DRUGI BRZEG
Sławomir Majewski
W ostatnim miejscu naszych spotkań
chodzimy po omacku razem
i unikamy słów
tu zgromadzeni na tym brzegu
wezbranej rzeki…
T. S. Eliot
Weszli na prom po grzechoczącym trapie i odpłynęli a płynąc, z papierowych kubków pili chłodne piwo i patrzyli na brzeg, który się od nich oddalał i na ten, do którego płynęli.
– To tam, widzisz?
– Tam?
– Tak.
Nie myśleli o katedrze w Ronchamp, ginących gatunkach zwierząt ani ostatnich katastrofach lotniczych. Wsparci łokciami o barierkę snuli mgliste rozważania o wodzie dokoła, o tamtej o, popatrz! mewie, o pianie omywającej burty, numerach lotto które im nie przyniosły wygranych, pożądaniach kobiet (on), mężczyzn i kobiet (ona), że trzeba naprawić dach przeciekający nad kuchnią a w ogrodzie wymienić palik przy wątłym drzewku ylang-ylang. I czy tamci, którzy czekają na nich tam na drugim brzegu, są miłymi ludźmi. W pewnej chwili pomyślała o Mozarcie i Requiem D-minor ponieważ naszedł ją smutek którego powodów nie rozumiała ale wytłumaczyła sobie że przyczyną może być owa szara barwa wody albo niebieskawy kolor powietrza a może żałosny krzyk mewy o, tamtej lub mdlący zapach wody kolońskiej napływający od starego pana stojącego obok szalupy ratunkowej z małym wstrętnym terierem.
– Och, jaki wstrętny pies! powiedziała wskazując palcem a on pokiwał głową i uśmiechnął się że tak, kochanie, faktycznie pies jest wstrętny i zapytał czy jest smutna.
– Jestem smutna, przyznała i westchnęła a on zrozumiał że jej smutek wywodzi się od snów, kolorów i zapachów na co nic a nic nie mógł poradzić więc tylko ją przytulił i pomyślał że kiedy dopłyną, kiedy już się przywitają i wejdą do domu tamtych ludzi, poprosi ich o alkohol bo ona tylko w alkoholu rozpuści swoje kolorowe smutki. Pomyślał że tak, alkohol to dobry sposób, jedyny jaki znam i że może lepiej będzie jak sam kupi w jakimś sklepie zanim do nich pójdą. No bo doprawdy, to żenujące tak wejść i od progu… Tak, najlepiej będzie jak sam kupi.
– Mozart… zaczęła ale nie dokończyła więc zapytał o co chodzi z tym Mozartem? A ona że nic ważnego, tylko dziwi ją to że tak go pochowali w tej zbiorowej mogile jak nieznanego człowieka, jak bezdomnego przybłędę.
– O, to nie tak, kochanie. Nie to że był biedny i nieznany ale dlatego że był czas zarazy i z trupami uwijano się szybko żeby uniknąć rozprzestrzeniania się choroby.
Uśmiechnęła się.
– Ulżyło mi, wiesz? Lubię rozumieć, wiesz?
Dopływali.