Jan Strządała
BYŁ CZWARTY DZIEŃ
Nie prosiłem o cud
dramatyczna odporność atomu
milczała
a delikatna równowaga kamienia
uniosła powieki
spadałem z ciemności
zobaczyłem światło
Wszystko się zaczęło
skała we mnie
i elektrony jak lawa gorące
w porannym słońcu tańczyły
ponad śniegami
jeszcze mgła zasłaniała góry
i rzeki płonęły we krwi
pocałunku
spadając przez kaskady
do przedsionka
serca
mruczało modlitwę narodzenia
był czwarty dzień lutego.