Andrzej Śnioszek
Głośniej nad tą trumną
Satysfakcję sprawiały mi rzadkie chwile odwetu marginesów na tekście głównym. Widziałem, że marginesy ostatecznie zostaną pozbawione głosu, że tak naprawdę nie mają one dla nas większego znaczenia, a przynajmniej – tekst główny jest dla nas nierównie ważniejszy. Nie wierzyłem, by można go było przekreślić, by można mu było zaprzeczyć. Mogłem sympatyzować ze Spartą, ale wiedziałem, że znacznie więcej zawdzięczamy Atenom. Wiedziałem jednak, już wtedy wiedziałem, że Ateny to nie wszystko[1].
Czego warto bronić? Pisarzy zapomnianych, ciekawych, przysłoniętych sztywnymi hierarchiami, wypartych z rynku przez głośne kariery i rozdmuchane sławy. Pisarzy spoza ukształtowanych na nowo, restrykcyjnych centrów. Prawa do zabawy krytykę literacką. Czytania. No, także pisania[2].
We współczesnych dyskusjach polonistycznych nazwisko Henryka Berezy występuje rzadko. Jest coś wstydliwego w poważnym traktowaniu krytyka, który przecież swego czasu – niemal bez pomocy innych – kształtował rodzime życie literackie. Towarzyszył narodzinom wielu pisarskich karier, a tymczasem pamiętane są jedynie tzw. porażki Berezy. Opatruję porażki znakiem wątpliwości, gdyż po prostu nie wiem, co takiego złego Henryk Bereza zrobił, czym zasłużył na dotkliwe wykluczenie. Oczywiście domyślam się przyczyn jego słabej obecności, jednak nie należą one do dziedziny „czystej literatury”. Jako w tym względzie idealista rozróżniam pomiędzy przyczyną czysto literacką, a choćby przyczyną polityczną (w szerokim rozumieniu), która moim zdaniem przesądziła o wyrugowaniu Berezy z grona uznanych i poważanych specjalistów od literatury. Bardzo to naiwne. W obecnych czasach już dziecko wie, że polityka czepia się wszystkiego: każda bezinteresowność zostanie prędzej czy później zbrukana, użyta do celów całkiem obcych swojej istocie.