Tak jakoś
utknął w idiotycznym śnie
że wszystko dzieje się
samo
podłogi lśniły z nawyku
rano ścieliły się łóżka
pachniała kawa a kanapki wskakiwały
do torby z laptopem w osobnej przegródce
dzieci sobie rosły szczepiły się odrabiały lekcje
schody na trzecie podpowiadały co czeka na talerzach
po powrocie do domu w obojętnej godzinie
wśród miliona spraw
dla najważniejszych nie znajdował
siebie
teraz już wie
możliwe zmienia się w dokonane
pewnego dnia umiera
i nie wraca więcej