Tomasz Miłkowski
Nie-prze-zwyciężony
Sztuka Torbena Bettsa, grana w Teatrze 6 Piętro, nazywa się „Niezwyciężony”, ale tak naprawdę ukazuje „nieprzezwyciężony” dystans dzielący ludzi, należących do różnych grup społecznych. Tak jakby wywodzili się z różnych plemion.
fot. Teatr 6 Piętro
Ci z warstwy wykształconej i lepiej sytuowanej i ci z warstwy niewykształconej, żyjącej z dnia na dzień.
Wprawdzie ci z „wyższej półki” wskutek redukcji etatów i zwolnienia z posady dobrze prosperujących Olivera (Bartłomiej Topa) i niezbyt wziętej awangardowej artystki Emily (Agnieszka Grochowska) przeprowadzają się na prowincję, ale to niewiele zmienia. Na prowincji mogą taniej wynająć dom, ale to nie znaczy, że wyzbywają się aspiracji. Emily pragnie przebudowy świata w myśl radykalnie głoszonych idei wolności i liberalnej tolerancji. Oliver czeka na sowity spadek, który umożliwi powrót do Londynu.
Na razie jednak wegetują w wynajętym domu, który ich sąsiadom, recepcjonistce z przychodni dentystycznej Dawn (Aleksandra Popławska) i byłemu kucharzowi okrętowi, a teraz listonoszowi Alanowi (Szymon Bobrowski), i tak wydaje się niemal pałacem. Sposobność zwiedzenia wnętrza trafia się im dzięki zaproszeniu do złożenia sąsiedzkiej wizyty. Emily postanawia bowiem wrosnąć w środowisko, zaprzyjaźnić się z otoczeniem, nawet jeśli razi ją mnóstwo rzeczy, zachowań i obyczajów, a zwłaszcza drażni ją kot sąsiadów o wdzięcznym imieniu Niezwyciężony. To patetyczne imię nadał kocurowi Alan na pamiątkę lotniskowca, na którym służył ojczyźnie jako marynarz Jej Królewskiej Mości. Kocur straszy zwierzęta futerkowe Emily i Olivera, zagraża ich dzieciom, budzi lęk i agresję. Potwór.
Spotkanie okaże się katastrofą,
sąsiedzi nie pasują do siebie pod żadnym względem albo prawie pod żadnym względem. Od początku widać, że Oliverovi podoba się Dawn jako kobieta (podobno leciał na nią także poprzedni sąsiad), niezależnie od tego, jak i co mówi. My jednak obserwujemy przede wszystkim nieszczęsne spotkanie sąsiedzkie, poprzedzone nieporozumieniami gospodarzy. Nie są nawet małżeństwem, bo radykalna Emily brzydzi się tymi mieszczańskimi obyczajami, w których odkrywa zamordyzm, faszyzm i co tam jeszcze. Po raz kolejny odmawia poślubienia Olivera, choć nie zamierza go opuszczać. Na przyjęcie przygotowuje trochę oskrobanych warzyw, jest jeszcze herbata i woda, bo alkoholu się w tym domu nie pija.
Sąsiedzi przyniosą więc ze sobą piwo, żeby nie rozmawiać na sucho. Alan w podnieceniu gada jak nakręcony o meczu piłki nożnej, Emily proponuje lekturę Marksa albo inne intelektualne rozrywki. Rozmowa się nie klei, brakuje tematów wspólnych, a jeśli się pojawiają, to język, jakim przemawia Emily, pozostaje dla gości nieczytelny. Zresztą i ona nie rozumie, co mówią przybysze zza płotu. Korzysta więc z tłumacza, jakim okazuje się lepiej zorientowany w wyrażeniach slangowych Oliver. Słowem wygląda to wszystko na spotkanie przedstawicieli rozmaitych plemion, mówiących nieznanymi dla siebie nawzajem językami. Ich szansa na porozumienie wygląda co najmniej wątpliwie.
Brytyjski dramaturg Torben Betts, najwyraźniej obdarzony zmysłem obserwacji i świetnym słuchem, potrafi wydobyć ów
nieprzezwyciężalny dystans,
który mimo wszystko nasi bohaterowie będą próbowali pokonać. Przy czym jego studium obcości ma zastosowania nie tylko wobec Brytyjczyków. To uniwersalna diagnoza stanu rzeczy, równie boleśnie odczuwalna w Polsce, a dająca się we znaki w szczególności naszym politykom, którzy nie wiedzą, jak się porozumiewać z elektoratem. Betts portretuje społeczeństwo w skali mikro, nie mając na widoku wielkich politycznych syntez, ale przy okazji, niejako mimochodem, chwyta powszechnie obserwowane mechanizmy rozchodzenia się elit i mas.
Powstaje z tego precyzyjnie skonstruowany dramat, dający z jednej strony pole do społecznych obserwacji, a z drugiej strony do psychologicznych portretów, o wyraźnie środowiskowym zakotwiczeniu. Agnieszka Grochowska z lekkim nalotem pastiszu portretuje młodą kobietę owładniętą misja przebudowy mentalności wszystkich ludzi, aby uwolnić świat od przemocy, wszechwładzy banków i hipokryzji. Przy okazji zapomina o swoim partnerze, choć pamięta zawsze, nawet z pewną nadopiekuńczą przesadą o ich wspólnych dzieciach. Wyraźnie dominuje nad swym partnerem. Krótko mówiąc, rządzi się, ale i nie daje rady w kontaktach z innymi ludźmi, cierpi na niedostatek empatii.
Nie brakuje jej jednak poczucia humoru, podobnie jak Oliverovi, z którym w drugiej części przedstawienia ukazują swoją skrywaną, bardziej „rozrywkową” twarz. Oliver Bartłomieja Topy znosi humory Emily, wykazuje cierpliwość, skłonność do kompromisu. Podczas spotkania z sąsiadami próbuje mitygować Emily i dostosować się do niezręcznej sytuacji. Demonstruje z jednej strony zdolności adaptacyjne, ale z drugiej strony emocjonalną chwiejność, nawet słabość czy łatwość ulegania nastrojom, może nawet zachciankom.
Dawn Aleksandry Popławskiej to kobieta świadoma swej atrakcyjności. Początkowo z pewnym dystansem odnajduje się w nietypowej sytuacji. Nie czuje niestosowności swoich zachowań, ale z czasem nie tai swoich lęków i poczucia niespełnienia. Pozornie przebojowa, jest kruchą istotą czekającą na pomoc, na odmianę losu. Drży o syna wysłanego gdzieś daleko w misji wojskowej.
Wyszczekany Alan Szymona Bobrowskiego, zagrany z wyraźnie charakterystycznym zacięciem, reprezentuje – na pierwszy rzut oka – niewrażliwego samca, zajętego piłką nożną, przejętego samym sobą i dawną służbą wojskową. Swoje nieudacznictwo topi w piwie i gadulstwie. Okaże się jednak, że i on pod wyhodowanym brzuchem piwnym skrywa chłopca spłoszonego swoimi nieustannymi porażkami. Nie wie tylko, jak mu pomóc.
Świetne, soczyste portrety,
doskonały punkt wyjścia
do zwarcia. Co wyniknie z tej konfrontacji, nie powiem, aby nie zdradzać puenty. Dość dodać, że wyniknie z tego bardzo wiele rzetelnej prawdy o naturze człowieka i jego tęsknocie za szczęśliwym życiem. Może dlatego Eugeniusz Korin usłyszał w dramacie Bettsa echa Czechowa – liczy się tu bowiem nie tylko to, o czym się mówi, ale także to, o czym się nie mówi.
Spektakl w Teatrze 6 Piętro daje więc widzowi sporo do myślenia i równie wiele teatralnej satysfakcji. Starannie przemyślana przestrzeń, która łączy realizm szczegółu (nowoczesna kuchnia, siedziska dostosowujące się do każdego użytkownika) z symbolicznym tłem-horyzontem. Czasem horyzont jest podświetlany kolorowo, czasem, powściągliwie przybiera kolor czarny, a na koniec zmienia się w ogromny ekran, na którym widać opadające z hukiem strugi wodospadu. Co pewien czas towarzyszy bohaterom muzyka relaksacyjna – każdy detal w tym spektaklu dostał dopracowany. Dotyczy to także świetnego przekładu Małgorzaty Semil, tak przecież ważnego w tej sztuce, której jednym z głównych bohaterów jest język.
Jest więc tak, jak można przeczytać na internetowej stronie Teatru: „Wszystko w tej sztuce, zaczynając od tytułu, jest przewrotne, śmieszne i smutne zarazem. Komiczne niezauważalnie przeistacza się w Tragiczne, a jedno i drugie łączy się w przejmująco prawdziwym obrazie zagubienia współczesnego nam świata…”.
Tomasz Miłkowski
NIEZWYCIĘŻONY Torben Betts, tłum. Małgorzata Semil, reżyseria Eugeniusz Korin, scenografia Marcin Pietuch, kostiumy Dorota Williams, spektakl 6 kwietnia 2018, Teatr 6 Piętro