Stanisław Rogala – PRZYPOMNIEĆ PIERWSZE DOŚWIADCZENIA

0
351

Stanisław Rogala

 

PRZYPOMNIEĆ PIERWSZE DOŚWIADCZENIA

 

kartkowka grabowski            Kartkówka, to, jak pamiętamy z czasów szkolnych, sprawdzian z określonej wiedzy. Takim sprawdzianem wiedzy, ale i postaw, czy umiejętności właściwego zachowania się nierzadko w trudnych sytuacjach, dla bohaterów nowego zbioru opowiadań Stanisława Grabowskiego – Kartkówka – jest wchodzenie w dorosłość. To młodzi bohaterowie, dopiero doświadczający życia, jak w opowiadaniu  otwierającym tom pt. Miły wieczór w spalonkach, „kwalifikujący się głównie do szkoły podstawowej”, ale niejednokrotnie stawiani już wobec trudnych wyborów. Czytamy: „Ich największy pech – nie zdążyli na wojnę, nie wzięli w niej czynnego udziału (…) Niemcy strzelali do nich (rodziców, starszego rodzeństwa, czy krewnych), by ich zabić, by zniszczyć nielegalną organizację zbrojną lub polityczną (…). A oni dwunasto-czternastolatkowie z tej wojny, co ogarnęła pół świata, niczego nie uszczknęli. Stąd brały się ich frustracja i agresja”. I narrator przypomina historię „bitwy” między chłopakami w małym mieście, w 1951 roku, będącą dla nich rodzajem „rekompensaty” za „niewojenny” czas. Z atmosfery dziecięcego snu jej pięcioletniego świadka, przypadkowo zaplątanego w krwawy incydent, pozostał wielki strach przed „wspólną dzieciom wojny zapiekłą i irracjonalną nienawiścią” przypominany także w innych utworach Kartkówki (w podtytule zbioru autor zaznaczył, że są to: „opowiadania i wspomnienia”).

            Mały narrator kolejnego wspomnienia pt. Hanysek przywołuje atmosferę żałoby, jakiej poddany został nasz kraj w marcu 1953 roku po śmierci Józefa Stalina. Wszyscy jej ulegli, poza jednym mieszkańcem Nomina (nazwa miasta wymyślona) Władysławem Świniarskim, który śmiał się wbrew nim. Podobnie zachował się w innym „przełomowym” okresie Polski, w październiku 1956 roku. Był przedwojennym działaczem, „zażartym socjalistą”, czyli prawdziwym, jak mawiał ojciec autora, ale los nie był dla niego łaskawy, nowe władze zignorowały go, nie pozwoliły mu działać. Gdy zmarł, pozostawił po sobie niewiele materialnych rzeczy, dając tym samym dowód, że bogactwa świata tego były mu obce. Po wojnie, żeby wyżyć, pracował jako wozak. Nazywano go Hanyskiem od imienia jego konika, którym przewoził mieszkańcom różne rzeczy. Wspomnienie jest zawsze o kimś i autor doskonale to rozumie, tym wspomnieniem ocalając jakiś drobny, ale ważny fragment historii, jakby zgodnie z zasadą: jeśli nie my to kto, jeśli nie teraz to kiedy. A może władze miasta w jakiś inny sposób „ocalą” pamięć o panu Świniarskim. Bo warto.   

            Narrator Pomnika nie ukrywa w relacji-wspomnieniu, że swoją opowieść snuje           po latach. „Spotkałem go (Franka, bohatera narracji – St.R.) ostatnio obok bramy miejskiego cmentarza. Sprzedawał znicze. Mocno posiwiał…”. Ta biograficzna perspektywa narracji pozwala autorowi na syntetyczną opowieść o chłopcu, który poniesiony październikowym zapałem oblał farbą w miejskim ogrodzie Pomnik Wdzięczności i Braterstwa, na którym obok żołnierza polskiego znajdował się żołnierz „bratniego narodu”. Za swój dziecięcy wybryk będzie uznany na długie lata za „niepewnego politycznie”, co zaszkodzi i jego nauce, i dalszemu życiu. Początek tej opowieści Grabowski dokładnie osadza w historii – to listopad 56 roku. I od tego czasu prezentuje życie Franka przez pięćdziesiąt lat, co świadczy, iż jego zainteresowanie „tematem” było trwałe. Takie konkretne czasowe umiejscowienia akcji pojawiają się w Kartkówce wiele razy, np. w przypadku Podróży na grunwaldzkie pola autor pisze: „Był rok 1959”. Lecz, kiedy ponosi go wyobraźnia, zagłębia się nawet w… średniowiecze. Czyni tak w brawurowym opowiadaniu pt. Ja, Grabenstein… W tym utworze ośrodkiem narracji stają się resztki sławnej kurzętnickiej warowni (spał w niej Ulryk von Jungingen na kilka dni przed grunwaldzką bitwą) na Ziemi Nowomiejskiej (pamiętajmy, że Stanisław Grabowski jest autorem monograficznego opracowania Z dziejów Kurzętnika i okolic, 1995, 2008; także folderu Zamek w Kurzętniku, 2010). Przy okazji, zarówno do przeszłości regionu, jak i do „domowej rzeki” Drwęcy autor odwołuje się w wielu swoich wypowiedziach artystycznych (innym przykładem monografia Z dziejów bratiańskiego zamku, 2010, czy tom wierszy Ulica Okólna). W opowiadaniu Ja, Grabenstein, prezentując pasje genealogiczne i szperackie, zastanawia się nad własnym rodowodem, co prowadzi go do ciekawych refleksji z pogranicza mitu i snów.    

            Są też w tym zbiorze utwory, które określić można mianem szkolnych. W tym wypadku mistrza można byłoby Grabowskiemu z pewnością odnaleźć niejednego, odwołując się np. do Niziurskiego czy Ożogowskiej. Jednak i pod tym względem autor pozostaje samodzielny. Nie tyle interesują go szkolne figle, ile dylematy o charakterze moralnym. Do szkolnych zaliczają się opowiadania: Obowiązuje tajemnica, Tylko imię oraz tytułowa Kartkówka.

            Pierwsze jest opisem tajemniczej „próby charakteru”, której poddany został uczeń siódmej klasy Mundek Kwapik. Ktoś nieznany polecił mu wykopanie bunkra na zboczu miejskiego wzgórza nazywanego Araratem. Mundek wykonał to polecenie, sugerując się literami WiNetu, które znalazły się na tajemniczej, podrzuconej mu do piórnika karteczce. Skojarzył je z indiańskim wodzem Apaczów, Winnetou. Dopiero po latach litery WiN rozszyfrował jako… „Wolność i Niezawisłość”. Była to po wojnie, po 45 roku, podziemna organizacja walcząca z władzą ludową. Ale kto był autorem tej karteczki, dlaczego jemu powierzono to zadanie i jeszcze inne, dlaczego chciano, żeby właśnie on został członkiem młodzieżowej, tajnej organizacji tego Mundek nie wie do dziś. Aż taka obowiązuje tajemnica?

            W krótkim opowiadaniu Tylko imię równie tajemnicza jest piękna dziewczyna, która niespodziewanie podczas pożegnalnego balu kończącego naukę w szkole podstawowej zajęła obok niego miejsce. Nie „przyglądał” się dotąd nazbyt dokładnie dziewczętom w szkolnych fartuchach stąd zmylił go jej „cywilny” wygląd. Ona znała jego imię, a on nie znał jej imienia! Na dodatek chciała z nim rozmawiać, bawić się. Tego wszystkiego było za dużo, jak na narratora, którego główną cechą była wówczas… nieśmiałość. Chciałoby się rzec brutalnie, słowami z Wyspiańskiego: Miałeś […] złoty róg… Dopiero po latach dowiedział się, że piękna nieznajoma miała na imię Aneta, i że była kuzynką jego szkolnej koleżanki, na dodatek, żeby go poznać, przyjechała z innego miasta.

            Zaskakujące jest opowiadanie o Chłopcu w zielonym kapeluszu. To rodzaj metafory o odmieńcu czy też obcym. Jednak rozejrzawszy się, czyż niemało widzimy wokół nas takich „odmieńców”? Zatem nie uprzykrzajmy im życia, niech żyją jak chcą. Bo wszelkie interwencje, gesty pomocy czy też niechęci wobec nich są… niepotrzebne. Kiedyś, przed laty, ich wyróżnikiem mógł być zwykły zielony kapelusz, taki jaki nosili dorośli. Dziś są to np. tatuaże, czy kolczyki w różnych częściach ciała, dżinsy z dziurami na kolanach… Nie oceniajmy bliźnich po wyglądzie, zdaje się sugerować autor, bo można zapłacić za to wysoką cenę.  

            Równie ciekawe jest opowiadanie tytułowe Kartkówka. Podejmuje ono problem tzw. solidarności klasowej, ale chyba nie tylko, także każdej solidarności, w każdej grupie społecznej. Licealista Tadeusz poddany próbie przez nauczycielkę języka polskiego (to ważne, jest jej pupilem) nie godzi się z kłamstwem klasy, iż pani od polskiego nie zapowiedziała uczniom kartkówki. W ten sposób chłopiec wyraża swoją postawę moralną wobec kolegów i koleżanek, a zwłaszcza wobec przewodniczącej klasy. Spotkanie w mieście na drugi dzień z przewodniczącą i jej trzema koleżankami kończy się przypadkowym upadkiem jednej z nich na śliskiej kałuży. Rzecz dzieje się zimą. Dlaczego koleżanki pobiegły za nim, mimo że widząc je, skręcił w boczną uliczkę pozostanie chyba na zawsze ich tajemnicą. W najbliższy poniedziałek licealistki zgodnie poskarżyły się na niego, znowu solidarnie przeinaczając fakty, i pani od polskiego musiała podjąć decyzję, która dla bohatera tego opowiadania nie była korzystna. Pozostaje kilka pytań wyartykułowanych już na czwartej stronie książkowej okładki: „Czy klasowa solidarność mogła być silniejsza od prawdy? Gdyby dla świętego spokoju skłamał, czy mógłby patrzeć na siebie w lustrze? Czy musiał przepraszać, skoro to nie on był winowajcą? Groziło mu relegowanie ze szkoły, ale za jaką cenę? Co było ważniejsze: grupowa solidarność czy jego czyste sumienie? Dlaczego druga strona postanowiła go »pognębić« bez względu na koszty własne?”. Odpowiedź należy do czytelnika.

            Lecz zastanówmy się, czy nie może być inne tłumaczenie pojęcia „kartkówka” dla bohaterów tego utworu. „Kartkówką” może być każdy niezapowiedziany sprawdzian w naszej historii, w której „osadzone” są pokolenia Polaków. I wówczas pytania Grabowskiego czyż nie zyskują charakteru uniwersalnego, ponadczasowego?

            Pisarz, oprócz odwołań do historii, do swoich utworów wprowadza też rodziców. Podpowiada tym samym, iż są oni ważnymi nośnikami pamięci nie tylko rodzinnej. Tymi, którzy opowiadają mu o wczorajszym, po to, by on pamiętał o tym „na przyszłość”. Podobnie Grabowski ukształtował postać Józefa Baczewskiego z ostatniego tekstu tego zbioru pt. U Baczewskiego. Jego bohater – zdaniem autora – jest tym, który łączy pokolenie wojny i okupacji z pokoleniem powojennym, tzn. urodzonym bezpośrednio po wojnie. Po latach, kiedy uczestnicy wojny, jego świadkowie, nie żyją, jak Baczewski, on jest jedynym ich łącznikiem, on – posiadacz tego, co usłyszał bezpośrednio od nich, i przekazuje to innym (wie, że to jest jego obowiązkiem, elementem jego kodeksu moralnego, czy też honorowego). Jego młoda przyjaciółka, która towarzyszy mu podczas wizyty u weterana w jego domu – Jane – Amerykanka, uczennica liceum kaletniczego w Warszawie, wyjechała ze swojego kraju, nie umiejąc akceptować choroby ojca okaleczonego psychicznie podczas wojny w Wietnamie… Paweł stara się jej wytłumaczyć, że „narody tracą rozum, gdy tracą pamięć”, dlatego świadomie podejmuje się roli łącznika, tego który  n o t u j e  przeszłość piórem czy też kamerą filmową. Ten utwór to zresztą fragment niewydanej dotąd powieści Lotnisko Tempelhof (1997) więc może kiedyś…

            Podsumowując, teksty z tego zbioru zasługują na uwagę ze względu na złożoność chłopięcych (i nie tylko chłopięcych) dylematów związanych z naddrwęckim regionem, w którym autor osadza ich znaczną większość. Grabowski tropi je odważnie i podpowiada, że mają one głównie charakter autobiograficzny czy też wspomnieniowy, to dodaje im tego, co nieodzowne: błysku autentyzmu. Poza ich określoną wymową ideologiczną, ta autoprezentacja może być dodatkową zachętą dla czytelników. Na koniec powiedzmy jeszcze jedno: w przedstawionych nam tekstach zwraca uwagę doświadczenie pisarskie autora, jasność i barwność jego języka oraz kompozycyjna klarowność. Wsparte są one grafikami Barbary Kuropiejskiej-Przybyszewskiej, której udało się odtworzyć klimat małego miasteczka sprzed pół wieku, cały jego urok. 

___________________________

 

Stanisław Grabowski, Kartkówka. Opowiadania i wspomnienia, il. Barbara Kuropiejska-Przybyszewska, Wydawnictwo PATI, Warszawa 2018

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko