Rafał Gawin
TWÓJ RUCH
W tym samym momencie dwa kadry na sobie,
ale nie ma w tym walki: łóżko, które odpływa
(bo nauczyłem się oddawać cześć niecnym instynktom)
i kobieta, która nie rodzi (bo przeciwwaga to podstawa pasji,
inaczej męki). Mnie ktoś odkleił i sprał w szybkim proszku;
znam tylko kolory, które mnie wyprzedzają: czerwony
jak dekolt (uczulenie na bliskość z wymarzonym dzikim)
i biały jak prześcieradło, które nie zaznało obecności
w parze. Konstrukcja ugina się pod ciężarem
tych samych dążeń w przeciwległe strony.
Bo który układ wytrzyma taki rozkład
dróg, bicie piany na odległość pod osłoną
związku, ostatniej szarej komórki w ciągu
publicznych szaletów? Komu jest wygodnie
leżeć na boku i patrzeć: w głodne oczy nieba
i pełny brzuch piekła? Kiedy w czyśćcu obciach
wycina z metafor wstydliwe połączenia znaków:
wiją się jak pytajnik, by uniknąć ciosów,
jakie zadaje na wieczne nieoddanie
pewność większa niż śmierć.