Wiesław Łuka pisze o tym, jak młodość pomaga starości w nowej powieści Wiesława Myśliwskiego

0
230

Książka zachęca, a może nawet zmusza, by myśleć o bólach porodowych wielkiej  sztuki,  o teraźniejszości, której nie ma, o mieszaniu się fikcji z realem, o człowieku, który sam nie wie, co wie.

Wybitny prozaik chciałby nie wiedzieć nic o literaturze, gdy zaczyna pisać – Wiesław Myśliwski zadziwił szczerością wyznania w warszawskim Klubie Księgarza podczas wieczoru promocyjnego swojej nowej powieści, Ucha Igielnego*. Chciałby uwierzyć, że nie potrafi pisać i jako debiutant buduje pierwsze zdanie w akcie twórczym.Rozszerzył tę myśl w wywiadzie dla POLITYKI: „… Stanem idealnym byłoby, siadając do pisania, nie wiedzieć, co się pisze, nie wiedzieć, że się pisze literaturę i nawet nie wiedzieć, że istnieje coś takiego jak literatura. Kiedy zaczynam pisać coś nowego, mam poczucie, jakbym zaczynał tworzyć swoją pierwszą książkę w życiu. Bezradność, jaka mi towarzyszy, jest niemal bezradnością debiutanta..”  

Laureat  wielu krajowych i zagranicznych nagród literackich mówi o męce tworzenia; nie on pierwszy, nie on jeden. Tysiące autorów w świecie przed nim i kolejne po nim odczuwali i będą odczuwać te „bóle porodowe wielkiej sztuki ”. Tymczasem, co chce naprawdę powiedzieć autor przyznając się do „bezradności debiutanta ”? Może tylko tyle (albo – aż tyle), że ogrania go lęk przed kreacją czegoś nowego, które szybko może być ocenione jako powtarzanie samego siebie. Czyli lęk przed autoplagiatem? Chyba o to chodzi, skoro  przyznaje się, że chciałby nic nie wiedzieć o literaturze, gdy zaczyna nową powieść, czy dramat sceniczny . Coraz głębiej wnika w siebie, gdy go trapi zwątpienie, czy w ogóle „umie pisać”.

Przyznaje, że nad żadną z wcześniejszych powieści nie napracował się tak, co nad Uchem… właśnie. Wielokrotnie ją poprawiał, fragmenty  pisał na nowo, wcześniejsze wersje palił; ta twórcza męka zaczęła się w 2014 roku.

Narrację  wybitny prozaik zaczyna od intrygującego, ale trudnego w odbiorze, pomysłu kompozycyjnego. Bohater opowiada o swojej najdawniejszej przeszłości tak, jakby ją przeżywał dziś, jakby się dziś działa. Jakby przeszłość była dla teraźniejszości lustrem. (Dygresja: na dalszych stronach książki autor filozofuje, że teraźniejszość jest zaledwie chwilką, bo szybciej niż natychmiast przechodzi do przeszłości.) Przyszłość  i aktualność, młodość i starość rozgrywają się w utworze w dwóch planach, ale w tym samym czasie, a właściwie poza czasem. Jawa i sen także się swobodnie przenikają.    

Zatem  przeżycia kilkunastoletniego uczniaka sprzed lat, widziane jako teraźniejszość przez tego samego „chłopaka” tylko kilkadziesiąt lat starszego. Poznajemy teraz jednego  bohatera -narratora, ale jakby ich było dwóch. Ten starszy, niedołężny przygląda się sobie – gdy był sprytnym młodzieńcem. Jego tamta aktywność życiowa przejawiała się między innymi na częstym, właściwie  codziennym bieganiu „nad dawną, dziką, zieloną dolinę, której już nie ma”. Skakał po kolejnych stopniach kamiennych  schodów, przeciskał się przez przejście w starym murze obronnym miasta; przejście od wieków  nazywało się właśnie Uchem  Igielnym. Skakał tam po schodkach w  nadziei spotkania ukochanej, za którą  jego koledzy wołali Żydówka, a ona Żydówką nie była. Należy przypuszczać, że uczniacy, rówieśnicy po prostu zazdrościli mu pięknej dziewczyny.

Obecna starość bohatera upływa  na wspominaniu tej dziewczyny, a przy okazji także cyganki, chodzącej po parku, z kwilącym niemowlęciem na reku i namawiającej do wróżby; bo do czego innego cyganka mogłaby namawiać? Tak się zaczyna opowieść o losach bohatera. A kończy  wspomnieniem uroczystości czterechsetlecia szkoły średniej, jednej z najstarszych w kraju. Zabawna chwila przed  zjazdem jej absolwentów – kelner w hotelowej restauracji zachęca bohatera do obiadowego zamówienia kaczki w pomarańczowym sosie; „kaczuszki miękkiej i pozbawionej najdrobniejszej kosteczki”.

Powiem wprost – w tym planie wydarzeń i przeżyć bohatera, liczących kilkaset stron, Ucho… mniej zachwyca. Sporo tu – przepraszam wybitnego autora  – opowieści o niczym. Dlatego dla  kontrastu przypominam sobie i czytelnikom debiutanckie utwory   Myśliwskiego  – Nagi sad (1967) i Pałac (1970).

Wygrzebuję z pamięci. W pierwszej powieści na wieczne zapamiętanie zasługują między innymi opisy niezwykłej, często ujmującej  miłości ojcowsko – synowskiej, a raczej synowsko – ojcowskiej. Oto jeden z dziesiątków przykładów tej miłości i w ogóle atmosfery rodzinnej: wykształcony młodzieniec wspomina   milczącego i ambitnego ojca,  który z pasją „czytuje”  gazety, a gdy się niedługo okaże, że głowa rodziny jest … analfabetą, to dorastający syn, już  po kilku ukończonych klasach szkoły, sam czyta tatusiowi wybrane artykuły. Pamięta się z Sadu również  cichą, rozmodloną matkę z groźnie chorym dzieckiem na ręku.  Kobieta odbywa wędrówkę po dziewięciu mostach i wierzy (w tamtych stronach w to wierzono) , że ta peregrynacja  przywróci zdrowie synowi. Nagi sad  był wówczas przyjęty z zachwytem. Julian Przyboś, wielki autorytet literacki,  nazwał debiutującego autora „objawionym talentem” za głębię chłopskiej opowieści obyczajowej i prawdę psychologiczną postaci wiejskiej rodziny.  Przybosia, wybitnego poetę,  zachwyciła  u Myśliwskiego świeżość mowy ludu, inna od języka noblowskiej sagi o bohaterach – Boryny,  Jagny i Antka –  z  Reymontowskich  Chłopów. W drugiej powieści  Myśliwskiego, w Pałacu – jak pamiętam – zadziwił nas wieśniak, pasterz Jakub, który w podnieceniu i z ogromną ciekawością  wkradł się do opuszczonego „przez państwo” pałacu. Działo się to w czasie nadchodzącego, wschodniego frontu II wojny światowej. Wieśniaka zadziwiło i zachwyciło bogactwo wystroju pałacowych salonów, sypialni i pomieszczeń kuchennych.  Oglądał obrazy, rzeźby i inne piękne rzeczy. W pewnym momencie pastuch, nie bez lęku rozsiadł się w pańskim fotelu z poczuciem sobiepaństwa; zadziałało tu zmęczenie chłopa, a może chłopska, rozpasana wyobraźnia. Ta scena  podsunęła mi wówczas skojarzenie z biblijnym, starotestamentowym  Jakubem, praojcem Izraelitów,  który podobno, jako jedyny człowiek w dziejach świata, widział „ na własne oczy” osobę Pana Boga. Wiele wskazuje nas to, że obydwaj bohaterowie, Jakub Myśliwskiego i Jakub anonimowego  autora  biblijnego ,  w tych różnych, kosmicznie odległych od siebie czasach, po prostu przysnęli i majaki wzięli za realność. Jednak nie ma mowy o majaczeniu –  ani w biblijnej Księdze Rodzaju, ani w Pałacu.

Zachwycające książki Myśliwskiego. Na nowe powieści autora, „objawionego talentu”,  czekało się z dużym zainteresowaniem. Dwie z nich uhonorowano Nagrodą Nike. Autora obdarowano trudnymi do policzenia nagrodami w kraju i za granicą.

Już się mówi, że Ucho Igielne dostanie w przyszłym roku trzecią Nike. Wyznaję jednak szczerze – ta powieść znacznie mniej zachwyca; zwłaszcza jako opowieść – wspomnienie o życiu bohatera – narratora, jego młodości, dojrzewania i starzenia się. Możemy zgadywać miejsca wydarzeń ostatnich kilkudziesięciu lat, domyślać się ich, mimo, że dzieją się poza czasem i nazwaną przestrzenią. Można się domyślić, że autor wraca do „swojej” urodzinowej Sandomierszczyzny. Te wspomnienia, ta opowieść mają formę bliską reporterskiemu zapisowi. Powieściowa, fikcyjna, wymyślona  kreacja i reporterska, dokumentalna realność zbliżyły się u Myśliwskiego do siebie. Często się „mieszają”, nie wiadomo, która jest która i kiedy. Dlatego lektura Ucha  w wielu miejscach bywa trudniejsza. Dla tradycyjnej prozy przyszły takie czasy, że jej forma, zwana literaturą  piękną,  zbliża się do od wieki młodszej formy,  literatury  faktu. I na odwrót – reportaż często przypomina fikcję literacką. Już kilka dekad temu dyskutowali, o tym dwaj nasi wybitni reportażyści : Ryszard Kapuściński i  Wojciech Giełżyński, co zapisano ku potomności.  A jeszcze wcześniej, przedwojenny i powojenny „książę” tego gatunku, Melchior Wańkowicz  bez większych oporów i z artystycznym zacięciem i czytelniczym powodzeniem łamał teoretyczne jego zasady i przekraczał bariery gatunkowe, co również przypominają krytycy literaccy i uniwersytetcy  wykładowcy.     

 Mimo to z pewną dozą z nieśmiałości oceniam, że sporo fragmentów Ucha… to reporterska narracja, choć nie dlatego oceniam je jako znacznie mniej ciekawe od wcześniejszych utworów  Myśliwskiego. Wiele stron Ucha  jest – o rany! Jak tak mogę! –  o niczym.  Jeżeli są to wymyślone wydarzenia i przeżycia bohatera – narratora, to wyobraźnia mistrza obniżyła loty; sprawia wrażenie  wyczerpanej. Jeżeli  natomiast są to dokumentalne zapisy, to mistrz  prozy powieściowej zawiódł w docieraniu i znajdowaniu ciekawej, realnej rzeczywistości w okolicach Sandomierza, w jej penetracji i obrazowaniu. Są  jednak fragmenty warte zapamiętania: już jeden  z początkowych w powieści: przebieg przesłuchania bohatera przez milicję i atmosfera robienia ludziom wody z mózgu  w ponurych czasach stalinizmu  – to opis o dużym ładunku emocjonalnym . Milicjant z PRL-u potrafi zapędzić w kozi róg młodzieńca, któremu chce przypisać przestępstwo. Potrafi nawet sformułować i wygłosić aforystyczną myśl: „…Doświadczenie nas jednak uczy, że człowiek sam nie wie, co wie…”  I inne wspomnienie młodości bohatera: trzech młodych facetów na stancji równocześnie śpi na jednym łóżku. Dwaj  przesypiają noce na jego krawędziach, muszą  więc przeważnie leżeć na bokach, a ten trzeci, środkowy sypia ułożony w odwrotnym kierunku, więc palce jego cuchnących nóg (bohater-narrator podkreśla – „cuchnących”) zbliżają się do chrapiącego nosa lub otwartych ust raz jednego, raz drugiego studenta. Szkoda, że w książce zbyt dużo miałkich fragmentów. Nie chciałbym jednak być posądzony o poszukiwanie i delektowanie się w wysokiej literaturze ciekawostkami rodem z  literatury dworcowej.  Bohaterowie Ucha... żyją, ale ich życie na jawie często miesza się ze snem; obydwa stany ważą równo i usprawiedliwiają  równe ich traktowanie – tak w literackim opisie, jak i czytelniczym odbiorze .     

Myśliwski nie zawiódł jednak jako myśliciel i analityk człowieczego losu w jego wymiarach  – młodości,  dojrzewania i  starzenia się. Zatem młodość i dojrzewanie bohatera – narratora, to powieściowe miedzy innymi „wycieczki lotem na skrzydłach, to sfruwanie po schodach do dawnej, dzikiej, zielonej doliny” w  nadziei  spotkania ukochanej. Natomiast  starość, to schodzenie (kuśtykanie – WŁ) po tych samych kamiennych stopniach do doliny  „o lasce, gdy nogi odmawiają posłuszeństwa, a oczy rozmijają się w widzeniu nie tylko świata, lecz każdego kroku” . A dolina może jest, a może już jej nie ma. Może pozostało po niej tylko wspomnienie; no i tęsknota. Autorską puentę człowieczego losu Myśliwski podsuwa czytelnikowi w formie pytania: „… Dlaczego starzy ludzie są tak uparci, czyżby nie mogli darować tym, którzy po nich będą żyli?…” Podobnie zaskakujących refleksji, analiz i i zachwycających sentencji mistrz nam nie skąpi. Uświadamia nam, że młodość starzeje się równie szybko jak moda, choć młodzi wierzą równie często, co złudnie, że „młodym będzie się zawsze”. Przekonuje, że opłaca się przeżyć młodość dobrze i bogato, bo bez niej „ nie dałoby się rady być i starym ”… Raźniej się żyje w starości, jeśli ma się dobre wspomnienia z młodości; ona „pomaga  dźwigać starość”. Człowiek musi kiedyś opuścić dom ojca i matki, by odnaleźć swoje życie. Odnaleźć je – „… im szybciej, tym lepiej, bo nie ma się tak dużo czasu, by go marnować… Każdy zmarnowany dzień, to skrócenie sobie życia o ten właśnie dzień”. Ojciec bohatera – narratora powtarzał małemu, a potem młodemu synowi, potrzebę wzbogacania swojej głowy o doświadczenia i wiedzę; „przeszłą, a nawet przyszłą”. Przecież w życiu dochodzi do rozmaitych konfliktów  –  wybuchają  wojny, które prawie wszystko obracają w ruinę; wszystko przepada, z wyjątkiem tego, co się ma w głowie.  Matka bohatera czasami wtrąci swoją myśl:  „do wiedzy potrzeba jeszcze wiary –  wiary w Boga” .  Jednak kobieta zaraz usłyszy synowskie zwątpienia, że Bóg stworzył świat, który podczas wojny  (II wojny światowej) w legł gruzach i ludzie muszą go odbudowywać. A gdy się świat walił, „Bóg nie kiwnął palcem”. Jedni mordowali drugich, palili wsie i miasta, gazowali w obozach, wybijali ofiarom ze szczęk złote zęby,  szczuli psami, a Bóg to widział i milczał.  A może nie widział, bo nie potrafił.  A jeśli – co gorsza – nie chciał widzieć? Gdybyśmy  o tym i innych naszych bardzo dawnych i bardzo niedawnych udrękach nie zapominali – choćby na jakiś czas – to ciągła pamięć rozsadziłaby nasze głowy i całych nas rozszarpała. 

Pisarz jest uczulony na rolę języka w życiu człowieka i w życiu  literatury. Jego bohater przekonuje, że to, co nas otacza, musi być nazwane. Co nie jest nazwane, to nie istnieje – przekonywał Myśliwski podczas promocyjnego spotkania w Klubie Księgarza ; to dotyczy ludzi,  rzeczy  i  dziania się. Wszelkie relacje ze światem dokonują się dzięki słowu. Artysta – myśliciel zadaje pytania: Prócz słów, jakie mamy inne możliwości, żeby wejść w siebie, zrozumieć innych, wyobrazić sobie świat? … A myśli bez słów, czy w ogóle są możliwe? A uczucia pozbawione  słów? Tylko nasze sny są bezsłowne.    

Mistrz prozy głosi chwałę ludowej  mowy.  Lwia część polskiej literatury  ma swoje narodowe źródło w mowie ludu. Niewiele jeszcze się działo przed wiekami  na polskiej ziemi, a chłopska kultura, wyrażana chłopską mową, już się tworzyła.  Na  promocyjnym spotkaniu autor przyznał  bez nutek zwątpienia, czy dwuznaczności, że  najwięcej  i najciężej pracuje mu się nad językiem utworów. Z wielkim trudem posługuje się słowem i układaniem prostych i jasnych zdań. Literaturę nazwał podarunkiem od  losu. Mimo wszystko z dużym powodzeniem przedziera się, jako wybraniec losu. Przez ewangeliczne biblijne Ucho Igielne wejdzie do królestwa literatury; co ja mówię – już za życia tam jest.   

  • Ucho Igielne, wyd. ZNAK, Kraków, 2018
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko