Istnieje grono twórców tak bardzo skupionych na
procesie twórczym, iż umyka im coś dla
czytelnika równie ważnego i nierozerwalnego od twórczości – promocja swojej
pracy, by świat się o niej dowiedział. Na szczęście czasem prowadzą oni życie
publiczne choćby wirtualne, a w tym wirtualnym świecie pozostawiają
„okruszki” artystycznej działalności.
Na szczęście – można dodać – bo w przeciwnym razie nigdy nie dowiedziałbym się,
że istnieje Rafał Gatny i że pisze. Gdyby szło tu o samo pisanie, nie robiłbym
rabanu…
Gatny pisze wiersze i robi to inaczej, niż większość wyznawców Facebooka.
Głębiej, mocniej, potężniej!
Jako że tymi trzema przymiotnikami łamię jedną z podstawowych zasad pracy
krytyczno-literackej; „nie popadać w nadmierną egzaltację” skupię się
na objaśnieniu kilku, obrazujących twórczość poetycką Gatnego.
Opisy sytuacji są – jak widzimy poniżej
– bardzo obrazowe, wydają się być one zaledwie szkicem sytuacji, nakreślonym
nonszalancką kreską, ale to jedynie pozory nonszalancji. Na te pozory złożył
się ogrom pracy, tego efektu nie da się uzyskać inaczej niż przez misterne
szlifowanie utworu, aż nabierze pożądanych cech.
Poniżej przytoczony, krótki fragment pełen jest zapierających swoją trafnością
figur stylistycznychl; kilka rozwikłam, a kilka pozostawię czytelnikowi,
wierząc w jego inteligencję i obycie z poezją:
„było
daleko do domu
skrajem wzgórza biegnie pies
o poranku jak młoda sosna
świtało już hypno smoły
z kolejowych podkładów
oczy pęczniały blaskiem…”
Czy widzieliście młode, tegoroczne odrosty jodły, czy
sosny? Jeśli nie, to musicie uwierzyć, że nie ma nic świeższego, kojarzącego
się z młodością, nowością – niż młode pędy choinek. Zatem to nie
przypadkowy bełkot, nie zlepek słów
nakazujący stawiać znak równości między świeżością poranka i młodymi sosnami.
Hipnotyzującej czerni, która cofa się, ukazując kolejne podkłady kolejowe, nie
trzeba chyba objaśniać?
Dlaczego piszę tu o rzeczach, które dla stałych czytelników Pisarzy.pl są jasne
i klarowne? Bo chcę, aby dla wszystkich stała się pewna rzecz jasna – Rafał
Gatny nie pozostawia niczego przypadkowi, wszystko tu jest zaplanowane.
Począwszy od użytych słów, skończywszy na wizjach i obrazach, których dostąpił
czytelnik. Autor jest fenomenalnym obserwatorem, umie nabrać dystansu do
każdego z tematów
o którym pisze. A porusza cały wachlarz tematów i kategorii tematycznych,
zaskakując odbiorcę, do którego kieruje pytania, trafne sentencje, bardzo
sugestywne opisy. Autor “jakby z lotu ptaka” traktuje każdy zadany sobie temat,
jakby każdym wierszem potwierdzał słowa Brata Urbana że: “z dystansu widać
więcej życia”.
Nie da się nie zauważyć, iż Gatny traktuje słowo w wierszu użyte jak tworzywo
całkowicie plastyczne i urabialne, a ponadto nie jest przywiązany do
TRADYCYJNEJ formy słów. Znajdziemy u niego charakterystyczne dla
Białoszewskiego powtórzenia
i opisy na granicy percepcji.
Czy można nazwać poetą człowieka, który nie opublikował nic drukiem, a jego
wiersze można znaleźć tylko i wyłącznie na portalu społecznościowym? Nie mam co
do tego żadnych wątpliwości. Pan Rafał nie może poszczycić się (jeszcze)
laurami, bo utworów nigdzie dotąd nie wysyłał, jego biografia także nie należy
do zbyt pokaźnych (choć zauważam, że im bardziej znany jest człowiek, tym
biografia krótsza). Choć nie wydał jeszcze nic, napisał około 500 wierszy, a
ich jakość Państwu poddaję pod ocenę. Oceńcie sami czy Gatny jest poetą.
Wszak najlepsza krytyka – to publika!
WIERSZE
—
w górę rzeki idą chłopcy
tak może jedenastoletni
a jutro jadą na rowerach
jeden z nich to ja Toja
po latach widać
jak jasno i szczerze
byliśmy zaprzeczeniem śmierci
—
w wierszach szczeliny
między słowami wersami
to tam
przyczajony nad strumykiem kot
—
na kiedy dostarczyć ci
spis umiejętności
z których nie skorzystasz
a których nie posiadam
proszę wertuj mnie jak biblię
ze zrozumieniem pozornym
—
śpiewamy recytujemy
jesteśmy liśćmi
żółtymi brązowymi
a jeśli zielone
to w odcieniu pleśni
jesteśmy bramą
w kamienicy
a w której duszno śmierdzi
kapustą kapustą
butwiejącym drewnem
pomyjami
wchodzimy w nią
szukamy nieskażonych
liszajami miejsc
jesteśmy
szufladą białego kredensu
w kuchni zmarłego wujka
a cuchnie ona
spleśniałym chlebem
oraz lekarstwami
przeszukamy
i wśród pudełek
z rupieciami
kłębów drutu
znajdujemy brzytwę
—
w
tym kraju rozmowy nie dotykają się
w przewadze zdania rozwidlające
lub takie które przecinają na pół
są również te które panicznie ukrywają
zwyczajność mówiącego
z poczekalni nie wyjdą choćby namiastki kompromisu
w permanentnym użyciu automaty słownej pogardy
i ja panu / pani nie przerywałem
a jakże zdania zbijające z tropu
za pomocą składni zadaje się kłam prawdzie i logice
ćwiczenia gramatyczne ze szczucia przeciwnika
na żywo na wizji na czacie
podziel się
skomentuj
daj lajka
zobacz jak się pali słowami
nie paląc się ze wstydu
—
Gęściwo mgły
słyszalne pomruki
zmiędzynocy po miedzy świtu
idą rannoaktywne anioły
posłowia do realności
—
Zwycięstwo
Stałem pod Biprostalem.
Czekałem.
144 nie nadjeżdżał.
Stal cierpliwości
wytapiała się w ogniu wściekłości
na MPK ZIKiT no i PKP.
Nie przyjechał.
Lekka piechota moich nóg
pokonała ciężką jazdę autobusem.
—
wiersz akcji
wędrówka tunelem przyjaciele
zwątpienie potem wiara
bo zapewniali że znajdziecie
bokiem odgłosy kanonada
nagle korytarz korytarzyk
ciasny wilgotny wielce nieprzyjemny
światło rozprasza szczurzo-koci mrok
ktoś idzie pierwszy bo ktoś musi
ktoś za nim czujnie pochylony
i jeszcze trzeci najsilniejszy
dalsza wędrówka są pytania
kto nas tu wepchnął kto to sprawia
krzykaczy wielu różnie mówią
dźwięki rozmowy wręcz dyskusje
i nagle cisza a w tej ciszy
szept dramatyczny ostatniego
czy
jej obecność
przesądzona
—
kret patrzy w niebo
ryba lgnie do ognia
słowa mieszczą się w szczelinach
—
stoły
były stoły
zaś ci którzy przyszli
na stoły pluli
kochali się z dziewczętami
oraz jedli i pili oczywiście
chciwie chytrze głodnie
na stołach stawała się pijana scena
rozpite wiwaty i bisy basów wołowych
aż narosła mroczna senność niemoc
jak pies wywiesiła jęzor
z ciężkimi oddechami z kobiet uchodziła
godność
we śnie twarze nabrzmiewały winą
(tak to chciałem widzieć)
pod stoły lało się mleko
przyszłych matek polek
one oddawały fragmenty ramion
mężczyźni rozchełstani bezczelnością
pisali po ich ciałach
koślawą czcionką testosteronu
taką historię odtworzyły stoły
z mgły śpiących dziewczyn
zwietrzałego syropu metafor
i niewyraźnej mapy myśl
—
myśli
to takie zęby
którymi wgryzasz się
w ścianę pamięci
górę gruzu
z wszystkich kierunków czasu
—
dalsze ćwiczenia chłopięce
chłopiec marzy
zostanie kosmonautą
zanim to się nie stanie
eksploruje czeluście szafy
odkrywa ciemną materię
garniturów nieobecnego ojca
wkrótce spłoną w atmosferze
żalu pozostawionej żony
tymczasem chłopiec odsłania
supernową sukienkę mamy
nie założy jej na pogrzeb
młody jeszcze o tym nie wie
dociera do kosmicznej pustki
—
Tetralogia Dziada
W ciałach pięknych dziewcząt
Starowina z niewinną miną
Paznokciem ugnojonym bakteriami
Rzeza wzory wymyślne
Jest gotowy na bezzwrotną nienawiść
Oraz piękno jakże banalne
Nie wytłumaczę tego inaczej
Starucha o nic poprosić nie można
Ale czasami daje się skusić
I pogmera kurhanymi palcami
W plastrach pamięci
Jak stary łajza dobrze się przyssa
Leżysz sobie w nieruchu
W niebólu jak Major
Na przepustce
Nawysypywał w ziemię mokrą
Po zapłodnieniu Staruch beczek
Soli sto tysięcy i o zakłady
Z sobą idzie Nic tutaj nie wzejdzie
Co najwyżej wasze rozpacze
Rozpatrzyć Mogę i pozasypiam
was szybciej
Stary Pan
Rozbijał Słońce na atomy
Uderzeniami cepa
Morderczy pracoholik kapryśnik
Nawinął dziewczynie na rzęsy
Łzawe obręcze
W dłoni jego nagle zabłysnął czarny dzionek
Starzec
Sypał na tacę dnia
Z much proszek
—
jestem dorosły
pilnuję domu matki
mamy przecież
garbię się
nad słownikami i encyklopediami
dołączyłem do tych
onych
którzy wierzą
że w książkach
można znaleźć
odpowiedź
na każde pytanie
wieczorem
na skrzydłach
woluminów
przylatuje zaskoczenie
bezradny wierzę
że jednak kiedyś wzlecę
a bo czemu nie?
—
zanim
słowo
stało się ciałem
odnalazło się jako wiersz
bez tytułu
nagi jak kość
wiersz
może być piaszczystą drogą
na którą rzucono ziarno
—
Biały Prądnik
Mieszkam gdzieś na zachód od.
Zachód kończy się tam, gdzie zaczyna się wschód.
A zatem mieszczę się w przestrzeni stu osiemdziesięciu
Stopni długości geograficznej.
Tam gdzie mieszkam, stoi opuszczony
Kościół.
Czasem przychodzą do niego kobiety, dzieci
Oraz starcy.
Śpiewają, modlą się do figury,
Z której pozostały tylko stopy.
Stopy męskie w sandałach.
( Pewnie był to święty Franciszek,
a może jakiś inny zakonnik).
Tam gdzie mieszkam jest ładnie.
Dzieci w szkole piszą wypracowanie:
,,Zanim słońce zajdzie,
rzuca jeszcze ostatnie promienie”
Biogram:
Rafał
Gatny
Urodzony 17 czerwca 1973 roku w Krakowie.
Ukończył I LO im. B. Nowodworskiego w Krakowie (klasa klasyczna),
Studia: filologia polska w Wyższej Szkole Pedagogicznej (1993- 1998),
Studia podyplomowe: doradztwo zawodowe, wiedza o kulturze.
Od 1998 do teraz pracuje w Zespole Szkół Odzieżowych nr 1 w Krakowie jako
nauczyciel języka polskiego i wiedzy o kulturze.
Prowadził kurs twórczego przeobrażania świata w liceach profilowanych, (gdy te
istniały).
Mała ojczyzna: Biały Prądnik