Paweł Jasiński – wiersze

0
691


bez wątpienia

diagnostyka zawiodła — wyniki badań
przemilczały toczenie żywego organizmu
[zawartość chleba w widełkach — wino
na poziomie abstrakcyjnej przyzwoitości]
— — — ani słowa o wywoływaniu wierszy

ani słowa o markerach przekłamujących
kolejne tąpnięcia płynów ustrojowych

samopowielający się schemat liturgii lęku
proszę zwątpić [obwąchać obszczekać
i proszę zwątpić] stryczek mówi że poezja
to bardzo dobre drzewo


ten trzeci

uśmiecham się — nie byłem na to przygotowany
co innego omdlenie przy nakłuwaniu żyły
albo skaryfikacja matryc odbijających moją tożsamość
— — — zawsze było mnie dwóch

ale żaden się nie śmiał


seanse spirytystyczne w mieście X

przy bliższym poznaniu zawsze tracę
grunt pod stopami i pewność ciebie
[ który siedzisz po prawicy Ojca] przy
bliższym poznaniu rozkopuję kołdrę
poetyckich urojeń

a oni patrzą patrzą na moje usta
oczy linie papilarne przy bliższym
[…] zawsze tracę:
grunt pod stopami i siebie z oczu

— — — dopiero wtedy zamykają knajpę


tłocznia oliwek

a teraz bardzo proszę: jeden pesel jeden kamień
podchodzimy i po kolei: staramy się celować
w górne partie ciała astralnego

krioterapia nie przyniosła spodziewanych efektów
osadzony nadal odszczekuje się tym swoim węgierskim
posmakiem taśmy puszczanej od tyłu
[grając w chińczyka uparcie wyrzuca dziewiątkę]

— — — wieczory jeszcze chłodne
jeden pesel jeden kamień […] i wracamy do domów


nie ma takiego numeru

syndrom sztokholmski osierocił moją prawą rękę
[ — — — nie kocha] od ostatniego samobójstwa
minęły prawie dwa tygodnie | ona znowu przemyca
donosy kreślone amarantowym atramentem
a czasu coraz mniej [siostro] proszę mnie podliczyć

płacę krwią ze świątyni
nieopatrzności mojej i jego bolesnej męki
wszystko co miałem do napisania — napisałem
jeszcze tylko dokończę Majakowskiego i idę spać
[proszę mnie podliczyć] siostro


grudzień zero i osiem

Mickiewicz cierpi za miliony a ja znowu 
grzebię palcem w Bursie czterdzieści 

i cztery razy czterdzieści i cztery Mickiewicz 
cierpi za miliony […] mój ojciec był cieślą 
i też cierpiał jak pięknie cierpiał czterdzieści 

i cztery razy tracąc świadomość mój ojciec 
umierał jak pięknie umierał a ja znowu 
grzebię palcem w Bursie [ojca swojego 

który był cieślą] 


skowyt rozproszenia

tym czasem — tym bardziej czasem tym którego
jesteś zatrważająco wątpliwym administratorem
nie wyłowisz miłosnych detali z okręgów źrenic
o których boscy przemytnicy wiedzą prawie wszystko
i czarne podniebienia

[z wyczuciem] pochylając głowy prawowitych
właścicieli twojego szaleństwa w okrutnej
niedoskonałości rzeczy widzialnych kaligrafują
dla ciebie nekrolog in blanco | on nie żyje

on jest martwy [komu w plecy setny nóż kto zdradził
nadzieję i dzieci jej skowytem rozproszone] on
nie żyje a chłopcy cierpliwie czekają [na Barabasza]
na ławce pod blokiem jak żołnierze w dwuszeregu
ustawione puste butelki po piwie — szklana armia
pijanych proroków — kolejno odlicz [ — — — tymczasem]

tym bardziej czasem tym którego jesteś i który
do ciebie nie należy nie wyłowisz miłosnych detali
z okręgów źrenic [na białe wiersze struga
czerwonej farby — nie krew — nekrolog in blanco]


Paweł Jasiński; rocznik 1974. Zamieszkały we Włocławku; poeta, malarz, autor tekstów piosenek .

Debiutował w 1994 roku w magazynie anarchistycznym Mać Pariadka, wydawanym w latach 1990 – 2005. Swoje utwory publikował także w „Helikopterze”, „Nowych Myślach”,

“Obszarach Przepisanych” oraz w Kwartalniku Literackim “Kontent”.

We wrześniu 2018 roku, ukazał się trzeci zbiór poetycki autora, zatytułowany “Skowyt rozproszenia”.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko