Piotr Dumin rozmawiał z Zbyszkiem Jerzyną

0
357

TO BYŁ BUNT OBYCZAJOWY

Rozmowa ze Zbigniewem Jerzyną o Pokoleniu „Współczesności”

PIOTR DUMIN: Debiutowałeś w prasie literackiej w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Był to okres konsolidowania się najmłodszego pokolenia pisarzy, okres formowania się pisma „Współczesność”. Jak wspominasz swoje osobiste kontakty z tym pismem i pisarzami „pokolenia 56”. Jak teraz, po latach, widzisz znaczenie cezury roku 1956, jej wpływ na sytuację w środowisku literackim?

ZBIGNIEW JERZYNA: Pamiętam, że tuż po maturze w 56 roku zawędrowałem na Ludną do mieszkania Leszka Szymańskiego, które było pierwszą siedzibą redakcji. Zaniosłem tam swoje wiersze. Szymański wziął moje utwory zaznaczając, że honorarium nie otrzymam. Chciałem tu przeciwstawić się wielu dzisiejszym wypowiedziom, w których zarzuca się legendarnemu założycielowi „Współczesności” i pierwszemu jej redaktorowi naczelnemu, że był hochsztaplerem. Jest to być może półprawdą, bo przede wszystkim był to heroiczny zabiegacz o powstanie tego pisma. Gdyby nie jego szlachetna bezczelność, prawdopodobnie losy tej generacji ułożyłyby się inaczej. Nie było drugiego takiego człowieka, który wśród wielu politycznych meandrów i mecenasów potrafiłby to pismo założyć i doholować… Potem przychodziłem na Wspólną, kiedy „Współczesność” była pod egidą Paxu. Tam spotykałem często Romana Śliwonika, który był jednym z filarów tego pisma, i wschodzącą gwiazdę poezji – Andrzeja Tchórzewskiego, którego bardzo świeże i poruszające tłumaczenia poezji hiszpańskiej (Garcii Lorki, Anotnia Machado, Albertiego…) ukazywały się na pierwszych kolumnach „Współczesności”. Nieco później redakcja przeniosła się Na Krakowskie Przedmieście vis-`a-vis Pałacu Staszica. Tam często można było natknąć się na Kryskę i Grochowiaka – grających zapamiętale w cymbergaja. Bywał tam jako świetnie zapowiadający się poeta jąkający się Jerzy Skolimowski. Pamiętam, że kiedyś przyszła wybitna i piękna rzeźbiarka Alina Szapocznikow pytając, czy może dostać honorarium za szkice swych rzeźb – z wielkim zażenowaniem, bo to były grosze. Jedną z najbardziej barwnych postaci w redakcji był Marian Ośniałowski. Z jego postacią związanych było wiele anegdot. Kiedyś wysłano go do Olsztyna na konferencję w sprawie ochrony lasów. Po wysłuchaniu poważnych referatów naukowców i władz administracyjnych zadał tam tylko jedno pytanie: – Przepraszam panów, czy w tych lasach są wilki? Był to poeta bardzo urokliwy i wiecznie nieobecny.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko