Wiersze tygodnia – Tadeusz Zawadowski

0
392
Bogumiła Wrocławska

Wiersze tygodnia – Tadeusz Zawadowski

 

ZABAWY W CHOWANEGO

uwielbiam dalekie podróże. jakbym miał nadzieję

że tam starość mnie nie odnajdzie. zabraknie dla niej

miejsca w samolocie a następny kurs odwołają.

zmieniam paszporty zdjęcia. w ostatniej chwili

również kierunki i lecę gdzie indziej. wysiadam

na nieznanych lotniskach. zakładam burnusy i turbany

przekonany że w tym przebraniu będę bezpieczny. jednak

nawet wtedy w hotelowym lustrze czeka na mnie

rozbawiona tą grą w chowanego starość.

WIDOK BEZ LUSTRA

próbuję zbudować lustro. zbieram małe

kawałki kryształu i sklejam śliną – taka nietrwała

konstrukcja – przecież wszystko się zmienia

i ulega destrukcji. moja twarz w bruzdach zmarszczek

rozpada się na zachodzące na siebie twarze starca

i dziecka. trudno je rozdzielić. przenikają się

wzajemnie jak czerń z bielą. patrzę poprzez pustą

ramę od lustra na krajobraz

beze mnie. w ogrodzie kwitną bzy.

WYSPA

całą noc śniłem że już się nigdy nie obudzę. we śnie

leżałem na wyspie gdzieś pośrodku rzeki wypływającej

z zakamarków dzieciństwa. podchodzili ludzie i pytali

o moje sny. zdejmowali barwy z drzew i kwiatów

i wkładali do ich wnętrza. we włosach tańczyły im

rude wiewiórki a w bruzdach zmarszczek mieszkali

mali chłopcy z którymi bawiłem się w wojnę. tak bardzo

nie chciałem wyjść z tego snu. po przebudzeniu

nie było ani wyspy ani rzeki ani nawet mnie.

TA CHWILA

ta chwila która wygładza zmarszczki sadowi się już w kalendarzu.

bierze do ręki stare listy drze i wyrzuca do kosza. nie można

zostawiać śladów po czymkolwiek co było tobą. znaki szczególne

i linie papilarne same zanikną z czasem. tylko ta tkanka wiersza

zapisana na kartce niczym mezozoiczny odcisk dinozaura lub

innego wymarłego prajaszczura. ona świadczy przeciwko tobie.

każde twoje słowo rzucone na wiatr wróci do ciebie burzą. odnajdzie

nawet po śmierci. póki co głaszczę

zmarszczki na twarzy.

REKWIZYTY

tyle we mnie lęku. zamykam drzwi i okna. wyłączam

telewizor żeby ochronić się przed światem. ten

jednak nie ustępuje. wciska się dziurką od klucza szparkami

oczu nie do końca przymkniętych wspomnieniem

szarych ludzi na ulicy jak niegdyś na dworcu

w leningradzie. wtedy jednak nie wierzyłem

że i przed moim domem też wypłowieją

ich twarze. oglądam w lustrze swoją. wygląda

jak gasnący ekran. siłą woli przywołuję obrazy

z dzieciństwa. otwierają drzwi i okna. przelatują przez nie

jak barwne ptaki rekwizyty beztroskiej młodości. czy starczy mi

sił by je zatrzymać …

OPUSZCZONE PERONY

                                           pamięci Edka Popławskiego

siedzę w pociągu linii coraz bardziej pospiesznej. za oknem

ucieka dzieciństwo i młodość. na najbliższym peronie

czekają już młodzi zbuntowani poeci którzy jeszcze wierzą

że zdołają przewrócić świat na nice. bawią się

słowami jak małe dzieci ołowianymi żołnierzykami.

kilka dni temu na nieznanej stacji wysiadł mój przyjaciel

z plecakiem pełnym nienapisanych tomików. patrzyłem

jak jego cień stopniowo zacierał się na peronie.

chciałem pobiec za nim ale w ostatniej chwili

ktoś mnie zatrzymał. powiedział

że moja stacja jest następna.

KOLEJNA ROZMOWA Z KACPREM   PŁUSĄ

znowu siedzimy z kacprem. tym razem nie na tarasie

ale w moim ogrodzie. rozmawiamy o życiu

poezji w kobietach i kobietach w poezji. przenikają się

jak mrok z nocą. lampa na stole niczym gwiazda uparcie

przypatruje się naszym twarzom jakby chciała pierwsza

z naszych ust wyczytać niezapisane jeszcze wiersze. wspominamy

żywych. umarli rodzą się w naszych słowach i przysłuchują

rozmowie. znowu spalamy się w ogniu. kacper

w kolejnych papierosach ja unoszę się w dymie z ogniska.

BUDZIK Z OPÓŹNIONYM ZAPŁONEM

budzik z opóźnionym zapłonem wciąż tyka. nie śpię.

czuwam. w pokoju obok ktoś nerwowo szura

łapciami. też nie śpi. kto z nas pierwszy odnajdzie

zapalnik. kto uruchomi kto zgasi? słyszę kroki

pod drzwiami na ulicy. jedni czekają drudzy się kryją.

jeźdźcy apokalipsy zdezorientowani zatrzymali na chwilę

rumaki. podchodzę do nich i karmię je

suchym chlebem trzymanym na wszelki wypadek. może

to właśnie ten moment …

CZAS WYŚCIA

Ewie

bardziej od śmierci boli świadomość

rozłąki z Tobą. wprawdzie tylko na chwilę

zwaną wiecznością ale przecież każda minuta

bez Ciebie staje się zapowiedzią nieskończoności.

pocieszam się nadzieją że po drugiej stronie skreślono

czas z listy wymiarów. póki co zbieram

każdą kreskę Twojego uśmiechu i buduję z nich

labirynty aby oddalić moment

wyjścia.

MOJE WIERSZE

coraz częściej to ja jestem pisany swoimi wierszami. nie

pytają mnie o zgodę. wydzierają mi komputer i bawią się

słowami. czasem wysyłają się do moich znajomych

podszywając za mnie. innym razem

lądują w pocztach redakcyjnych by następnie przeglądać się

w stronicach pism literackich. w nocy budzi mnie

ich chichot gdy przychodzi im ochota

po raz kolejny zadrwić ze mnie. kiedy indziej

opowiadają mi do znudzenia swoje dzieciństwo i zapomniane

miłości. moje wiersze piszą mnie

swoimi oczyma. coraz częściej.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko