Dlaczego tak się stało? Wyszedłem na balkon. Był ranek. Na balkonie leżał martwy ptak. Mniejszy od gołębia, większy od szpaka.
Skąd się wziął, po co przyleciał i z jakiego powodu nie żył? Bez ran i jakichkolwiek widocznych uszkodzeń. Nie był ofiarą polowania. Nie chciał go zjeść drapieżnik-zabójca, kot albo urodziwa morderczyni, sroka. Nie został odarty z upierzenia i rozszarpany. Wyglądał jak człowiek, który umarł we śnie, leżąc na boku. Może ptaki też tak czasem umierają. Czy ten przyleciał, żeby umrzeć najlepszą śmiercią, spokojnie i niepostrzeżenie na moim balkonie? A jaki to właściwie gatunek ptaka? Słabo znam się na tym. Magda by wiedziała. Ale tu, gdzie w letni poranek znalazłem na swoim wakacyjnym balkonie zwłoki ptaka, Magdy ze mną nie było.
Zadzwoniłem i opowiedziałem jej, co się zdarzyło. W sprawach ptasich autorytetem jest dla mnie córka.
– Jaki to może być ptak? – zapytałem. – Mniejszy od gołębia, większy od szpaka. Trochę kolorowy, z jasnym spodem.
– Dobrze, kolorowy, ale co to za kolor?
– Trudno powiedzieć. Niejednolity. Głównie żółty.
– Żółty?
– Chyba taki nieco szary. Raczej seledynowy.
– O! Seledynowy!
– Bo on jest różny w różnych miejscach. Nawet biały i czarny, i czerwony. I leży na boku, jak człowiek. A ja go nie ruszam. On z boku jest jakby u dołu nakrapiany.
– Co? Nakrapiany?
– No tak tam upstrzony, wiesz, takimi różnymi…
– To może być kwiczoł.
Aha, pomyślałem, kwiczoł. Odpowiadała mi hipoteza, że tajemniczy kwiczoł przyleciał położyć się u mnie i w duchu Blogu Trzeciego zagadkowo umrzeć.
Jednak trzeba go było pochować. Zadzwoniłem do miejscowego ogrodnika. Poinformowałem, o co chodzi. Przyszedł zaraz.
Spojrzał tylko i zawołał:
– Jaki piękny dzięcioł! Szkoda. A co mu się stało?
– Nie wiem właśnie.
Ogrodnik wciągnął rękawiczki i zabrał się do szczegółowych oględzin ptaka. Obejrzał ze wszystkich stron. Nic nie znalazł. Ptak był cały.
– Może to ta burza dziś w nocy. Bardzo silny wiatr. Mógł wiatr cisnąć nim o ścianę domu i tak zabić. A on nieżywy spadł panu na balkon.
Miałem wątpliwości. Spadłby zabity ze złożonymi skrzydłami i umościł się w takiej wygodnej pozycji jak śpiący człowiek, na boku? Tak leżą zabite ptaki?
I dzięcioł, nie kwiczoł?
Ogrodnik umieścił go na balustradzie balkonu, potem na parapecie okiennym i kilkakrotnie sfotografował telefonem komórkowym.
– Pokazałbym taką fotografię mojej córce, gdy mnie odwiedzi – powiedziałem. – Będzie można?
– Bardzo proszę – zgodził się ogrodnik.
Magda przyjechała w niedzielę, pierwszą po rozmowie o ptaku. Poprosiliśmy ogrodnika, żeby zaszedł z telefonem. Po chwili był. Wyświetlił zdjęcie, pokazał Magdzie.
– Oczywiście, dzięcioł zielony – powiedziała. – Nie, nie kwiczoł.
Jacek Bocheński blog III