Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
179

Wacław Holewiński

 

Mebluję głowę książkami

 

mebluje-glowe

 

 

Polski agent 007? Lepszy!

czerniawski polakCzęsto, nazbyt często łapię się na tym, że ja – a pewnie historię znam lepiej od 99 procent Polaków – i nie tylko ja „zgubiliśmy” gdzieś takie postaci jak Roman Czerniawski („Walenty”, „Armand”, „Hubert”, „Brutus”), jak pewnie jeszcze kilkunastu, kilkudziesięciu innych, którzy powinni być stale obecni w naszej pamięci. Ludzi, bez których II wojna światowa miałaby inny wymiar, inny przebieg. Ludzi, bez których bohaterstwa tysiące rodzin opłakiwałoby niepotrzebne ofiary. Tak, bo bez nich tych ofiar byłoby dużo więcej.

 

Bohater. Człowiek z Orderem Virtuti Militari, twórca największej siatki szpiegowskiej we Francji czasu ostatniej wojny, człowiek, który oddał sprzymierzonym ogromne usługi jako agent niemiecki w czasie inwazji na kontynent w 1944 roku…

Po kolei. Urodził się w 1910 roku. Ukończył elitarną Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. W roku 1939 w stopniu kapitana służył w eskadrze Warszawa. Przedostał się na Zachód, do Francji. I to właśnie tam rozpoczął swoje „drugie życie”. W marcu 1940 roku przydzielony został do sztabu 1 Dywizji Grenadierów na stanowisko szefa Oddziału II. Jednym słowem – wywiadu. W przeciwieństwie do tysięcy Polaków, którzy ewakuowali się po klęsce Francji do Wielkiej Brytanii, Czerniawski postanawia pozostać. Już bez munduru organizuje, w zasadzie z niczego, Interallié. Pod tym kryptonimem buduje swą siatkę informatorów w obu częściach Francji – tej okupowanej i nieokupowanej.

Fascynujące, że tworzy ją, jak napisałem, z niczego. Z przypadkowych znajomości, bez pieniędzy, bez środków łączności – to, oczywiście, z czasem się zmieni – z nienajlepszym francuskim, który bez wątpienie zdradza w nim obcokrajowca. Ale ma to, co być może u oficerów wywiadu, agentów, najważniejsze – wyczucie ludzi, zdolności organizacyjne, pewien rodzaj tupetu czy wręcz bezczelności. No i… no i talent w uwodzeniu kobiet. Talent nie do przecenienia. Stu współpracowników w wielkich miastach i na prowincji, w portach, okolicach lotnisk, wokół niemieckich jednostek wojskowych. Sieć, która rosła w tempie niezwykłym…

„Czerniawski dobrze zapamiętał pewien letni dzień, gdy uzmysłowił sobie, że jego sieć zlokalizowała, dzięki oznaczeniom na pojazdach, które nazywał totemami, pozycje wszystkich dwudziestu dwóch dywizji niemieckich stacjonujących we Francji i że żadna z tych dywizji nie mogła zmienić lokalizacji bez jego wiedzy”.

Francuzi (nie tylko oni zresztą) pracujący we Francji dla polskiego oficera? Mało! Czerniawski nie był agentem brytyjskim (w każdym razie nie na tamtym etapie). Był polskim oficerem podległym polskim władzom wojskowym, polskiemu rządowi na emigracji! To do Polaków w Anglii spływały jego meldunki, to oni dzielili się nimi z sojusznikami (także z nielubianym przez Sikorskiego de Gaullem!).

Dwanaście przejść przez granicę stref. Brawurowy lot do Anglii z opuszczonego lotniska w Compi`egne, spotkanie z Sikorskim, odznaczenie, powrót do Francji (skok ze spadochronem w okolicach Tours). Sukces gonił sukces. Sto raportów, osiemset depesz radiowych, kontakt z Londynem przez cztery radiostacje, Ale sukces, nadmierny sukces, często prowadzi do klęski. I ta przyszła w roku 1941. Abwehra aresztowała Renee Borni i Mathildę Carre („La Chatte”), najbliższych współpracowników Czerniawskiego. Ta ostatnia, nie tylko ona zresztą, zaczęła sypać, poszła na współpracę z okupantem. 18 listopada Niemcy aresztowali również Polaka.

I w tym momencie zaczyna się może najbardziej fascynujący okres w życiu Czerniawskiego. Przez pewien czas, przebywając w więzieniu, udaje nieprzejednanego, człowieka, który nie jest gotów na żaden rodzaj współpracy z hitlerowcami. Potem wpada na diabelski pomysł – przekonuje Niemców, że gotów jest im służyć. Stawia jednak warunki: zmianę ich podejścia do Polaków, niekaranie aresztowanych ludzi ze swojej siatki, przerzucenie go do Anglii jako tzw. „odwróconego agenta”. I, o dziwo, Abwehra godzi się na ten scenariusz. Organizuje 14 lipca 1942 roku spektakularną „ucieczkę” więźnia, a potem przerzucenie go do Anglii.

Nie będę opisywał dalszych losów naszego bohatera. Wystarczy powiedzieć, że stał się jednym z dwóch „najważniejszych agentów niemieckich w Wielkiej Brytanii”. Tak przynajmniej sądzili Niemcy. „Rola, jaką odegrał agent Brutus w czasie lądowania w Normandii i bezpośrednio po nim, był kluczowa. To prawda, że informacje, które przekazywał, były sporządzane przez jego oficera prowadzącego i zatwierdzane przez Komitet Dwadzieścia, ale prawdą jest też, że Niemcy mieli solidne podstawy, by wierzyć właśnie Czerniawskiemu – znali jego dokonania we Francji, gdy szefował Interallié, dlatego tak wysoko oceniali wiarygodność jego depesz przesyłanych z Wielkiej Brytanii”.

Był pomnikową postacią, jego wyczyny łatwo porównać do osiągnięć słynnego agenta 007 (także na polu erotycznym!). Był też politykiem, ministrem w rządzie emigracyjnym. A jednak do dziś nie ma w Polsce swojej ulicy, pomnika, prawie nikt o nim nie słyszał. Andrzej Brzeziecki przekopał się przez odtajnione archiwa, zebrał to, co się dało zebrać, zbudował w swojej książce postać dalece wykraczającą poza los zwykłego, nawet dzielnego, oficera czasu wojny. Czas najwyższy na umieszczenie go w podręcznikach…

 

Andrzej Brzeziecki – Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera, Czarne, Wołowiec 2018, str. 327.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko