Jacek Bocheński – Artykuł

0
105

Jacek Bocheński – Artykuł

 

Jacek BocheńskiCoś niesłychanego! Tak jak było na początku. Napisała Justyna E. Dąbrowska! Jednak nie do mnie, jak wtedy, wiosną, w roku 2015. Napisała o mnie. Teraz dopiero odkryłem, gdy przypadkiem trafiłem na informację bibliograficzną i wydawnictwo uniwersyteckie: ANNALES UNIVERSITATIS MARIAE CURIE-SKIŁODOWSKA – LUBLIN – POLONIA. VOL.XXXIII, SECTIO FF, 2015. Pod nazwiskiem Justyna E. Dąbrowska na trzynastu stronach praca: “Szkic o kobiecości w trylogii antycznej Jacka Bocheńskiego”. Napisała zatem o mnie i kobietach. Też wtedy, na początku. Bo jest data. 2015.

Nigdy nie zapoznała mnie z tym tekstem. Nie przesłała, nie pokazała, nie zrobiła nic, żebym przeczytał. Wspominała raz czy dwa o jakimś napisanym przez siebie artykule, ale pisała ich wtedy dużo, nawet po kilka dziennie, na przykład o rzeżączce, polineuropatiach albo czyszczeniu klimatyzacji, taką miała pracę. Sądziłem, że to były krótkie, zamawiane przez jakąś firmę czy agencję konspekty informacyjne, komuś na przykład potrzebne do egzaminu. Co się tyczy ewentualnego takiego konspektu na mój temat, mógł być biogram z materiału pobranego w Internecie, wymienione trzy, cztery tytuły książek, i tyle, najwidoczniej nic dla mnie ciekawego, uważała chyba sama autorka i wolała, żebym nie czytał.

Już po romansie znalazłem ten artykuł, przeczytałem i bardzo się zdziwiłem. Jeszcze raz Justyna mnie zaskoczyła. To nie jest użytkowa ściągawka z elementarnymi wiadomościami, jak sobie wyobrażałem. To jest poważne studium. Wygląda na przygotowywanie doktoratu, może nawet na gotowy fragment rozprawy doktorskiej, gdyby przedmiotem badań miały być różne motywy antyczne w różnych książkach współczesnych. Mnie z moją “Trylogią Rzymską” przypadłby w udziale jeden motyw, starożytne kobiety, aspekt wybrany spośród wielu możliwych. I słusznie, bo trudno objąć sensowną analizą wszystkie aspekty wszystkiego u wszystkich autorów naraz. A więc wybór szczegółowego tematu dla każdego pisarza indywidualny, w moim przypadku frapujący: kobiecość. Poważne studium, realna zapowiedź doktoratu. Tak to teraz widzę.

Ale nie to mnie zaskoczyło. To mogłem przewidzieć. Zaskoczyła mnie treść pisanego w roku 2015 artykułu. Otóż napisała go według podstawowych reguł doktryny feministka, którą, jak mi się zdawało, Justyna nie jest. Zauważyłem u niej raczej skłonności konserwatywne, pewien charakterystyczny zespół pojęć, przeświadczeń i wartości tradycyjnych. Kiedyś zastrzegła się wręcz, że nie użyje jakiegoś wyrazu, żeby coś, co pisze, nie zakrawało na feminizm. Była obyta z tym językiem i miała go w głowie, jednak się przed nim wzbraniała. Nie był to jej naturalny język.

Jednak w “Szkicu o kobiecości w trylogii antycznej Jacka Bocheńskiego” ten język właśnie dominuje, z niego wywodzą się kryteria i sądy, on tworzy atmosferę. “… W całej trylogii – pisze Justyna E. Dąbrowska – bardzo wyrazisty jest męskocentryzm, kobieta (…) nie funkcjonuje jako człowiek mający własne potrzeby, aspiracje i pragnienia, zostaje uprzedmiotowiona – ma istnieć jedynie dla mężczyzny”. Badaczka trylogii zdaje sobie, oczywiście, sprawę, że współczesne prawa człowieka nie były znane w starożytności i nie można w tych kategoriach opowiadać o ludziach tamtej epoki, również o kobietach, trzymając się zarazem oryginalnych źródeł, na przykład twórczości łacińskich poetów. Z drugiej strony badaczka widzi, że narrator czy narratorzy trylogii “żonglując z wdziękiem faktami” utrzymują nieustanny kontakt ze współczesnością na wielu poziomach, aby “przybliżyć historię” i zaintrygować lub zabawić czytelników. Czy Korynna z elegii miłosnych Owidiusza jest “egzemplifikacją kobiecości antycznej, starożytnej, rzymskiej, czy też jest to Korynna zgoła inna – współczesna i nowoczesna”? Może więc autor nie odnosi się w istocie do kobiet antycznych, ale do dzisiejszych swoich.

Z podobnymi opiniami, trzeba przyznać, spotykał się autor trylogii zawsze, poczynając od “Boskiego Juliusza” w PRL , tyle że wtedy nie chodziło o stosunek do kobiet, lecz do władzy politycznej. Justyna E. Dąbrowska idzie droga przetartą już dobrze przez polityków, dziennikarzy, krytyków i polonistów (autorowi jest immanentnie przypisany “język ezopowy”), ale wstępuje niejako na kolejne piętro, by wykazać, że za kamuflażem ezopowym kryje się dość ograniczony i schematyczny światopogląd “męski”. Tyle zostaje z antyku i łacińskiej poezji miłosnej. “Autor potrafi zbudować wiarygodny portret psychologiczny, jednak zawsze są to mężczyźni, kobiety przypominają powielane klisze”.

Takie uwagi badaczki brzmią, co prawda, niezbyt pochlebnie dla autora, ale kto powiedział, że “Trylogię Rzymską” mają wszyscy chwalić? Ja nie powiedziałem . “Szkic o kobiecości” kontynuuje i rozwija zapoczątkowaną w czasach PRL tradycję oceniania tych książek z jednego tylko punktu widzenia, uznanego za najważniejszy. Na podstawie takich nadrzędnych kryteriów z prawem do wyłączności można literaturę, sztukę i w ogóle kulturę zarówno ganić, jak i chwalić. Nie wiem, czy można głęboko przeżywać. Ale taki sposób obchodzenia się z tworami kultury jest praktykowany, był chyba zawsze i sam należy do kultury. Wartościuje się jej twory, akceptuje lub odrzuca ze względu na jakiś element decydujący: religijność, laickość, popieranie ustroju, sprzeciwianie się ustrojowi, patriotyzm, uniwersalizm, co kto woli, to znaczy co wartościujący woli i czemu przyznaje bezwzględny prymat.

Wydaje się, że z różnych powodów będziemy coraz bardziej zmuszani do życia pod panowaniem takich absolutów, nic innego już się nie przebije, tylko one mają szansę walczyć o lepsze między sobą. Dobrze więc dla mnie i trylogii, że dzięki doktorantce Justynie E. Dąbrowskiej znaleźliśmy się bądź co bądź w polu walki nowego absolutu. Jest to absolut płeć. Wszystko jedno, która, męska czy żeńska. Absolut płeć, ściślej krzywda i roszczenia płci, chwilowo jeszcze we wstępnym stadium rozwoju, zapowiada się na potęgę nowych czasów, godną z powodzeniem stanąć obok takich absolutów, jak przestarzała walka klas, odgrzewany absolut naród i nawet sfatygowany już dosyć absolut rynek.

Kolorem atutowym w grze wartości staje się absolut płciowy. Feminizm nie jest jedynym, lecz potencjalnie najpoważniejszym składnikiem nowego absolutu, co doktorantka, jeśli osobiście nie jest feministką, intuicyjnie wyczuła najpóźniej w roku 2015, by napisać i jeszcze w tym samym roku opublikować “Szkic o kobiecości w trylogii antycznej Jacka Bocheńskiego”. Nadążyła za jedyną, być może, nadzieją przetrwania kultury w epoce panowania absolutów, chwyciła się najbardziej sugestywnego w jej odczuciu i pociągnęła za sobą trylogię.

A “Trylogia Rzymska” w ogóle żyje dzięki absolutom, potępiana za występowanie w ezopowej masce przeciw ustrojowi i za to samo ceniona przez kogo innego. Bez tych absolutów nie dostałaby się pewnie do żywego obiegu kulturowego tamtych czasów, a zwłaszcza do opinii publicznej, i nie dotrwałaby jako tako na tej pożywce po dziś dzień. Ale stare absoluty wyczerpały się i nie podtrzymają życia publicznego trylogii w nowych czasach, mało w ogóle zainteresowanych kulturą, jaką kiedyś ludzie znali (przynajmniej z widzenia). Potrzebne są nowe impulsy. Najlepiej zarzuty i wykluczenia w imię nowych absolutów. Kultura znana dotychczas albo zginie albo nauczy się żyć w polu rażenia tych sił i z nich korzystać. Dobrze to widzi wieszczek patrząc w przyszłość.

Justyna E. Dąbrowska na swoim skromnym odcinku zrobiła dla trylogii, co mogła. Musiało jej to sprawić pewną trudność, z którą nie wiem jak sobie poradziła. I to właśnie mnie zaskoczyło. Poddała trylogię bezpardonowej krytyce feministycznej, a przecież jednocześnie była nią zachwycona jako czytelniczka, miłośniczka antyku i kobieta.

W krytyce autora trylogii, która przezwyciężając ówczesny entuzjazm dla niego napisała, jest wszystko, co powinno być, cały wymagany arsenał terminów i zwrotów,

patriarchat, uprzedmiotowienie, autorytatywność (“pozycja auctoritas”), pojawia się “urażona męska duma”, język do tego momentu jednorodny. Nagle dysonans. Czytam zdanie: “Kobieta, która nie poddaje się patriarchatowi(…) która nie podąża za wskazówkami mężczyzny, lecz szuka własnej drogi, wykreowana zostaje na kobietę upadłą, bez zasad”. Ta “kobieta upadła, bez zasad” nie pochodzi z języka feministycznego, na pewno też nie z mojego, chyba że chodziłoby o jakieś cudze, umyślnie przytoczone, słowa, których sobie jednak nie przypominam. Ale raczej wygląda to na konserwatywny zabytek mentalny bodaj z dziewiętnastego wieku, przechowany w głowie Justyny E. Dąbrowskiej.

Dla dobra przyszłej pracy doktorskiej, gdyby miała powstać, warto byłoby może pozbyć się takich naleciałości językowych, równie obcych myśleniu feministycznemu, jak “Trylogii Rzymskiej”, nic nie tracąc, oczywiście, na ostrości krytyki. Okazja do rewizji pojęć z innej bajki może się nadarzyć, gdyby doktorantka poszła jeszcze za swą refleksją wyrażoną takim zdaniem: “Dwie kobiety z trylogii to zbyt mało, by móc uogólniać sposób kreowania postaci kobiecych i odgrywane przez nie role – z pewnością jest to wartościowy kierunek dalszych analiz”.

Jacek Bocheński blog II

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko