Władzio, Tonia, bocian… Wieś na końcu świata…
Poznałem Krzysztofa na jakiejś Biesiadzie Literackiej w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich. Wydał mi się niezwykle skromnym, wycofanym człowiekiem, ale fragmenty prozy, którą czytał, ciekawe. Szybko przeczytałem „Pierwszą wiosnę i inne opowiadania” i pomyślałem ze zdumieniem, że będąc w środowisku od kilkudziesięciu lat, umykają mi takie perełki. Więc teraz, gdy tylko dostałem „Cegiełki…” rzuciłem się na nie z radością. Ale i niepewnością, obawą przed zawodem. Przeczytałem błyskawicznie i… i odetchnąłem z ulgą.
Jedenaście opowiadań, raczej, za wyjątkiem tytułowego (tom ma 94 strony), krótkich. Lubię, bardzo lubię taką prozę. Pisaną prosto, bez ornamentów, o tym, co dookoła. Dla Piaseckiego to „dookoła” to podlaska wieś, na którą się wyniósł z Warszawy. Świetne obserwacje, dobrze nakreślone sylwetki i choć niby o niczym ‒ pełno tu treści.
Tak, to bez wątpienia proza autobiograficzna. Wieś, ktoś otruł psa, bohater remontuje swój dom, myśliwi na polowaniu i dziewczyna wśród nich, fryzjer w małym miasteczku, jedyny w swoim rodzaju, dentystka, której narzędzia budzą grozę, o rozmowach ze starymi ludźmi, komunistach i nowych czasach.
I to jedno, długie opowiadanie. O czym? O miłości? Przyjaźni? Ucieczkach? Codziennym wstawaniu, paleniu w piecu, o drzewie, które zwaliło się na granicy posesji Piaseckiego i sąsiadów, o kłótniach, wyjeździe do Anglii „na zarobek”, braku pieniędzy…
„Władzio założył zatłuszczoną marynarkę. Urszula dokłada na to kurtkę. Jedziemy do przygranicznego K. W skupie złomu Władzio oddał trzy stare lodó1)wki, zrzucamy je z mojej przyczepy. Smutny jest widok tego miejsca – slumsu. Mężczyzna przyniósł w plastikowej torebce odłamek żeliwnej rury i wiązkę zardzewiałego drutu, skupowy waży to na małej elektronicznej wadze: kilo sześćdziesiąt wyszło, za złotówkę… Na piwo nie starczy”.
Władzio jest przyjacielem. Urszula, żona Władzia, też. Kłócą się, zresztą Władzio wymienia kobiety często. Ale tej nie da rady. A bohater Piaseckiego, jego alter ego, nie stanie po żadnej stronie konfliktu. Na szczęście! Trochę się nim opiekują, dadzą obiad, coś tam naprawią, zapewnią towarzystwo, traktor, którym wyciągną samochód, który ugrzązł w śniegu albo błocie.
Więc o przyjaźni? Nie, jednak o miłości. A może o samotności? O Toni, która pyta, dlaczego się z nią nie żeni. Grzeszą, sypiają ze sobą. Trochę się ukrywają przed wsią. Ale przecież wszyscy wiedzą. Napisze jej czasem podanie o rentę. A ona w nerwach powie, że go nie kocha. Oboje flirtują w portalach randkowych, oboje mają swoje lata i ta samotność im doskwiera. Rozstają się gwałtownie, a godzą bez słowa. Nie ma ta historia dobrego zakończenia, bo i mieć nie może. Zwłaszcza, gdy stawia się na szali wolność i miłość. Wolność od czego, do czego? Od zobowiązań? Bycia razem? Wspólnych planów? Życia według swoich zasad?
O przyrodzie? Piasecki, chodzi, jeździ. Czasami… „Na gorącej szosie bocian jest czymś bardzo zajęty i nie chce ustąpić z drogi. Jadę ku niemu wolniutko, zatrzymuję się. Odleciał niedaleko na łąkę, w dziobie trzyma małego węża. Nagle wzbija się w powietrze, wraca. Może twarde podłoże jest mu potrzebne do rozdziobania węża?”.
O samotności, alienacji, niemożności znalezienia swego miejsca wśród podobnych sobie? Pewnie też. A może o charakterze, uwikłaniach, przeszłości, nieoczywistych wyborach, próbie życia na swój, wyłącznie swój sposób. Bez przymusu, etatu, bez utartych kolein. Z biedą, ale i radością dnia codziennego.
Jest ten bohater Piaseckiego trochę ciałem obcym w swojej, nie swojej wsi. Tak, wszyscy przywykli. Jest. Ale przecież to cudak, pisarz, który uciekł z Warszawy. Po co? Gdyby przynajmniej był bogaty, ale nie. Za podkowę w piecu, taki „patent” do rozprowadzania ciepła, płaci w ratach, miesiącami. Dom, w którym będzie przyjmował turystów? Trochę mrzonka, kto tam przyjedzie? Bo ta wieś to trochę polski koniec świata. Niby niedaleko i do miasta, i do Warszawy, kilkadziesiąt minut, kilka godzin, tylko co z tego. To inna rzeczywistość, inny sposób myślenia, inne wybory.
Czytałem „Cegiełki…” i zastanawiałem się, z czyją prozą można porównać pisanie Piaseckiego. I cisnęło mi się na usta jedno nazwisko. Kazimierz Orłoś. A dla mnie to synonim świetnej obserwacji i literatury, której można pozazdrościć.
Jan Krzysztof Piasecki – Cegiełki i inne opowiadania, Biblioteka słów, Warszawa, 2018, str. 207.