Sylwester Gołąb
Pańskie pola
poranek zastał nas na polach
niebem płynęła hemoglobina
teraz wyrwę się z niej jak źdźbło
w lipcu dziewczyny nosiły podkasane rękawy
wzgórza rozpadały się w geometrii strug
gospodarze po zachodzie lśnili erudycją
mleko świnia orka tartak zbawienie
z pól wzbiły się ptaki i przepadły tak jak przepadnę
aż do chwili gdy las wypluje na brzeg mój szkielet nagi
a wtedy
pod wierzchołek płomień będzie wyrastał
z domu płomiennego z Góry Świętej Anny
przyjdę ci powiedzieć
że właśnie dziś nabrałem przeświadczenia
że musimy czynić rzeczy które nas ośmieszą
w których staniemy się nieistotni
że musimy zacząć albo pójść na najstraszniejszą wojnę
na której wszystko jest szczere i w zasięgu ręki
poza tym to nic osobistego Panie Eugeniuszu
śnieg pada także na moich zmarłych
którymi z nikim się nie dzielę