(w związku z 20 rocznicą odejścia Jerzego Grotowskiego wspomnienie o twórczości poetyckiej i jej ważnych imaginacjach)
Dnia 14-go stycznia 2019 r. mija XX lat od czasu odejścia w nieboskłony Twórcy Teatru Ubogiego Jerzego Grotowskiego
– Suma minionego czasu obliguje do ponownego wspomnienia, a zarazem powiedzenia z dystansu o twórczości niezwykłej, intrygującej… wciąż czynnej, chcę powiedzieć głosem krytycznym o podłożu poezji jaką uprawiał Mag w imaginacjach twórczych…
Otóż 10 lat wstecz po odejściu szykowano Album, który miał pomieścić wszystko o reżyserze, reformatorze teatrów, wykładowcy, instruktorze teatralnym, ale i poecie. Redagowano do tego Albumu, (wymieniam to z dużej litery), książkę wchodzącą w skład pt.
„W STRONĘ ŹRÓDEŁ TWÓRCZOŚCI JERZEGO GROTOWSKIEGO”. Myślę, że ów Album w pięknym utwardzonym etui, który otrzymałem, jako osoba wspominająca Grotowskiego w w/w książce z użyczeniem Jego portretu, jaki wykonałem za życia reżysera, Album składający się z kilku broszur i dwóch książek, był na pewno trudny do zredagowania, gdyż wiele rzeczy rozproszonych z różnych przyczyn trzeba było ogarnąć i przedstawić cały życiorys, w tym artystyczny. Tym nie mniej powstał taki Album wydano przy Uniwersytecie Rzeszowskim. Przepięknie wydany w dziesięć lat po odejściu Maga przez Wydawnictwo MITEL pod redakcją, a raczej koncepcją Marka Czarnoty, recenzował prof. dr hab. Wojciech Kaczmarczyk. Do mojego tekstu wspomnieniowego załączyłem duży fragment mojej „rozmowy artystycznej” z przyjacielem Jerzego Grotowskiego dr Krzysztofem Miklaszewskim z Krakowa, który grał i non – stop szeroko dokumentował Crocot II . O tej przyjaźni dość powiedzieć, że poprzednimi laty spotykali się obaj we Wrocławiu lub Krakowie, gdy reżyser wystawiał np. w Starym Teatrze „Krzesła” Eugene’a Ionesco lub ”Kobieta jest diabłem” Prospera Meimee, czy „Bogowie Deszczu” Jerzego Krzysztonia, a także całkiem prywatnie. Krzysztof wiele ciekawych faktów wówczas przytoczył ze smakowitymi kąskami. Zatem mój esej został wzbogacony, było w nim też o eposie „Laboratorium”, a tym samym o samym Koryfeuszu. Spotkaliśmy się w 2004roku z Krzysztofem w Warszawie, w jego mieszkanku, celem tej „rozmowie artystycznej” do mojej książki (pt.„Między mythos a sacrum”,wydanej w 2005) jako II tom z dotacji Samorządu Wrocławia, gdzie nie sposób zapomnieć było o Grotowskim…
Oni obaj widywali się i czasem nawet drinkowali, choćby w „Monopolu” przy ul. Świdnickiej we Wrocławiu, na pięterku. Ale najważniejszym dla mnie było i jest, że Jerzy Grotowski pisał poezję od wczesnych lat, bo już w dzieciństwie, takiej wiedzy nigdzie nie było – Sam znany już wtedy reżyser ukrywał ów fakt, poza tym, że w latach po roku 55 – 60 zdradził Ludwikowi Flaszenowi swoją tajemnicę, kiedy to wydrukowano mu wiersz, pod pseudonimem, w „Przekroju”. „Miałem nadzieję, że nie będzie to miało związku z działaniami teatralnymi – i chyba nie miało!” – powiedział wówczas Flaszen – pomagier i konsultant reżysera pozostając długo z tą tajemnicą wierny swemu mistrzowi, co zaowocować miało drukiem jako tom poetycki.
W roku 1960 Grotowski pokazał „Fausta” Goethego w Teatrze Polskim w Poznaniu, i wtedy prawdopodobnie złożył w Wydawnictwie Poznańskim zestaw wierszy, o pojemności ich chcę, nie wymądrzając się, powiedzieć w dalszej części.
Ale a drem! – Ponieważ twórczość teatralna Jerzego Grotowskiego przechodzi przez literaturę współczesną i konfrontuje z mitami, chcę powiedzieć, że nie bez kozery doszło u reżysera do projektu wydania poezji i odsłonięcie się jakby w całości. Ale najpierw wróćmy nieco do początków. Oczywiście, kiedy Grotowski ściągnął do Wrocławia z Opola z Teatrem „13 Rzędów” w latach po sześćdziesiątych, wtedy zagościła na dobre „Awangarda” w Sztuce i Kulturze Polskiej, szczególnie we Wrocławiu, za jakiś czas tutaj, stawał się coraz bardziej „modny” – O Grotowskim się mówiło w środowiskach. Pamiętam ten czas jak dotarłem i ja z koleżeństwem studenckim, wpierw pod plakaty teatralne Laboratorium, ręcznie graficznie robione, wywieszane głównie na Rynku blisko siedziby teatru, serce brało górę, a później zacząłem bywać, co jakiś czas, nawet na próbach w ceglanej sali, na różnych otwartych inscenizacjach, lub treningach, czasem siadywałem obok reżysera, jako wierny fan i milczałem, bywało zahipnotyzowany dygotałem w ciarkach, nawet się bałem, jak tylko Cieślak, najbardziej ekspansywny aktor, lub Cykutis wydawali z siebie rżące głosy, przeszywające wokół.
Wówczas zasłyszałem od kogoś mi bliskiego, że reżyser para się także poezją – i to od 1942 roku, że pisze dalej wiersze… Z tego okresu pochodzą wiersze zaangażowane, jak: ”Śmierć za Ojczyznę” oraz „Śmierć Pana Jezusa” – Większej uwagi do tych „zasłyszanych” plotek nie przywiązywałem, chciałem wiedzieć – kiedyś zapytałem – spojrzał przez grube okulary, sapnął, nie odezwał się – zatem okazało się to dla prawdą. Natomiast tym z pisaniem wiąże się pewien fakt jako epizod wydawniczy. Ważnym jest, że reżyser w 1960 roku, wystawił w Poznaniu „Fausta” w/g Goethego, a tajemnicą poliszynela było, że wtedy właśnie złożył prawdopodobnie, w Wydawnictwie Poznańskim, projekt druku tomu poezji, nazwanego przez siebie: „A ja nie mam się komu podobać”, później przekształcono to, bez wiedzy poety, na tytuł od pierwszego tekstu akceptowalnego pt.” POŻEGNANIE BARW” – (z podtytułem) „faksymile i wybór wierszy”. Kwalifikacja zbioru do druku okazała się odmową, ale nie z przyczyn artystycznych, lecz z przysługi cenzorów, i chociaż 5 tekstów zostało odrzuconych we wstępie adiustacji, w redakcji nastąpiła duża fascynacja wierszami. Wiadomo, że na całej działalności reżysera zaczęła swego czasu trzymać ostrego p a z u r a cenzura. Za Grotowskim już chodziły „ł a p s y” i „stupajki” (tak ich nazywałem później w czasach solidarności) – Natomiast reżyser reformator i trener teatralny oraz wychowawca wiedział o tym, że esbecja węszy, nawet wśród studentów, zwłaszcza po pokazaniu spektaklu „Apocalipsis cum figuris” (1969), gdzie Cieślak pokazał mit „zbliżenia się” człowieka z Chrystusem. Mesjasz zostaje tu brutalnie odrzucony przez ludzi, choć nie należy tego tak rozumieć, choć oczywiście tak jest, ale w innym sensie – Aktor Ryszard Cieślak – zwany przez mistrza „księciem zawodu” w roli Ciemnego swoją grą dał nam bardzo wiele ku uruchomieniu wyobraźni i mistycznych niezatartych myśli… Wydawałoby się, że to nie jest przeciw tamtemu porządkowi – ale jednak tak! – pewne interpretacje sugerowały dużo. W wierszach Jerzego Grotowskiego jako poety jest bardzo podobnie, choć są one jako osobne działanie twórcze.
Abstrahując od Teatru „Laboratorium”, jako miejsca inspiracji niezależnych Twórcy… Przejdźmy bezpośrednio do Jego poezji – Jako poeta mówi dużo o eksterminalności świata, o jądrze wieczystej przemiany, mówi często w tonacji pesymistycznej, a nawet apokaliptycznej. To teksty wyrokujące głównie o czasie, o jego zmierzchu i ekspansji – można zapytać komu „grozi”? – Dobrze wiadomo było – czas dla każdego, jak i każdej sprawy, także i wiersza, jest dany chwilowo, nie na zawsze jest władza i jej exterminator i dyktator, czyli jest tu mowa o utracie? – Czas, który nadchodzi… strugą oczyszczeń, poeta prosi jasno o katharsis(?), którego – wie – nie będzie: „ożywiają się już płomienie zawarte w pieśniach”, jest u Grotowskiego taka „pieśń na potęgę wichrów”, itp. tematy, i przypomina nam poeta, o tym że „to zasada świata”, jest określona wśród w/w metafor jako „struga oczyszczeń”.
– Natomiast dla władz kościoła, które wiele nie rozumiały z gry Grotowskiego było to profanowanie zasad religii i porządku wiary, odciąganie młodzieży na boczny tor… manipulowanie studentami, etc.
Ale do czego zmierzam? – chcę wejść w poezję Jerzego Grotowskiego przez Jego zaplecze teatralne. Otóż reżyser pokazywał też podświadomie (także w innych sztukach) , że wiele zapisów z Pisma Świętego łączy się inaczej z interpretacją człowieczeństwa, że ciągle jest kłamstwo, że jest „krwawo” i nierozumienie… Tak jak chociażby w Starym Testamencie(?)…
Jak wiadomo rok 70 był trudny dla „Laboratorium”. W 1976 roku bp. Dąbrowski zażądał zdjęcia Apocalipsis configuris z afisza. Pamiętam, że pod teatrem, na środku Rynku wrocławskiego, stało zawsze dużo studentów, outsaiderów… uczniów Szkół Średnich, innych zainteresowanych, także spoza Wrocławia – Ale najwięcej – sądzę – „popularności” Grotowskiemu, jako twórcy, nadało rzucenie klątwy na Teatr Labolatorium i reżysera przez kard. Stefana Wyszyńskiego w pomnej homilii wygłoszonej na Skałce w Krakowie i nazwanie tej ówczesnej działalności „największym świństwem”, a mowa była w dalszych dewagacjach środowiskowych , że: „to gniazdo narko – działania, Grotowski rozpuszcza młodzież… wywraca duchowo nawet cieleśnie oraz opluwa świętość i poniewiera chleb” – To się słyszało – słyszałem i ja często… Abstrahując od tego faktu, a jest to także ważne, kiedy wspominam poezję Grotowskiego pomieszczoną w zestawie wierszy pt. „Pożegnanie barw”, wydaje się że pojemność metaforyczno – pojęciowa tekstów zdaje się być adekwatna do tamtego czasu, gdzie życie stawało się; szare, smutne, etc., bez wyrazu i nadziei, ale dla niektórej warstwy społecznej jednak świetliste jak je nazwał KRAJ RAD. Zresztą o kwestii brzydoty wtedy pisali poeci „WSPÓŁCZESNOŚCI” jak Grochowiak, czy choćby nawet Ernest Bryl…Tam też widzę Jerzego Grotowskiego. W pozostałych utworach „Pożegnania barw” jest modernizm, żegnanie nie tylko wiąże się z zapamiętanym dzieciństwem – a tym co dane jest człowiekowi dorosłemu doznawać i widzieć bardziej trzeźwo, przede wszystkim zatroskanie i ciemny sen – przeżywanie wegetacji socjalnej i duchowo – społecznej. Czytamy w wierszu o pożegnaniu:
pożegnanie barw
moje oczy powoli umierają
barwy były pulchne
wonne
odurzające
przebijały się światłami
uderzeniem stalowych noży
ostre
palące
kwaśne
barwy przemieniły się w mętne bagniska
uciekały kołysząc się na boki
zamierały w niepewnych dygotaniach
(…)
upojenie gorzkim oparem rozgrzanego piachu
upojenie krajobrazem
konającym
niby schorzała paleta
którą źle
zoperowano
w szpitalu
żegnam was
– Żegna poeta… piękność życia – uznaje się za ślepiące sumienie… Mówi przede wszystkim, że intensywność wszechrzeczy przemija, nawet ta wybuchowa, ale daje się lepiej zapamiętywać, kojarzyć, cierpieć, a najgorzej żyć z niemocą… choć rąbek krajobrazu jako horyzont do otwarcia widnieje… z tym co jest „obecne”… Nawiązuje tu – myślę, do mocnej ekspansji ówczesnego socrealizmu, i do kwestii umownej danej jako łaska wolności.
W tym utworze Grotowski okazał się nie tylko ważnym dla każdego ówczesnego twórcy wizjonerem, ale pokazał swój delikatny dotyk, przede wszystkim swoją stronę liryczną i niesamowity dystans. Jego wypowiedź łączy postawę refleksyjną z niezwykłą, daleko idącą, sensualnością – a to znów CZAS. „Pożegnanie kolorów” to utwór wiodący, z którym wiążą się też wiersze konsekwentne, jak;
„koniec miłości” oraz „sielska piosenka”, poeta nazywa swój wariant metaforyczny „potęgą wichrów” – Wicher jest „batem na karku czasu”. Świat w tej perspektywie czasu, która nastąpiła jako wolność, nie daje mu wolności, bo wolność to kolor barwa i słońce. Zaryzykowałbym przede wszystkim tu nawet ówczesny powojenny szyk interesu Lwa ze Wschodu, któremu wielu intelektualistów się poddało, licząc ordery – Ale ten czas ma przecież cechy rzeczywistości narzuconej i już jakby wyświetlonej, i daje wiele dla zdrowej wyobraźni… Wszystko się już stało i pozostaje jakieś oczyszczenie(?), którego długo nie będzie – Artysta to czuje, to nawet koniec najważniejszego, czyli miłości… Czytamy:
koniec miłości
wierzba zżółcona
kora odarta
liście spękane
popiół i żużel
trawa zdeptana
szczęki zrośnięte
światło brunatne
słońce rozdarte
płuca spuchnięte
(…)
Do oddania nastroju znużenia, a i braku nadziei poeta użył rytmu wiersza sylabotonicznego, pulsującego, wylicza tu frazy jak elementy urządzenia… butwienia, czyli przeżycia.
Może przytoczmy jeszcze jakieś inne wiersze? – Weźmy motyw ziemi, który wraca w wierszu „Kenia” – powstał on prawdopodobnie pod wpływem doniesień o krwawym stłumieniu przez Brytyjczyków powstania Mau-Mau w Kenii (1952 – 1956) przed uzyskaniem niepodległości przez tę Kolonię. J. Grotowski, który czasem też używał turpizmu celowo, a przynajmniej miał tendencje pesymistyczne, nie tylko w poezji, po znanym nam przełomie październikowym – Jako poeta przedstawiał nam brutalny obraz ofiar tego zdarzenia, jakby scenografię; „trupy rozpływające się w siności słońca/ trupy nagie czarne oślizłe i cuchnące”, – Tak, tu młodość została spalona na ołtarzu, ale poświęcona – co ważne! wraz z mistycznym aktem zapłodnienia matki – ziemi „buntem”, co ma dać jutrznię „czarnego pożaru”. Ten akt idący w parze z uwrażliwieniem na krzywdę najprostszych ludzi łączy się, z pewnością, z wielkim zaangażowaniem autora w kwestie ideologiczne. „Pożegnania barw” to teksty modernistyczne, ale są jakby zwieńczeniem zaangażowania w stany psychiczne twórcy, czynią Go w pełni niezależnym, bardzo wrażliwym, nawet na stan relacji Państwo – Kościół, czyni i ukazuje człowieka instrumentalnie do gry. Oto wiersz wyznanie jakby odezwa(?) poety:
wyznanie
(…)
oderwijcie mnie
od braci moich
towarzyszy
ogrodników ojczyzny
spowiedników
moich tęsknot niedorosłych
moich doznań w posmakach życia
a opłynę krwią rannego serca
i zamilknę
– Powiedzieć na pewno chce poeta także o własnej Ojczyźnie…
Powiedzieli znawcy, że od czasu odmowy wydania wierszy w Wydawnictwie Poznańskim Jerzy Grotowski zamilknie jako poeta, prawdopodobnie nie zapisał później ani jednego wiersza. Nie znaczy to, że się poddał, ale nosił ja w sobie. Mnie się wydaje, że przeniósł jednak własną, wciąż wolną i metaforyczną wyobraźnię, ku wypowiedzi, na deski Swego Teatru. Doskonale budował wiersz aż do puenty i dobrze metaforyzował. To przemyślane kwestie, częściowo bardzo angażowane – ale taki był czas. Mam nie tylko tę broszurę z odbitym maszynopisem i drukiem naturalnym obok – To tomik trzynastu wierszy, jakby 13 Rzędów? – wiersze nie przyjęte zaginęły, jak podaje red. Marek Czarnota. Grotowski nie zgłosił się też po swój projekt, zachowała je pani profesor Alina Kowalczyk. Był znakomitym czułym obserwatorem, wrażliwym ale i niespokojnym, jakby non – stop czuwającym nad sobą…
Na sali prób nie siedział spokojnie, na spektaklu tak – pozornie spokojny… Na przerwie poza spektaklem kiedy coś się do niego mówiło, on dobrze słuchał – nic nie mówił, jakby skupiony, jednocześnie bardzo obecny i czasem oddany…
Po przez te autonomiczne imaginacje jednak nie mógł rozstać się z ideologią, jej sens brał dosłownie i importował w wartości nadrzędne… Czy wiersz ten w dużej mierze wyjaśnia powody politycznej aktywności? – zwłaszcza w dawnym socjalistycznym ruchu młodzieżowym? – Myślę, że to jednak wrażenia subiektywne własnej ówczesnej postawy i umiejętności już przekształcone w przekonanie i połączenie bytu z własnym uformowanym wnętrzem, co opiera się nie tylko na tamtym wartościowaniu, ale i o głos Karmy, a co to jest? – dobrze wiedział po powrotach np. z Indii do kraju.
„Pożegnanie barw” – to czas wypowiedzi zasad gry podobnej jak w teatrze. To był właśnie CZAS „wytyczania tras”.
Zbigniew Kresowaty