Karl Grenzler – wiersze
Babciu Helenie Kochanowskiej z d. Graeber
*
jadę do ciebie otulony borami do dni w których byłaś oglądam kartki
wtedy nie zapisane pokreślone pomięte zaplamione zbieram nie
rozdane jeszcze karty dotykałaś mnie zawsze ciepłymi dłońmi
pocałowałem twoje na zawsze zimne czoło
*
zasypiałaś z misiem ulubioną zabawką twojego zmarłego synka
Januszka oczy błądzą w nadgranicznych obszarach bezprzestrzeni
dotyk nie czuje palców one osamotnione szukają i znajdują czasami
ciepło innych palców jak długo jeszcze skoro czasu tyle ile
przestrzeni coraz mniej
*
rozpadły się cztery wymiary rzeczywistości z sześciu desek zaraz
czy z wolna wstępowałaś w osobliwość czujesz ciepło zapalanych
tobie świateł modlisz się z nami bezgłośnie spoglądasz płomieniem
czujesz złożonym na płycie kwiatem
*
już częściej słychać klangor odlatujących żurawi stoimy przed tobą
my włóczędzy między rzeczywistościami z kwiatami wspomnień i
ognikami dobrych słów pewni że uśmiechnięta czekasz na nas w
swoich niebieskich okularach z cukierkami w kieszeni prostej sukni
*
w borach tucholskich jesteśmy wśród przodków naszych których
prochy nawet prochami być przestały powiększone źrenice mroku
nawoływania sprzed lat mama mama na granicy obłędu zawsze
przychodzisz z pomocą niestrudzone szepty nocy słyszę twój
spokojny głos karoolek
Noc
*
zza kotary utkanej
kolorowymi nieporozumieniami
słyszę twój oddech
jest nierówny
przerywany
nie mogę jej rozsunąć
bo zaplątałem się
w zbędnych frędzlach
fałdach załamaniach
śpisz z kosmykiem włosów na czole
nie mogę go odgarnąć
bo moje ręce nie twoje
*
nie potrafię myśleć źle o
spoglądaniu w zielone oczy
odgarnianiu włosów z czoła
dotyku palcami policzków
zasypianiu wspólnym i
budzeniu w objęciach
piciu porannej kawy
byciu codziennym bez względu
na pogodę
oddaniu siebie z uśmiechem
na zawsze
*
nadzieja odchodzi w głąb nocy
ty rozwiewasz się we śnie
gdzieś za oknem szczeka
jakaś złość po słonecznym
wyżu nadchodzi deszczowy
niż ciepła szukam w nas
zamykam okna zaczynam
śpiewać proszę ciebie o
niezgrabny taniec nieśmiało
bo nie potrafię może o
wschodzie nadejdzie nadzieja
*
zawijam wokół twojej szyi
szalik z dobrych myśli utkany
w kolorach tęsknoty czekania
nadziei miłości spełnienia
pachnący wspomieniami marzeniami
nosiłaś go niemal od początku na
różnych drogach pogodach i
niepogodach lubiłaś jego dotyk i
ciepło dawane bez granic
może zatęsknisz za nim jeśli
zapomnisz zabrać go z wieszaka?
*
uśmiechałem się do lustra
kiedy skupiona starannie
skracałaś moje włosy
uśmiechałem się do ciebie
kiedy w lustrze spokojnie
kremowałaś swoją twarz
uśmiechaliśmy się do siebie
kiedy w lustrze spotkały się
nasze spragnione spojrzenia
Jestem
ja – muszla
w której szumi
moja odległa
w bezprzestrzeni
zawieszona dusza
chłopcem okrętowym
na kodze z ładowniami
wypełnionymi sztokfiszem
na wzburzonych falach
morza północnego
pilotem arki międzygalaktycznej
opuszczającej umierającą ziemię
rycerzem zakonnym
na murach obronnych
ziemi świętej
pasażerem nocnego autobusu
między krakowem a wiesbaden
umierającym pod kopytami
szalonych koni
jeźdźców apokalipsy
zawsze
rozpoznawały mnie psy
był przy mnie
ten sam anioł stróż
i ta sama
wieczna miłość
Anioł opuszczony
jesienny dzień
z przelotnymi opadami
połyskujących w słońcu
kasztanów
przed cmentarną bramą
błądzi opuszczony
anioł stróż
pyta przechodniów
dokąd zabrali
jego podopiecznego
kiedy on zajęty był
odszyfrowaniem
mapy pożółkłego liścia
nasłuchiwaniem
klangoru odlatujących żurawi
odbijaniem
w lusterku swojej twarzy
promieni październikowego słońca
nikt nie znał odpowiedzi
kto sporządził mapę
dokąd odlatują żurawie
co oświetlił odbity promień
odurzeni zapachem ukrytych
w zaoranej ziemi chmur
podążali
każdy w swoją stronę
pozostawiając samemu sobie
błądzącego wokoło anioła
jesiennego dnia
z przelotnymi opadami
połyskujących w słońcu
kasztanów
***
Strażnicy w bezprzestrzeni ukrytego słowa Mafuszce
uwięzieni w sobie
zatrzymują czas
jednym gestem
pozbawili
dzień jasności
następnym
noc ciemności
w nieznanym języku
nucą prastare wersy
z świętej księgi
płonącymi runami
napisanej
oni
bezskrzydli anieli
boją się usłyszeć
tyknięcia zegara
pęknięcia bańki mydlanej
wdarcia się śmiertelności
po omacku poznają
nieznaną rzeczywistość
próbują
znaleźć
tą jedyną więź
między światami
dotknąć
tutaj ukrytego słowa
którego strażnikami
zostali powołani
Muzie
w opuszczonym mieszkaniu
pozostało
lustro
zawstydzone naszą
nieskromnością
uśmiechnięte szczoteczki
pasta do zębów
szepty ukryte
za obrazami
pod łóżkiem
za firanką
rzeźby
pieszczotek-dyskretek
rozdziawiątka-rozkoszki
na półkach z książkami
stolikach
w kątach
w wyschniętych kałużach
czterech pór roku
pod kalejdoskopami lamp
czają się nagie kadry
w muszli grala mieszają się
fluidy uniesień
w powietrzu wszechobecna
zawiesina zapachów
opuszczone mieszkanie
czeka na
szczęk
przekręcanego w zamku
klucza
Uciekając przed łzami
chowasz się pod
posiwiałe skrzydła
anioła stróża
można zaprzepaścić się
w podskrzydłych przestrzeniach
gdzie czas się zatrzymuje
a słowo gubi
zatrzymany tu i teraz
w czasie
z którego
nie ma wspomnień
szukasz słowa
klucza do zapamiętania
bezprzestrzeni
zatrzymanego teraz
Ciocia
pożegnaliśmy się na dworcu
jeszcze raz widziałem ją
jeszcze nie przepoczwarzoną
przypomniałem sobie
jak opuściliśmy wesołe miasteczko
potknąłem się o pustą przestrzeń
sześcian
który istniał tylko rzekomo
rzekomo nie istnieje
pusta przestrzeń
czy może istnieć sześcian
w zakrzywionej przestrzeni?
Największa prośba
w modlitwach
napisanych
światłem księżyca na skrzydłach motyla
szumem fal na piasku plaży
niech wszystkie dzieci wrócą do domu
niech wszystkie dzieci dorosną
O aniołach słów kilka
miliardy tak sobie
przelatujących fotonów
tworzą
moją postać i
spotykanych aniołów
które
znajdują mnie zawsze i
gdziekolwiek
przez najmniejsze zakamarki
któregoś z nich
ulatują uwięzione w
zakrzywionej przestrzeni
fotony
raz anioł jest
raz go nie ma
nawet o tym nie wie
niewiele czasu
pozostaje chmurom
żeby odpowiedzieć
na pytanie
ich kształtów
dokładnie tyle ile
mają anioły na
przybranie własnej postaci i
właściwych przypadłości
anioł powtórzeń
powiedział mi
że nie ma powrotów
anioł stróż
zdradził
jednemu chłopcu
że jest dziewczynką
bardzo piękną dziewczynką
zaraz po tym zagadnąłem
mojego anioła
dlaczego Bóg nie dał nam
zmysłów
które pozwoliłyby Go
dostrzegać
na odpowiedź czekam do dzisiaj