Ewa Maria Serafin – Reduta w żywiole przeciwieństw. O tomiku Barbary Białowąs „Przywoływanie pamięci”

0
480

Ewa Maria Serafin

 

Reduta w żywiole przeciwieństw

O tomiku Barbary Białowąs „Przywoływanie pamięci”

 

Przywolywanie pamieci         Świat trwa, rozpięty pomiędzy antynomiami, takimi jak: dobro – zło, miłość – nienawiść, życie – śmierć, prawda – fałsz, absolut – banał… Owe skrajne bieguny przenikają się nawzajem, walczą o pierwszeństwo tworząc tę naszą coraz mniej jednoznaczną rzeczywistość i czasem nam się wydaje, że jej przyszłości już nie potrafimy przewidzieć.

            Nasz gatunek nauka uznała za największego drapieżnika na Ziemi, chociaż pocieszeniem może być to, o czym mówi inna nauka – i nie tylko ona – która wyposażyła nas w sferę duchową. Lecz gdy popatrzymy na człowieka z perspektywy antropologicznej, nie sposób pominąć faktu, że w obrębie naszego „gatunku” zawsze istniał podział – co może wydawać się paradoksalne – na bestie i ofiary. Zwraca na to uwagę Barbara Białowąs w wierszu „Między Ziemią a Niebem” ze swojego ostatniego, siódmego już tomiku:   

            Między Ziemią a Niebem,

            pomiędzy diabłem a aniołem

            – Człowiek

            wyposażony w wolną wolę

            – może wybierać między dobrem a złem […]

 

            […] dostąpił gorzkiej XX-wiecznej wiedzy:

            rozpoznał siebie jako bestię,

            jako zarzynane, przerażone, zwierzę,

            lub oniemiałego świadka zabijania […]

            Lecz Barbara Białowąs napisała słowo „Człowiek” dużą literą, w czym kryje się sugestia, że jej wiara w niego nie wygasła. To oznacza, że nawet jeśli dostrzega i zwraca naszą uwagę na to, jak bardzo słowa dzisiaj się zdewaluowały, nie przestaje wierzyć w ich siłę i w to, że można z nich uczynić odwołującą się do naszej duchowości redutę walki o człowieczeństwo, którego zresztą konsekwentnie broni. W „Ripoście do wiersza „Nienawiść” Wisławy Szymborskiej” powie o nienawiści wyhodowanej pod kloszem codzienności, która rodzi się u ofiary z poczucia krzywdy, gdy rzetelnie wykonują swoją pracę oprawcy i kaci.

            Wracając jednak do wcześniej wspomnianej tezy o wielości antynomii, trzeba uwzględnić jeszcze inne podziały. Weźmy, na przykład, owe dwa tak różniące się klany, które czasem nie bardzo się lubią, chociaż nawzajem są sobie potrzebne – „śmiertelników” [pojęcie zapożyczone

od Kurta Vonneguta] i artystów. Chociaż, jak się wydaje, poetka zwraca się przede wszystkim

do „śmiertelników”, na chwilę zatrzymajmy się przy artystach, bo ten klan również nie jest monolitem. Mamy tu bowiem zarówno buntowników [przedstawiciele tej grupy wydają się najciekawsi, najwięcej wnoszą świeżego oddechu do literatury, nawet jeśli się z ich oglądem rzeczywistości nie zawsze zgadzamy], jak i pogodzonych, spolegliwych, a także – bo tacy również się zdarzają – użytecznych, manipulujących świadomością czytelnika w celach niekoniecznie artystycznych. Białowąs powiada o tych ostatnich – „usłużni pisarze”.

            Jeśli się bliżej przyjrzeć drugiej grupie – spolegliwych i „usłużnych ” – ciągle zbyt licznej [być może dlatego w świadomości społecznej literatura straciła głos i znaczący wpływ na bieg wydarzeń] można zauważyć, że jej spoiwem jest skłonność do odwracania spojrzenia od spraw istotnych, unikanie tematów kontrowersyjnych, by nikomu się nie narazić, nie powiedzieć czegoś, co spotkałoby się z niechęcią środowiska czy wręcz politycznym napiętnowaniem. Należałoby

z tego wnosić, że spuścizna po Polsce Ludowej, jaką była niegdyś instytucjonalna cenzura, w jakimś stopniu przetrwała, tylko przepoczwarzyła się w poprawność polityczną.

            Na tym tle – Barbara Białowąs znacząco się wyróżnia. Nie tworzy mglistych i bezpiecznych metafor, za którymi czai się czasem prawda. Ona ją wydobywa na powierzchnię.

            Nie bawi się słowami, by tworzyć „przestrzenie” liryczne – ona ich używa, aby obnażać rzeczywistość. Niczym chirurg podczas operacji, mocnymi cięciami atakuje ją i próbuje uleczyć.

            Mamy dziś przedstawicieli

            całkiem przeciwstawnych racji,

            tych dbających o korzenie,

            godność naszą i tożsamość

            oraz zdolnych wizażystów,

            przedsiębiorczych i z tupetem,

            sprawnych w manipulacji […]

                                       [„Wyższe racje”]

           Jej poezja jest bezpretensjonalna i szczera, dlatego bywa przejmująca. Odnajdujemy w niej próbę wskazania alternatywy dla upudrowanej rzeczywistości, w której dla wielu miarą wartości człowieka stała się wysokość konta bankowego, pytanie „być czy mieć?” – bezzasadne, ponieważ egzystencję sprowadzili do posiadania. Przecież swoją skłonność do mordu, ucywilizowany drapieżnik może dzisiaj zaspokajać surogatami – materialnymi zdobyczami.

            Poetka zdaje sobie z tego sprawę i nie szczędzi gorzkich słów prawdy tym, którzy nie tylko odwołują się do owych prymitywnych instynktów, lecz wręcz pielęgnują je pracowicie, troskliwie podpowiadają: co masz myśleć, kogo opluć,/z kim się zbratać [„Polskie elity”].                                           

            Barbara Białowąs nawołuje do zmiany postaw. Zanurza się w chaosie naszego pseudo bytu, szuka porzuconych wartości uniwersalnych i niczym cierpliwy rybak wyławia te najistotniejsze. Czasem sięga do historii i tam odnajduje zagubione znaczenia podstawowych pojęć, przygląda się im ze współczesnej perspektywy, by na nowo zdefiniować. Znając siłę doświadczenia historycznego, przestrzega przed niepamięcią.

            […] Kiedy pamięć śpi – nie sięgasz

            w głąb swojego sumienia, […]

                                      [„Kiedy pamięć śpi”]

            Niewykluczone, że lektura tych wierszy u niejednego czytelnika wywoła coś w rodzaju „swędzenia sumienia”, chociaż poetka nieco przewrotnie – może się to wydawać bardziej prowokacją, niż osobistym przekonaniem – twierdzi, że ono wyszło już z mody [„Sceny”]. Może nie jest to sytuacja komfortowa, gdy uświadamiamy sobie, że czegoś zaniechaliśmy, o czymś istotnym zapominamy – lecz jej chyba właśnie chodzi o wywołanie takiej reakcji. Poetka pragnie nas obudzić ze zbiorowej narkozy – dawkowanej umiejętnie i skutecznie – w jakiej pogrążyliśmy się na wiele lat. Zamknięci w kręgu codziennych rytuałów i zdezorientowani w nieprzerwanym ataku elektronicznych mediów. Nieświadomi, że chaos informacji, manipulacji, reklam…, spycha nas w inną, wirtualną rzeczywistość, w której tracimy orientację, instynkt samozachowawczy i stajemy się konsumentami życia, niewolnikami własnych ambicji i … korporacji.  

            […] Oczy zaczynają widzieć to,

            co wsączane jest w uszy

            i budzą się iluzje oraz fałsze […]

                             [„Wieża Babel”]

           W zderzeniu z coraz powszechniejszym cynizmem, spojrzenie na świat Barbary Białowąs wydaje się nieskalanie czyste, niczym małego dziecka, co tłumaczy takie oto zdziwienia:

            Jak jest z tym obrazem świata?

            Czy jest rzeczywisty,

            skoro taki różny,

            że każdy widzi co innego,

            patrząc na to samo? […]

                                    [„Jak to jest?”]

            Tomik Barbary Białowąs „Przywoływanie pamięci” składa się z czterech rozdziałów. Dwa pierwsze: „Kiedy pamięć śpi” i „Bez rozeznania” nasycone są gorzkimi refleksjami o kondycji zagubionego we współczesności człowieka, któremu odebrano wartości i pozbawiono autorytetów. Autorka namawia, byśmy przyjrzeli się sobie i rzeczywistości, odzyskali znaczenia słów i własną drogę – podpowiadając, że łatwiej nam będzie to uczynić, gdy odwołamy się do pamięci i historii.

            Trzeci i czwarty rozdział [„W otwartym oknie”, „Życie kiełkuje”] stanowią swoisty kontrapunkt dla poprzednich. Niczym szeroko otwarte okno odsłaniają perspektywę i przynoszą ukojenie [tę część tomiku otwiera poruszająca modlitwa „Ojcze nasz”], które odnajdujemy nie tylko w obrazach z dzieciństwa, gdzie wszystko było swojskie i kochane […] na swoim miejscu i w porę/ dzielenie się z potrzebującymi/ ręce do pomocy skore, lecz i w teraźniejszości, gdy hejnał z Wieży Mariackiej oznajmia, że jesteśmy u siebie, tradycją i wiekami zrośnięci […] i ci sami opiekują się święci. I w przyrodzie możemy się odbudować, zaszyć się w przepastnych trawach kozieradki/ nawąchać się, rozmarzyć, rozgościć.

            Owo ukojenie przynosi także świadomość więzi, którą zapewnia pamięć i która łącząc przeszłość z teraźniejszością – prowadzi nas w przyszłość. Poetka mówi również o wrastaniu w miejsca, takie jak, na przykład, Kobyłka, gdzie rodzili się odważni ludzie, którzy mężnie bronili Ojczyzny. Mówi wreszcie o układaniu własnej drogi – właśnie poprzez wysnuwanie wniosków z przeszłości. Zawieszona między minionym i nie zaistniałym, wierzy, że choć źródłem szczęścia może być odnalezienie siebie, zasmakowanie wolności, miłości etc., to właśnie nic innego, tylko działanie na rzecz wspólnoty może zmienić w poemat własne istnienie.       

            Ostatni tomik Barbary Białowąs jest szczególny. Niejednoznacznemu światu antynomii poetka przeciwstawia stworzoną przez siebie rzeczywistość, w której nie ma miejsca na relatywizm moralny, odcienie szarości, gierki intelektualne, nieprzejrzystość intencji i niejasne „znaczenia między słowne”. Jej wizja opiera się na wartościach podstawowych i na nich próbuje stworzyć – niczym dom na mocnych fundamentach – to, czego tak bardzo nam wobec dzisiejszych zagrożeń brakuje, czyli perspektywę dla siebie, wspólnoty i Ojczyzny.

            Życie to żywioł przeciwieństw.

            Nie tylko to, co widzimy istnieje.

            Niewidzialne przez szczeliny się wdziera,

            zmieniając cichcem dziejów koleje. […]

                                                 [„Życie kiełkuje”]

            Jest więc w tym także i sprzeciw przed pozbawianiem człowieka jego duchowości i spychaniem go w stronę jaskiń.

__________________

Barbara Białowąs – „Przywoływanie pamięci”, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2016

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko