Halina Ewa Olszewska
ROZTOCZE w twórczości WACHNIEWSKIEJ
Polska, to piękny kraj, z wieloma malowniczymi regionami, do takich zalicza się Roztocze, kraina geograficznie łącząca wyżynę lubelską z Podolem. Urokliwy Zwierzyniec na Zamojszczyźnie, z kościółkiem na wodzie i ciekawą, częstokroć dramatyczną historią dziejów, uważany jest za stolicę roztoczańskiej krainy po polskiej stronie tego obszaru.
Piękno Roztocza wzbudza zachwyt wśród turystów, jest inspiracją w sztuce fotografii, jak też natchnieniem dla poetów, rzeźbiarzy, malarzy. Jednym z dowodów na to jest album „Aleksandra Wachniewska. Malarka Roztocza”, wydany przez Roztoczański Park Narodowy. Autorem książki jest Tomasz Gajewski (pod redakcją Tadeusza Grabowskiego i Lechosława Lameńskiego).
„ Jest to pierwsze opracowanie poświęcone tej malarce, zawiera ponad sto pięćdziesiąt niepublikowanych dotąd reprodukcji jej wybranych obrazów, rysunków i wykonanych przez nią fotografii. Przedstawia ono Aleksandrę Wachniewską nie tylko jako utalentowaną artystkę, ale też pedagoga, społecznika, inicjatorkę utworzenia Roztoczańskiego Parku Narodowego oraz osobę, która potrafiła pozyskać i zjednoczyć dla tej idei wiele osób, środowisk i instytucji. . .”- powiedział Zdzisław Strupieniuk, który przez wiele lat był dyrektorem Roztoczańskiego Parku Narodowego z siedzibą w Zwierzyńcu.
Aleksandra Wachniewska ( 1902- 1989), urodziła się we Floriance koło Zwierzyńca. Jej ojciec był kierownikiem szkół leśno-ogrodniczych Ordynacji Zamojskiej i zarządcą miejscowego folwarku. W okresie dwudziestolecia międzywojennego ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Była uczennicą wybitnych artystów i pedagogów, min. Miłosza Kotarbińskiego, Stanisława Noakowskiego, Tadeusza Pruszkowskiego, Władysława Skoczylasa.
Bez wątpienia lata dzieciństwa wśród roztoczańskiej przyrody i sprzyjający klimat w rodzinie o patriotycznych tradycjach, miały wpływ na rozwój jej talentu i ukształtowanie osobowości. Artystka wspominała, że to ojciec dostrzegł jej szczególne zdolności do rysunku kiedy miała zaledwie kilka lat.
Przez pewien czas mieszkając po studiach w Warszawie, często przyjeżdżała do rodzinnego domu. We wrześniu 1939 r. wraz z mężem opuściła stolicę i na stałe zamieszkała w Zwierzyńcu, gdzie do końca swoich dni realizowała swoje pasje artystyczne i społecznikowskie. W roztoczańskiej krainie zasłynęła nie tylko jako malarka, ale przede wszystkim jako działaczka na rzecz ochrony przyrody.
Jej słowa, przywołane po latach, brzmią jak motto: „ Gdyby nie to, że mam tyle sentymentu do tych stron i tyle wspomnień, i tyle włożonej tu pracy – wyjechałabym stąd już dawno. Nie mogę się rozstać z tutejszymi lasami i wzgórzami, nigdzie nie znajdę takich pięknych jodeł i buków, nigdzie tak pięknie nie będą szumieć sosny . . .”- pisała do ostatniego Ordynata, hr. Jana Zamojskiego. Artystka z wielkim szacunkiem odnosiła się do rodziny Zamojskich, którzy w czasie okupacji wykazali się wielkim patriotyzmem. Dzięki nim uratowało się wiele istnień ludzkich. O swoich odczuciach na ten temat pisała do nich wprost, jednocześnie dzieląc się refleksjami na temat zagrożeń cywilizacji.
Przeciwstawiając się masowym wycinkom pięknego drzewostanu., podejmowała liczne interwencje w instytucjach państwowych, zwracała się też o wsparcie u znanych przyrodników, co zazwyczaj dawało dobre efekty. Latami walczyła o zachowanie puszczy, wspaniałego dziedzictwa wieków. I malowała, wszystko co ją zachwycało, drzewa o każdej porze dnia i roku, ciekawą architekturę, zalesione pejzaże z pasmami pól na wzgórzach, ukwiecone doliny Wieprza, rozkwitłe jabłonki, kaczeńce, kasztany, buki jesienią. . . Ale również doskonałe portrety bliskich i innych osób. Aleksandra Wachniewska, to też autorka wielu grafik.
Była malarką wszechstronną. Miała zwyczaj rozstawiać sztalugi wszędzie tam, gdzie roztaczał się fascynujący widok, który ją „porywał” w danym momencie. Plener miała za oknem. Lubiła pracować pośród starych lip, które nazwała Aleją Marysieńki. Z wielkim sentymentem wracała do historii, do wiekowych buków i jodeł rosnących na pobitewnych terenach powstania styczniowego pod Panasówką. Z równą estymą traktowała stare dęby w Górecku, drzewa na Bukowej Górze, we Floriance i w ogóle malowniczość Zwierzyńca. Obrazami przemawiała do ludzi, w ten sposób ucząc dostrzegania piękna w ich otoczeniu.
W jednym z listów napisanych w 1957 r. do przyjaciółki Maryli Bonkowicz-Sittauer zwierzyła się, że podejmuje starania o kredyt „ na remont kapliczek przydrożnych, które się walą, a które są pięknym akcentem naszego krajobrazu, że szkoda by było pozwolić im ginąć. Konserwator wniosek odrzucił, mówiąc, że nawet wystąpienie w tej sprawie spowodowałoby tylko niechęć, a on sam otrzymałby po głowie. W tej sytuacji politycznej, jaka jest obecnie, nie sądzę, żeby miał rację, a raczej należałoby spróbować – naturalnie podchodzić do sprawy nie z tego miejsca, że kapliczki miałyby być punktem modlitewnym dla turystów, ale tym akcentem charakterystycznym dla regionu biłgorajskiego i piękną dekoracją krajobrazu”.
Malowała tamte krajobrazy, żniwne stogi, chaty pod strzechami, które w powojennych czasach nie były rzadkością. Interesowała się kulturą ludową, strojami regionalnymi, wiejską zabudową, o czym pisała w notatkach. „Ja tu walczę o każde drzewo” – zwierzała się do przyjaciółki. „ Za oknami w tej chwili, gdy piszę ten list jest szary zmierzch, kwitną liliowe bzy i różowe wiciokrzewy, a krzak białej spirei ma pączki – wkrótce rozwinie się również. Jest ślicznie i pachnąco. [ . . .] Sprawę rezerwatów wygraliśmy – może i to przejdzie, bo szkoda by było, aby wyginęły wszystkie stare drzewa na wsiach . . .”.
Objeździła ze sztalugami wiele roztoczańskich wiosek i leśnych przestrzeni, malując bogactwo rozkwitłych drzew i łąk. Nie lubiła martwych natur. Bliższa była impresjonizmu niż abstrakcji. Patrząc na jej prace ma się wrażenie, że są gatunkiem niejako pośrednim tych obu rodzajów malarstwa. Soczystość kolorów charakteryzuje jej wyraźną wymowę artystyczną. Profesjonalni znawcy uznali, że w połowie lat sześćdziesiątych, artystka ugruntowała indywidualny styl. Wysoko oceniono namalowany wówczas dąb we Floriance, przedstawiony w dwóch porach roku.
Niezwykle aktywna artystka, w ramach zajęć społecznych wiele czasu poświęcała m.in. na kontakty z młodzieżą. W tych spotkaniach dominowała tematyka patriotyczna wraz poszanowaniem dóbr kultury, przyrody. W 1962 r. w Technikum Przemysłu Leśnego w Zwierzyńcu zorganizowała wystawę pod hasłem „ Chrońmy Przyrodę Ojczystą”, która odbiła się głośnym echem w środowiskach naukowych Krakowa i na innych uczelniach, była też eksponowana na Ogólnopolskim Zjeździe Botaników w UMCS. Podobnych akcji było dużo więcej. Aleksandra Wachniewska należała do Związku Polskich Plastyków w Lublinie. Szacuje się, że zostało po niej dzieło w postaci setek prac plastycznych. Wiele razy swoje obrazy wystawiała w kraju, jak również za granicą.
Halina Ewa Olszewska