Wiersze tygodnia – Tadeusz Zawadowski
ZABAWY W CHOWANEGO
uwielbiam dalekie podróże. jakbym miał nadzieję
że tam starość mnie nie odnajdzie. zabraknie dla niej
miejsca w samolocie a następny kurs odwołają.
zmieniam paszporty zdjęcia. w ostatniej chwili
również kierunki i lecę gdzie indziej. wysiadam
na nieznanych lotniskach. zakładam burnusy i turbany
przekonany że w tym przebraniu będę bezpieczny. jednak
nawet wtedy w hotelowym lustrze czeka na mnie
rozbawiona tą grą w chowanego starość.
WIDOK BEZ LUSTRA
próbuję zbudować lustro. zbieram małe
kawałki kryształu i sklejam śliną – taka nietrwała
konstrukcja – przecież wszystko się zmienia
i ulega destrukcji. moja twarz w bruzdach zmarszczek
rozpada się na zachodzące na siebie twarze starca
i dziecka. trudno je rozdzielić. przenikają się
wzajemnie jak czerń z bielą. patrzę poprzez pustą
ramę od lustra na krajobraz
beze mnie. w ogrodzie kwitną bzy.
WYSPA
całą noc śniłem że już się nigdy nie obudzę. we śnie
leżałem na wyspie gdzieś pośrodku rzeki wypływającej
z zakamarków dzieciństwa. podchodzili ludzie i pytali
o moje sny. zdejmowali barwy z drzew i kwiatów
i wkładali do ich wnętrza. we włosach tańczyły im
rude wiewiórki a w bruzdach zmarszczek mieszkali
mali chłopcy z którymi bawiłem się w wojnę. tak bardzo
nie chciałem wyjść z tego snu. po przebudzeniu
nie było ani wyspy ani rzeki ani nawet mnie.
TA CHWILA
ta chwila która wygładza zmarszczki sadowi się już w kalendarzu.
bierze do ręki stare listy drze i wyrzuca do kosza. nie można
zostawiać śladów po czymkolwiek co było tobą. znaki szczególne
i linie papilarne same zanikną z czasem. tylko ta tkanka wiersza
zapisana na kartce niczym mezozoiczny odcisk dinozaura lub
innego wymarłego prajaszczura. ona świadczy przeciwko tobie.
każde twoje słowo rzucone na wiatr wróci do ciebie burzą. odnajdzie
nawet po śmierci. póki co głaszczę
zmarszczki na twarzy.
REKWIZYTY
tyle we mnie lęku. zamykam drzwi i okna. wyłączam
telewizor żeby ochronić się przed światem. ten
jednak nie ustępuje. wciska się dziurką od klucza szparkami
oczu nie do końca przymkniętych wspomnieniem
szarych ludzi na ulicy jak niegdyś na dworcu
w leningradzie. wtedy jednak nie wierzyłem
że i przed moim domem też wypłowieją
ich twarze. oglądam w lustrze swoją. wygląda
jak gasnący ekran. siłą woli przywołuję obrazy
z dzieciństwa. otwierają drzwi i okna. przelatują przez nie
jak barwne ptaki rekwizyty beztroskiej młodości. czy starczy mi
sił by je zatrzymać …
OPUSZCZONE PERONY
pamięci Edka Popławskiego
siedzę w pociągu linii coraz bardziej pospiesznej. za oknem
ucieka dzieciństwo i młodość. na najbliższym peronie
czekają już młodzi zbuntowani poeci którzy jeszcze wierzą
że zdołają przewrócić świat na nice. bawią się
słowami jak małe dzieci ołowianymi żołnierzykami.
kilka dni temu na nieznanej stacji wysiadł mój przyjaciel
z plecakiem pełnym nienapisanych tomików. patrzyłem
jak jego cień stopniowo zacierał się na peronie.
chciałem pobiec za nim ale w ostatniej chwili
ktoś mnie zatrzymał. powiedział
że moja stacja jest następna.
KOLEJNA ROZMOWA Z KACPREM PŁUSĄ
znowu siedzimy z kacprem. tym razem nie na tarasie
ale w moim ogrodzie. rozmawiamy o życiu
poezji w kobietach i kobietach w poezji. przenikają się
jak mrok z nocą. lampa na stole niczym gwiazda uparcie
przypatruje się naszym twarzom jakby chciała pierwsza
z naszych ust wyczytać niezapisane jeszcze wiersze. wspominamy
żywych. umarli rodzą się w naszych słowach i przysłuchują
rozmowie. znowu spalamy się w ogniu. kacper
w kolejnych papierosach ja unoszę się w dymie z ogniska.
BUDZIK Z OPÓŹNIONYM ZAPŁONEM
budzik z opóźnionym zapłonem wciąż tyka. nie śpię.
czuwam. w pokoju obok ktoś nerwowo szura
łapciami. też nie śpi. kto z nas pierwszy odnajdzie
zapalnik. kto uruchomi kto zgasi? słyszę kroki
pod drzwiami na ulicy. jedni czekają drudzy się kryją.
jeźdźcy apokalipsy zdezorientowani zatrzymali na chwilę
rumaki. podchodzę do nich i karmię je
suchym chlebem trzymanym na wszelki wypadek. może
to właśnie ten moment …
CZAS WYŚCIA
Ewie
bardziej od śmierci boli świadomość
rozłąki z Tobą. wprawdzie tylko na chwilę
zwaną wiecznością ale przecież każda minuta
bez Ciebie staje się zapowiedzią nieskończoności.
pocieszam się nadzieją że po drugiej stronie skreślono
czas z listy wymiarów. póki co zbieram
każdą kreskę Twojego uśmiechu i buduję z nich
labirynty aby oddalić moment
wyjścia.
MOJE WIERSZE
coraz częściej to ja jestem pisany swoimi wierszami. nie
pytają mnie o zgodę. wydzierają mi komputer i bawią się
słowami. czasem wysyłają się do moich znajomych
podszywając za mnie. innym razem
lądują w pocztach redakcyjnych by następnie przeglądać się
w stronicach pism literackich. w nocy budzi mnie
ich chichot gdy przychodzi im ochota
po raz kolejny zadrwić ze mnie. kiedy indziej
opowiadają mi do znudzenia swoje dzieciństwo i zapomniane
miłości. moje wiersze piszą mnie
swoimi oczyma. coraz częściej.