Twoje dłonie
od balkonu
po krawędź kuchni.
Po grzbietach książek,
aż celofan zwija się tkliwie.
Dłonie ze szklanym kwiatem herbaty,
z naleśnikami jak liście słońca,
w aluminiowych źródłach garnków
tańczące.
Dłonie po lustrach,
po szybach,
po oczach moich
kipiących morskim piaskiem.
Jakiż by pochód
za każdym palcem.