ELŻBIETA MUSIAŁ – o „Uchu Igielnym” Wiesława Myśliwskiego

0
667

Wypełnić siebie

Człowiek powinien się sprawdzać wobec dawnych zdarzeń, nawet wobec bardzo dawnych, tych sprzed jego życia. A kto wie, czy również nie wobec własnych wyobrażeń”.*

Jak pojąć siebie i własne życie? Jak siebie uobecnić, dowieść, że to ja, że nieprzerwanie dzieję się dla siebie, innych, dla świata? Jak? Gdy zewnętrze potrafi wyprzeć nas z siebie, a jego zgiełk obrócić się w całe nasze wszystko. Trzeba stanąć wobec siebie i opowiedzieć sobie siebie. Tak zrobił bohater „Ucha Igielnego” najnowszej powieści Wiesława Myśliwskiego.

Życie człowiek nosi w sobie. Nie opowie, to go nie ma”.*

Ale jak opowiedzieć siebie? Co prawda mamy własną pamięć, ale ta nigdy nie jest linearna, nie ma w niej ciągłości. Tymczasem o potrzebę ciągłości chodzi w tej grze o tożsamość.

Pamięć zresztą służy w równym stopniu zapominaniu”.*

Pamięć pracuje jak dekonstruktor i rekonstruktor. Z rozproszonych strzępków tego lub szczypty tamtego zdarzenia trzeba wskrzeszać obrazy. Pomóc sobie możemy pożyczając pamięć innych, a siłą rzeczy pożyczamy – bo „Nikt nie żyje tylko własnym życiem”*. Wtedy pamięć indywidualna poszerzona zostaje do zbiorowej, a w tle jest jeszcze pamięć kulturowa, ten dziedziczony kod (wstępny cytat). Wszystkie pamięci są sprzężone, uzupełniają się – można powiedzieć – wzajemnie pożyczają sobie pamięć. Jeśli je ponownie przewartościujemy i przepuścimy przez metaforyczne (biblijne) ucho igielne, otrzymamy opowieść o sobie i życiu. I takie echa usłyszymy i taką koncepcję dostrzeżemy w afabularnej powieści Wiesława Myśliwskiego. „Ucho Igielne” – choć jest trawieniem świata i człowieka z perspektywy jednej osoby, to jednak przeradza się w ludzkie losy, które u tego autora wpisują się w polskie losy, a nawet w los uniwersalny.

A gdy mnie pamięć w to dzieciństwo przenosiła, nie byłem nigdy pewny, czy to moja pamięć. Zwłaszcza że na każdą pamięć, jak wiadomo, składa się i pamięć innych i niemożliwe jest odróżnić naszą własność od własności pożyczonej lub dziedziczonej. Toteż mam wątpliwość, czy pamięć może być gwarantem naszej tożsamości”.*

Książka ta, podobnie jak poprzednie kontemplacyjne powieści mistrza, jest dalszym ciągiem wielkich rozważań o naszej pamięci, jej wariantach i wielowarstwowości (oraz o innych toposach i meta-sensach). Po wielokroć czytelnik zadaje sobie pytanie, na ile zdolności konstruktorskie pamięci ubarwiają szkielet zdarzeń? Wszak wszystko zależy od osobistych bolączek oraz od nastawienia samego „reżysera” do świata i jego spraw już choćby w dwóch tylko decydujących momentach: w chwili zdarzenia i w chwili wspomnień. Czy można więc mówić o prawdzie historycznej? Myśliwski poddaje to w wątpliwość. Widać to choćby we wspomnieniowej rozmowie absolwentów, która się nie klei, a gdy wreszcie udaje im się wstrzelić we wspólny epizod, to każdy opowiada jego inną wersję. Więc może prawda historyczna jest ciągłą kreacją przeszłości?

Współczesność to nie historia, to walka o historię, gdyż każdy chciałby się wznieść na jej szczyt. W średniowieczu miałby pan do czynienia z dawno umarłymi, co jest warunkiem prawdziwej historii, z ich umarłymi lękami, cierpieniami, ambicjami, z umarłą rozpaczą, śladami po nadziejach. Nie musiałby pan nikomu współczuć, nikogo fałszywie chwalić czy ganić. Bezinteresowna epoka, piękna epoka, gdyż piękno jest zawsze bezinteresowne. Niech pan to przemyśli. Póki pan młody, czas jeszcze wolno płynie”.*

A moja, twoja, nasze prywatne historie też tworzą historię miejsca, czasu; „Przypisywanie sobie cnoty niewinności to brak zrozumienia dla naszych związków ze światem”.* I otóż, na ile są rzetelnie skonstruowane reminiscencje, skoro sama pamięć ma różne skłonności, a i figle płatać potrafi. Maczają w tym palce przeróżne konfiguracje, relacje między zdarzeniami, konteksty, emocje. A weźmy na przykład przemijanie i sny. I one dorzucą swoje trzy grosze. Zatem kreacją zdaje się być ten obraz zza mgły czasu, ten nikły zarys, ślad w nas, który wypełniany własnym wyobrażeniem i potrzebą chwili i z którego konstytuujemy dzisiejsze „JA”.

„Nazwanie jest poznaniem. Potrzebujemy słów, jeśli chcemy wiedzieć. Prócz słów, jakie mamy inne możliwości, żeby wejrzeć w siebie, zrozumieć innych, wyobrazić sobie świat? Weźmy nadzieję, czym jest, jeśli nie słowami? A sumienie, czy nie udręką zadawaną przez słowa? A nasze myśli bez słów, czy w ogóle są możliwe? A nasze uczucia pozbawione słów? Nasze sny bezsłowne?”*

Opowiedzieć słowem, bo po to ono jest. Opowiedzieć, by siebie nazwać i zbliżyć się do osobistej prawdy, niekiedy strzeżonej nie tylko przed światem. Opowiedzieć i – na ile się da – wypełnić siebie. Ale czy konfrontacja z życiem, gdy stoi się odartym ze złudzeń już nad grobem, na pewno jest łatwiejsza? A w takiej sytuacji postawił autor swojego bohatera. Bez wątpienia – ten jego monolog jest rodzajem spowiedzi, czymś, co musi przecisnąć przez ucho igielne. A z punktu widzenia pisarza – jest sposobnością do zebrania i odniesienia się do fundamentalnych spraw człowieka.

„Twarz więcej powie niż słowa. W twarzy i słowa się widzi, nie tylko słyszy. Bóg widzianymi słowy mówił. Gdy kogoś spowiadam, to i ja się przed nim spowiadam. Z tej samej ziemi jesteśmy, z tego samego świata, z tych samych grzechów”.*

Na spotkaniu promującym książkę autor odpowiedział czytelnikom, że nie spowiada się z własnego życia, lecz jako pisarz zgromadził w niej doświadczenie wielu ludzi. I to by wyjaśniało, dlatego w powieści ani raz nie pada imię bohatera. W istocie, powieść jest summą złożoną z doczesności świata, z jego powierzchowności oraz z jego metafizyki (sygnały są dostrzegalne; np. wstępny cytat). Mamy więc obraz wojennej i powojennej Polski i ludzi żyjących w trudnym systemie – a jest to rozległy widnokrąg! Są ojciec, matka, wujek, współlokatorzy narratora, który opowiada siebie poprzez innych, poprzez ulice, domy i wąskie schodki przeciskające się przez stare mury obronne Sandomierza, nazywane Uchem Igielnym. Są i inne wspaniale rozegrane drugoplanowe postaci. I jest ona, Żydówka, jak na nią wołali, której wyczekujemy wraz z bohaterem do ostatniej stronicy i która nie przychodzi. To ona czy raczej pamięć o niej, a właściwie tęsknota za młodzieńczą, niespełnioną miłością i niedosyt życia każą mu u schyłku dni powrócić na strome schodki w nadziei, że spotka ją i powróci zielona dolina. Lecz spotyka tam siebie – siebie młodego. Zatem mamy jednego bohatera w dwóch osobach, albo inaczej: starość spotyka się z młodością. I jest to klamra, która ogarnia i spina kolejne i kolejne wejrzenia w pamięć. Wspomnienia pojedyncze, rozsypane na mapach ze stemplem czasu i miejsca stopniowo – jak w puzzlach – budują panoramę minionego. Raz biegną do dzieciństwa, by w chwilę potem znów znaleźć się w starości. Wszystkie te obrazy są nam dziwnie znane, swojskie, bo mówią o zwykłych ludziach z ich prozą życia. Ale żaden ich czyn, żadna postawa nie są poddawane ocenie.

Jedni umierali, gdy już byłem, inni gdy się jeszcze nie urodziłem, ale wszyscy umierali naprawdę dopiero w opowieściach babci, wczoraj, przedwczoraj, jutro, pojutrze, dawniej, później i także po śmierci babci, gdy moja pamięć ich przywołała. Żadna śmierć nie jest jednorazowa”.*

„Ucho Igielne” przetkane jest mnogością przemyśleń. Jest to właściwie monolog z chroniczną refleksją. Na nowo zdefiniowane zostają pojęcia, już choćby takie jak sumienie, sen, śmierć, miłość, chwila, czas.

Sny wiedzą dużo więcej o nas, niż my sami o sobie wiemy. Bo cóż my wiemy? I to, co wiemy, czyż nie jest jedynie błądzeniem za sobą?”*

Właściwie nie ma strony, by nie przemówiła mądrość, która często przybiera formę gotowej sentencji. A to w połączeniu z plastycznym obrazem scen i snutych wątków daje poczucie literackiej pełni. Mamy do czynienia z mistrzowskim zestrojeniem formy z treścią, choć język gra tu rolę nadrzędną. Co ciekawe, owe złote myśli snute są mimochodem, jakby same się wymykały i mówiły. Tkwią w opowiadanych historyjkach całkiem zwyczajnie, tak jak zwyczajne jest opowiadane życie. Życie, które może się zdarzyć każdemu. A tak, Myśliwski jest gawędziarzem. Płynnie przechodzi z jednego problemu do drugiego, z jednego mikro-opowiadania do drugiego. Ale czy aby są one mikro? O nie, w każdym z nich dzieje się kosmos.

Kiedyś tu przyśnił mi się ten porucznik. Wyciągnąłem z niego bagnet, a ten wstał i mówi, o, ulżyło mi. Głęboko mnie pchnąłeś, ale bez krwi lżej się żyje. I rozejrzał się wokół po śniegu, chyba wszystka już ze mnie wyciekła”.*

Piękne miniatury wdzierają się do naszej wyobraźni żywym obrazem. Dopracowanym w najmniejszym szczególe. A jak świetnie skonstruowane są postaci, np. stenotypistki Bronki czy milicjanta prowadzącego przesłuchanie. A jak wybrzmiewa monolog mężczyzny, który zatrudnił się w swoim sklepie do pisania przemów pogrzebowych. Absurdalne? O tak. Bywa że i groteskowe, niekiedy surrealistyczne, a często z dużą dozą ironii i humoru.

W takiej gotowej mowie wystarczy czasem tylko to czy tamto zmienić, coś wstawić, coś usunąć. Śmierć od śmierci nie różni się wiele, a pogrzeby jeszcze mniej”.*

Dlaczego Myśliwski wybiera historie z pozoru bez znaczenia? I wplata w nie istotne treści dotykające ludzkiego wnętrza i zaszczepia wątpliwość w doczesne możliwości poznania? Po to, by rozważania mędrca przystawały do przyziemnego życia jak życie większości z nas i stawały się naszymi. Tematy wielkie zawsze były w polu jego pisarskich rozstrzygań.

„Spyta ktoś, a o co można targować się ze śmiercią? A chociażby o to, aby nam darowała przynajmniej tę najkrótszą chwilę, jaką można odczuć w sobie, abyśmy doznali samowiedzy, że umarliśmy. Dlaczego to inni mają za człowieka wiedzieć, że umarł? Nikt nie żył za niego, sam za siebie żył, a jego życie, to i jego śmierć. Dlaczego nie mógłby się jeszcze zdobyć choćby na westchnienie: – Dobrze, że żyłem”.*

Konstrukcja każdego obrazu, każdej miniatury zaczyna się już z chwilą pierwszego zdania, które otwiera sensy i jest w gotowości do ich nawarstwiania się. Każde kolejne zdanie ma taki sam obowiązek w stosunku do poprzedniego i następnego. Ale zależność ta jest osobliwa, wyróżnia i znamionuje dykcję mistrza. I jeszcze co ciekawe, pojedyncze zdania mają pojemność zarówno pytań, jak i odpowiedzi. Budują swego rodzaju przestrzeń semantyczną (odzwierciedlenie własności pamięci semantycznej?). A zatem stanowią pełnię.

„Może samotność sami sobie zadajemy jako niezgodę na świat, w którym przyszło nam żyć? Może jej źródło kryje się w naszej bezbronności wobec tego świata? A może i wobec naszego losu, na który nie mamy wpływu?”*

Z każdą odsłoną poszerzamy postrzeganie i rozumienie. Raz po raz jesteśmy urzeczeni gładkością mowy i jej nośnością. Tu w obrazy się wpada. Nawet jeśli obserwujemy błahą czynność opowiadaną w charakterystycznym rytmie – doznajemy olśnienia, bo oto nagle znajdujemy się w samym wnętrzu i dotykamy jakiejś prawdy. I znów opowiadanie odbieramy jak pełnię. I z takich pojedynczych pełni składa się o-powieść Myśliwskiego. Autor z przewrotnie zastosowanej dekonstrukcji – czyli z rozrzuconych w czasie i w pamięci epizodów, wspomnień – buduje panoramy i widnokręgi. Jakby architektura książki miała być odbiciem struktury pamięci.

„Inna sprawa, że nie każda tak samo boli, a ból zmienia i kolejność. Powiem ci, z samych żon mógłbym zrobić wernisaż”.*

Czy jest to powieść o miłości? Czy raczej o ciągłej potrzebie jej doświadczania? Na to pytanie, każdy czytelnik odpowie sobie sam. Ta piękna literatura ma wiele perspektyw i odczytań, nie raz skłoni myśli do zadumania się i do własnych odkryć.

„Według mnie Bóg powinien być kobietą. Bo kto rodzi świat? Kto cierpi za świat? Kobieta. Ona jest naszym losem. My, mężczyźni, jesteśmy tylko od wojen, rewolucji i różnych zawieruch. Nasza siła to tylko złudzenie. Bóg przelał swoją moc na kobiety. (…) O, przenieść Boga na płótno. Próbują, próbują, ale nic z tego. Bóg nawet nie chce zagościć w naszej wyobraźni. I dlatego za siebie dał nam kobietę. Sam chciał zostać tajemnicą”.*

Elżbieta Musiał

Autor:Wiesław Myśliwski, tytuł:Ucho Igielne, wydawnictwo: Znak, 2018 r.,s. 424

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko