Krystyna Habrat – OBY W TYM ROKU ZAMIAST DYSKUSJI POLITYCZNYCH BYŁO WIECEJ ROZMÓW O KSIĄŻKACH

1
454

  Lubię filmy podróżnicze. Szczególnie te, gdzie oprócz zabytków, architektury, ciekawostek przyrodniczych,  można bliżej poznać mieszkańców z ich zwyczajami, mentalnością,  kulturą.

  Niedawno włączyłam przypadkiem na taki film o Korei Południowej. Nie od początku, ale dał mi wiele do myślenia.  Młody, sympatyczny, przewodnik z Europy, chyba Francuz, jeździ pociągiem i rozmawia z ludźmi.

  Co jakiś czas do przedziału, gdzie siedział, wchodził konduktor, prostował się sprężyście i składał uprzejmy ukłon, potem zaglądał na tablicę przy drzwiach, dwa wolne miejsca, i wychodził. Chyba też po dopełnieniu uprzejmych ukłonów. To się powtarzało i wreszcie francuski przewodnik zainteresował się, dlaczego nie sprawdza biletów każdemu po kolei? Ten wyjaśnił, że sprawdza tylko wolne miejsca, które wyświetlają się na tablicy przy drzwiach. Gdyby ktoś które zajął,  nie miałby biletu.

  – Czy to się zdarza? –  zainteresował się Francuz, a konduktor odparł:

  – Raczej nie, bo jazda  bez biletu oznaczałaby brak szacunku do Kolei.

   “Szacunek!” To mnie zastanowiło.

U nas rzadko  pada taki argument. A jeśli nawet padnie, to się go nie słyszy, jak  wyświechtany,  nic nie znaczący frazes. Bo kto u nas kupuje bilet z szacunku do PKP, PKS czy Linii Tramwajowych? Kupuje się bilet,  gdyż grozi kara za brak biletu. Wstyd byłoby zostać przyłapanym przez kontrolę. Jednak widzi się, że  zwykle kilka osób ryzykuje. Jazda na gapę bywa wyrazem cwaniactwa.

  Cóż mamy złe nawyki z czasów, gdy należało się sprzeciwiać zaborcom czy okupantowi i spiskować przeciw niemu, przechytrzać go i nigdy się nie poddawać. Kombinowanie było długo potrzebne, a pewnie i teraz, aby coś sobie załatwić z urzędnikiem czy urzędniczką, którzy  siedzą w urzędzie po to, aby nic nam nie załatwić, a przynajmniej opóźnić, utrudnić. Należało kombinować, żeby coś kupić w latach pustych półek sklepowych i wielogodzinnych kolejek po wszystko od mięsa, masła po mydło toaletowe i buty. Pamiętamy jeszcze całonocne kolejki społeczne  po telewizor, pralkę czy szafę. I wszystko inne.  Nie warto tego wspominać.

  Tylko, gdzie wtedy był szacunek do człowieka? Ten niedożywiony, zmęczony, upodlony, zapominał wtedy o pustym haśle ustrojowym, że człowiek, to brzmi dumnie. Albo, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Pana Boga.

  Ale na wspomnianym wcześniej filmie o Korei Południowej słowo “SZACUNEK” powtarza się często, w różnych miejscach i w ustach najróżniejszych osób.  Obok tego – drugie słowo: “SPOKÓJ”.

  Przewodnik pytał ludzi, jak im się tam żyje. Z uprzejmym uśmiechem i ukłonami wyrażali swoje zadowolenie, że mają tu szacunek i spokój, bo wszyscy są uważni na drugiego człowieka, żeby mu nie dokuczyć, nie skrzywdzić. Dlatego  żyje się im dobrze. Bardzo to podkreślali. Gdyby tylko nie  rozdzielenie kraju kolczastymi zasiekami na Północ i Południe, a wraz z tym rozdarcie rodzin. Rozdzieleni ojcowie od dzieci, rodzeństwo, nie widzą się latami, nie wiedzą nawet, czy ich bliski jeszcze żyje. Ale mają nadzieję na zmianę.

  Nawet Budda w świątyni jest uśmiechnięty. Mnich tłumaczy to tym, że medytacja  prowadzi do spokoju i  wtedy medytujący zaczyna widzieć na twarzy Buddy spokój i uśmiech.

  Ten film był bardzo inspirujący. Gdyby tak do nas przenieść tamte hasła o szacunku  do drugiego człowieka, uważności wobec każdego, i o spokoju, nasze życie byłoby o wiele znośniejsze.

  Ostatnio wobec   morderstwa prezydenta Gdańska rozgorzała dyskusja, czy nie za dużo w naszym życiu publicznym mowy nienawiści.

  Widać to na ulicy jak i w Internecie czy telewizji. Ile wszędzie pada złych, nieprzemyślanych słów, aż strach pomyśleć do czego to prowadzi. Tak, jakby ludzie wyzwalali się z jakichś pęt, dokuczając innym. Jakby dawało im to przyjemność.

  Cóż, każdy ma w sobie cząstkę zła, która aktywizuje się, gdy poprzez nią poprawiamy swoje samopoczucie czy obraz samego siebie. Więc umniejsza się skwapliwie drugiego człowieka, poniża słownie, obraża. Niejeden w ten sposób rekompensuje swe kompleksy i słabości: braki urody czy umysłu. Dlatego zakompleksieni bywają tak dokuczliwi.

 Sprawa jest jednak poważniejsza. Tylko ja dziś chcę patrzeć pozytywnie i nie rozgrzebywać przyczyn ani przejawów zła. Myślmy więc pozytywnie. Z życzliwością do drugiego człowieka. Zaraz i nam się humor poprawi.

  Jeszcze przed świętami napisałam na Facebooku: Marzę, aby w tym roku zamiast dyskusji politycznych było więcej rozmów o książkach. O dobrych powieściach i wierszach, książkach naukowych i literaturze faktu. To przecież i zdrowsze i przyjemniejsze.

  Kilka osób to hasło podchwyciło. Tylko dyskusja skręciła w niebezpieczne rejony spadku czytelnictwa w naszym kraju. Jeden pan przypomniał, że do niedawna czytywano Homera i Tacyta w oryginale, a teraz czytanie męczy. Inny rozważał problem książek politycznych, bo te łączą to i to.  Potem rozmyślał nad literaturą faktu. Przecież  co rusz słychać pogardliwe stwierdzenia, że ktoś woli takie właśnie książki, prawdziwe, a nie to co sobie ktoś tam wymyśla.

  Ustaliliśmy, że zamiłowanie do czytania obejmuje bogaty wachlarz tematyczny i rodzajowy.

  Wtedy przypomniałam sobie hasło, cytat z  Żeromskiego, co odczytywałam każdego dnia w szkole podstawowej przez kilka lat, bo wisiało  obok naszej klasy.  Zacytuję z pamięci  i być może  coś przekręcę:

 “Wiedza jest jak bezbrzeżne morze. Im więcej z niej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony“.       

  Pozostanę więc przy ogólnym pojęciu:  KSIĄŻKI. Nie sądzę, aby ktoś był oczytany, czyli czytał dużo i namiętnie, a pomijał literaturę piękną.  Domagam się więc w mediach, szczególnie w telewizji, więcej rozmów o książkach, bo dyskusje polityczne tylko wzburzają nasze złe emocje.

   Na koniec, gdy pomyślę znowu o spadku czytelnictwa, zastanawiam się, po co w ogóle  autorzy piszą? I tu zacytuję słowa  Somerseta Maughama z powieści “Księżyc i miedziak”.

Bóg jeden wie, ile namęczył się autor, ile zniósł gorzkich doświadczeń i ile wycierpiał, by dać czytelnikowi możność parogodzinnego wytchnienia lub skrócenia nudów podróży.”  

  Na to ktoś dowcipny zauważył, że jednym pisanie idzie jak po grudzie, innym lekko jak piórko, a czytelnik i tak ma to w nosie i nie czyta.

  Na to już zabrakło mi   riposty, bo zrobiło mi się smutno, a zły nastrój psuje i dowcip i cięte reakcje. Tym bardzie, że akurat w tych dniach wychodzi moja nowa książka – zbiór opowiadań,  które były już w mediach publikowane: DZIEWCZYNA PLĄSAJĄCA W JEDNYM PANTOFELKU.

  Dopiero dzisiaj dopisałam:

  Być może. Przed laty KK Toeplitz dziwił się, że skoro niektórzy męczą się przy pisaniu,  to po co w ogóle piszą? Jemu, jak twierdził, pisało się  szybko i potoczyście.

  Jaki stąd wniosek? Chyba czytelnikowi tego felietonu sam  się nasunie.

Ja powiem tylko, że jednak wielu lubi się męczyć. A nazywa się to tak pięknie: męka twórcza.

Krystyna Habrat.

 Styczeń 2019 r.

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko