bez wątpienia
diagnostyka zawiodła — wyniki badań
przemilczały toczenie żywego organizmu
[zawartość chleba w widełkach — wino
na poziomie abstrakcyjnej przyzwoitości]
— — — ani słowa o wywoływaniu wierszy
ani słowa o markerach przekłamujących
kolejne tąpnięcia płynów ustrojowych
samopowielający się schemat
liturgii lęku
proszę zwątpić [obwąchać obszczekać
i proszę zwątpić] stryczek mówi że poezja
to bardzo dobre drzewo
ten trzeci
uśmiecham się — nie byłem
na to przygotowany
co innego omdlenie przy nakłuwaniu żyły
albo skaryfikacja matryc odbijających moją tożsamość
— — — zawsze było mnie dwóch
ale żaden się nie śmiał
seanse spirytystyczne w mieście X
przy bliższym poznaniu zawsze tracę
grunt pod stopami i pewność ciebie
[ który siedzisz po prawicy Ojca] przy
bliższym poznaniu rozkopuję kołdrę
poetyckich urojeń
a oni patrzą patrzą
na moje usta
oczy linie papilarne przy bliższym
[…] zawsze tracę:
grunt pod stopami i siebie z oczu
— — — dopiero wtedy zamykają knajpę
tłocznia oliwek
a teraz bardzo proszę: jeden pesel
jeden kamień
podchodzimy i po kolei: staramy się celować
w górne partie ciała astralnego
krioterapia nie przyniosła spodziewanych efektów
osadzony nadal odszczekuje się tym swoim węgierskim
posmakiem taśmy puszczanej od tyłu
[grając w chińczyka uparcie wyrzuca dziewiątkę]
— — — wieczory jeszcze chłodne
jeden pesel jeden kamień […] i wracamy do domów
nie ma takiego numeru
syndrom sztokholmski osierocił moją
prawą rękę
[ — — — nie kocha] od ostatniego samobójstwa
minęły prawie dwa tygodnie | ona znowu przemyca
donosy kreślone amarantowym atramentem
a czasu coraz mniej [siostro] proszę mnie podliczyć
płacę krwią ze świątyni
nieopatrzności mojej i jego bolesnej męki
wszystko co miałem do napisania — napisałem
jeszcze tylko dokończę Majakowskiego i idę spać
[proszę mnie podliczyć] siostro
grudzień zero i osiem
Mickiewicz cierpi za miliony a ja znowu
grzebię palcem w Bursie czterdzieści
i cztery razy czterdzieści i cztery Mickiewicz
cierpi za miliony […] mój ojciec był cieślą
i też cierpiał jak pięknie cierpiał czterdzieści
i cztery razy tracąc świadomość mój ojciec
umierał jak pięknie umierał a ja znowu
grzebię palcem w Bursie [ojca swojego
który był cieślą]
skowyt rozproszenia
tym czasem — tym bardziej czasem
tym którego
jesteś zatrważająco wątpliwym administratorem
nie wyłowisz miłosnych detali z okręgów źrenic
o których boscy przemytnicy wiedzą prawie wszystko
i czarne podniebienia
[z wyczuciem] pochylając głowy
prawowitych
właścicieli twojego szaleństwa w okrutnej
niedoskonałości rzeczy widzialnych kaligrafują
dla ciebie nekrolog in blanco | on nie żyje
on jest martwy [komu w plecy setny
nóż kto zdradził
nadzieję i dzieci jej skowytem rozproszone] on
nie żyje a chłopcy cierpliwie czekają [na Barabasza]
na ławce pod blokiem jak żołnierze w dwuszeregu
ustawione puste butelki po piwie — szklana armia
pijanych proroków — kolejno odlicz [ — — — tymczasem]
tym bardziej czasem tym którego jesteś i który
do ciebie nie należy nie wyłowisz miłosnych detali
z okręgów źrenic [na białe wiersze struga
czerwonej farby — nie krew — nekrolog in blanco]
Paweł Jasiński; rocznik 1974. Zamieszkały we Włocławku; poeta, malarz, autor tekstów piosenek .
Debiutował w 1994 roku w magazynie anarchistycznym Mać Pariadka, wydawanym w latach 1990 – 2005. Swoje utwory publikował także w „Helikopterze”, „Nowych Myślach”,
„Obszarach Przepisanych” oraz w Kwartalniku Literackim „Kontent”.
We wrześniu 2018 roku, ukazał się trzeci zbiór poetycki autora, zatytułowany „Skowyt rozproszenia”.