedł Królewic do sali.”
J. Hagenaw:
„Przeraził się tym i zdziwił książę Radziwiłł, a Królewic bladł coraz bardziej, ale starał się pokryć wszystko milczeniem, aby jednak ocalić winnego i aby nie dawać przyczyny do jakiegoś większego zamieszania.”
Potem trzeba było jakoś „odprawić ceremoniją” z Infantką.
S. Pac:
„Królewic J.M., jako się kawalerowi godziło, uczynił jej nisko rewerencyją, przerzekłszy kilka słów del complemento. Infanta też mu wzajem odpowiedziała cera bardzo miłą, jak się godziło do tak zacnego gościa. Puścił ją potem Królewic po prawej ręce i podług zwyczaju tamtych krajów prowadzenia pań zacnych podał jej ręki, żeby się na niej sparłszy, szła. Długo się tego zbraniała, ale gdy Królewic prosił, żeby mu ten honor uczyniła, lekko się trzymając ręki królewicowej szła tak z nim aż do swego pokoju, gdzie potem pod baldachimem pospołu z sobą usiedli, rozmawiając o tym przypadku królewicowym, którego Infanta bardzo żałowała.”
Dopiero po oficjalnych uroczystościach przyszedł czas na leczenie:
A. S. Radziwiłł:
„Królewic, gdy całą godzinę stał i posadzkę krwią zbroczył, odprowadzony był nareszcie do naznaczonych mu pokoi, gdzie własnemu chirurgowi dał do opatrzenia ranę. Potem gdy i hiszpańscy chirurgowie starania dołożyli, wyleczono go zupełnie.”
S. Pac:
„Jednak do kilku niedziel rana nie zgoiła się, bo też sam Królewic przyczyny do tego dawał, na koniu jeżdżąc, tańcując etc.”
Polskie obyczaje polityczne mocno różniły się od hiszpańskich:
A. S. Radziwiłł:
„Hrabia de Noieles, pan znakomity, oczekiwał nas w Lovanium. Obiad był już przygotowany i według zwyczaju hiszpańskiego dla Królewica osobny stół był nakryty. Widząc to Królewic rozkazał, abyśmy wszyscy razem z nim jedli u jednego stołu. Osłupiał hrabia, tym bardziej gdy i jego samego przymuszono siąść do stołu Królewica. Wzdychał, pod niebiosa wynosząc naszą wolność i łaskawość Królewica. A gdy mu powiedzieliśmy, że to nam i z samym królem wolno jest czynić, zdrętwiał zupełnie. Hiszpani przyklękając usługiwali Królewicowi, albowiem Izabela rozkazała, aby z nim tak, jak z samym królem hiszpańskim się obchodzono.”
Inny ciekawy epizod miał miejsce w Mediolanie, który także znajdował się wówczas pod panowaniem hiszpańskim. Polska delegacja złożyła tam wizytę 16 listopada 1624 r. Królewicza Władysława oprowadzał po mediolańskim zamku hiszpański kasztelan, który okazał się tanim i natrętnym propagandzistą, wychwalającym pod niebiosa potęgę hiszpańskiego króla.
Tak opisał to zdarzenie Stefan Pac:
„Po obiedzie jeździliśmy widzieć kasztel sławny milański, gdzie wdał się w rzecz Królewic J.M. z kasztelanem, który był Hiszpan-hiszpanissimus, bo prowadząc Królewica po murach, basztach, tak wiele naopowiadał o potędze pana swego, o męstwie Hiszpanów, wojskach wielkich, które mogą być zaraz gotowe do wojny, że go już dalej nie mogąc słuchać rzekł, obróciwszy się do mnie Królewic:
” – Dla Boga, zbawcie mię od tego człowieka, bo straszno słuchać, jako łże!”
Przystąpiwszy tedy do niego, wdam się z nim w dyskurs od strony Voltoliny dziwując się, że król hiszpański, tak wielki potężny monarcha, da nad sobą Francuzom przewodzić, którzy mu już kilka miejsc w Valtolinie wzięli.
Powiedział kasztelan, ze to wszystko „es nada”, to „nic nie jest”, że jego pan z samego państwa milańskiego może mieć 50 000 wojska godnego do boju, a z Królestwa Neapolitańskiego drugie tyle. I kiedy jeno zechce, Voltolinę ze wszystkimi Francuzami ku górze nogami wywróci.
Czego mi potem nie naopowiadał, aż nas z kasztelu wyprowadził, z czegom był bardzo kontent, żem od niego był wolen.”
Już za to jedno tylko zdanie „Dla Boga, zbawcie mię od tego człowieka, bo straszno słuchać, jako łże!” nie można nie polubić Władysława IV.
Fragmenty dzienników na podstawie książki „Podróż królewicza Władysława Wazy do krajów Europy Zachodniej w latach 1624-1625 w świetle owczesnych relacji”, opracował Adam Przyboś, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977