Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
222

Wacław Holewiński

 

Mebluję głowę książkami

 

mebluje-glowe

 

 

 

Mahomet z głową psa na rondzie

strzaly w kopenhadzeZ ręką na sercu – kto z nas wiedział (wie dziś) kim jest Lars Vilks? Kto zna jego obrazy, rysunki, rzeźby, instalacje? Nikt. Kompletnie anonimowa postać. Tak by było. A dziś jest postacią znaną, być może tylko w Skandynawii, ale jednak znaną. Wystarczyła karykatura Mahometa z głową psa na rondzie. Tylko tyle i aż tyle. Jedenaście lat temu. Jedenaście lat piekła i ciągłych dyskusji. A może chęci zapomnienia?

 

Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś – przecież to częste – rysuje karykaturę Chrystusa, robi jakąś instalację, wystawia spektakl (warszawski Teatr Powszechny, pamiętacie państwo?). I co? Ktoś zaprotestuje, napisze jakiś tekst, ktoś powie, że to obrzydliwe. Koniec, kropka.

Lars Vilks żyje od jedenastu lat z wyrokiem śmierci.

Szwecja przepraszała cały świat muzułmański.

Podatnik szwedzki płaci miliony koron na ochronę życia artysty.

Rząd szwedzki zmusił dostawcę internetu do niepublikowania pisma z karykaturą – wbrew ustawie o wolności prasy.

Lars Vilks stał się – sam będąc dzieckiem imigranta – ikoną ruchów antyimigranckich.

Nie może wyjść na spacer, nie może zjeść kolacji w restauracji, pójść na wystawę, nie może setek rzeczy. Wróć, może. Pod jednym warunkiem – że policja, służby, które się nim opiekują wydadzą zgodę, logistycznie nad tym zapanują, nie dopuszczą w jego pobliże nikogo, kto chciałby zrobić mu krzywdę.

Tak, groźby wobec Vilksa nie były wyłącznie werbalne. Każdy, kto znajdzie się w przestrzeni publicznej w jego otoczeniu, ryzykuje życie. Niestety, to ryzyko przełożyło się na śmierć niewinnej osoby.

Niklas Orrenius, dziennikarz o niewątpliwie lewicowych przekonaniach, śledzi drogę Vilksa. Czasami mam wrażenie, że przypisuje mu więcej niż powinien, ale generalnie to wnikliwe śledztwo. Zadaje pytania – o wolność wypowiedzi artysty, czy w ogóle wolność słowa, o to, dlaczego strach decyduje o naszych wyborach, o kulturze jako takiej. Pokazuje, że ekstremizm opanował nasze umysły. Uogólnienie… Tak, każdy z nas zaczyna tak myśleć. Skoro nie cenią własnego życia, wysadzają się w powietrze, zabijają bezbronnych – szukamy punktu zaczepienia. Islam… Najgroźniejsza religia świata. Czym pociąga młodych ludzi, którzy mieszkając w Szwecji od urodzenia dają się złapać Państwu Islamskiemu, dlaczego jadą walczyć, dlaczego, dlaczego, dlaczego?

Vilksa przypisano do brunatnej ideologii. Czytając „Strzały w Kopenhadze” ma się czasami wrażenie, że w duchu jest zadowolony, nie protestuje. Czasami mówi: to wasz problem. Nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem.

Prowokował, kłócił się, wdawał się w procesy z miastem od zawsze. To zapewne kwestia charakteru. A my? Europejczycy? Jak daleko jesteśmy w stanie – w imię własnego bezpieczeństwa – pójść w naszym ostracyzmie wobec takich ludzi? Dyrektor galerii nie wystawi jego obrazów, bo jakiś dżihadysta wysadzi ją powietrze. Nie zaprosimy Vilksa do dyskusji, bo ważniejsze jest bezpieczeństwo innych uczestników.

Mówi się, że żyjemy w czasie poprawności politycznej. Broń Boże, aby kogoś dotknąć: jego religią, przekonaniami, orientacją seksualną. Na pewno? A chrześcijanie? Obrażani każdego dnia?

Malmö, miasto imigrantów. „Jedna trzecia jego mieszkańców urodziła się poza Szwecją. Jeszcze więcej osób ma rodziców, którzy urodzili się gdzieś indziej”. Takich miast jest coraz więcej. W takim mieście najłatwiej o nietolerancję. Z obu stron. Wystarczy chusta, ciemna karnacja skóry albo nawoływanie do zabicia Ormian. Iskra, która zapali wszystko. Kwestia czasu.

Szwedzi załagodzili spór z państwami islamskimi. Ich premier pomaszerował do meczetu, spotkał się z ambasadorami, państwo wciąż przyjmuje setki, tysiące imigrantów. Chwilę wcześniej analogiczna sytuacja dotknęła Danię, sąsiedni kraj, który zdecydował się na twardy kurs. Uznał, że wolność słowa jest znacznie ważniejsza od gróźb. Kto wygrał?

Prawdopodobnie w takich sytuacjach nie ma wygranych. Islam, tak, tak, wiem, nie islam, a jednostki, których są jednak tysiące, potrafią zakłócić stary porządek. Po Nowym Jorku, Paryżu, Brukseli, miastach niemieckich nic nie będzie takie, jak przedtem. Strach będzie motywował obie strony. Jedną do zwiększenia agresji, drugą do uległości, szukania kompromisu.

Lars Vilks nie jest żadnym wielkim artystą. Prawdopodobnie jego poziom osiągnęły tysiące, dziesiątki tysięcy osób na całym świecie. Szczęśliwie nie wszyscy chcą prowokować. Ale zawsze znajdą się tacy jak on. A wtedy trzeba będzie zadać sobie po raz kolejny pytanie: ulec? Poddać się? Walczyć? Ale jak? W imię czego?

Niklas Orrenius – Strzały w Kopenhadze, przekład Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, str. 462.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko