Wełnianą
nić nawijasz na kłębek,
prujesz mój stary sweter,
moją trzecią skórę.
Pozbawiasz
ją kształtu mojego ciała,
odłączasz rękawy od
tułowia.
Mój kark
i moje plecy znikają w kłębku wełny,
jak świeżo skoszona łąka
znika w stogu siana.
Moją
drugą skórę, niegdyś białą koszulę z sylwestrowych balów,
już dawno przemieniłaś w
ściereczki do kurzu.
Głaskałaś nią politurę i
wycierałaś wszystkie kąty w domu.
Nie mam
do ciebie żalu.
Siedzę w fotelu –
statystuję na scenie życia rodzinnego.
Na sobotę, jak zwykle,
zaplanowałaś swe wielkie sprzątanie.
Nie
śpiewasz już naszym synom: „Ułani, ułani…”
Ich kołyski jak dzikie gęsi
na strych odleciały.
Babcią będziesz.