Wacław Holewiński
Mebluję głowę książkami
Spacerniak. Lubelski spacerniak
Według Słownika Języka Polskiego „spacerniak” to „dziedziniec więzienny, przeznaczony do spacerów więźniów”. Ale przecież – choć książka Nowaka w dużej części poświęcona jest pracy, która często skutkowała aresztem – jej autor „rozkoszy” więziennych wędrówek nie zakosztował. Więc skąd ten tytuł? Tym spacerniakiem stał się Lublin, miasto w którym żyje od kilkudziesięciu lat, po którym spaceruje, zagląda w znajome miejsca, odwiedza ludzi, którzy przenoszą pamięć o tym, co było? A może jednak „spacerniak” jakoś mu się kojarzy z podziemną robotą, ryzykiem, przesłuchaniami, drukarzami, agentami, Służbą Bezpieczeństwa?
„Gdy jako młody chłopak jechałem do Lublina z poznańskiej wsi, nie miałem pojęcia, że na tak długo tu zostanę. Jechałem zdawać na studia, i to jakiekolwiek, aby uniknąć grożącego mi wojska. KUL wybrałem w przekonaniu, że to kościelna szkółka, na którą łatwiej będzie mi się dostać – bo miałem za sobą rok przerwy, w czasie którego pracowałem jako kierownik mieszalni pasz.” Czytając to długie zdanie roześmiałem się. Znam autora „Spacernika” od wielu lat. Wysoki, przystojny mężczyzna, bez wątpienia typ intelektualisty, wydawca, autor iluś książek – i ta mieszalnia pasz. To ładny obrazek, ale… kompletnie nieprawdziwy. Nie w tym życiu.
Bernard ułożył dziwną książkę. Książkę krótkich obrazków zatytułowanych „My Lublin” (136 stron), które natychmiast przywołują najlepsze opowiadania Marka Nowakowskiego; dłuższe relacje „O Lublinie raz jeszcze” (63 strony), „na zamówienie” Teatru NN, Ewy Peciak – pomieścił też w tej części „Historię jednej fotografii” – pasjonujące śledztwo dotyczące najsłynniejszego chyba zdjęcia „funkcjonariuszy MO” przed gmachem Komendy Głównej w Lublinie z 15 sierpnia 1944 roku; dalej „Rozmowy i wywiady” (39 stron) i wreszcie „Drobiazgi i okruchy” (25 stron), a w nich między innymi świetny „List otwarty do Radnych Miasta Lublin”, w którym kontestuje decyzję radnych nadających honorowe obywatelstwo miasta Ricie Gombrowicz.
Jednym słowem – to lubelski Nowak. Autobiograficzny? Tak, bez wątpienia. Nawet jeśli czasami zahacza o wcześniejszy okres swego życia, o wyjazdy, o rosyjskie albo poznańsko-niemieckie sentymenty, to i tak ma to odniesienie do miejsca, które wybrał (albo które go wybrało), nie, nie do mieszkania, do swojej aktywności życiowej.
Nie będę ukrywał, lubię pisanie Bernarda. Więc najbliższa jest mi ta pierwsza część książki. To, co z życia przerobił na literaturę. Stroniczka, dwie, trzy, jakaś migawka, knajpa, złożenie kwiatów 3 maja u stóp pomnika, awantura w autobusie, drukowanie podziemnego biuletynu, jakieś pocałunki w parku i ORMOwiec (kto dziś o nich pamięta?), obrazek ze stancji, arabski przyjaciel z okresu studiów i na koniec dobra, zaskakująca puenta. Jednozdaniowa. Przewracająca całe opowiadanie, dająca do myślenia.
Są tam dziewczyny (wcale nie mało), uczucia („Nie interesuje mnie twoja pisanina, interesujesz mnie ty” – Nowak, dlaczego mnie żadna kobieta nie składała takich deklaracji?), są „poważne” zdania czy raczej zadania, za które groziło kilka lat więzienia (ten spacerniak!), bar mleczy z niezapłaconym daniem, są dziesiątki postaci, ładnych, szlachetnych, odważnych, ale też szubrawców bez sumienia, „denaturowych” pijaków, jest autentyk z wierszami Borowskiego w „KLamenie” (kto pamięta o tym piśmie?), jest niezwykły, prywatny koncert Janusza Olejniczaka w stanie wojennym i jest Lublin. Miasto, które dało mu literacką nagrodę, a któremu – niewdzięcznik – nie odpłaca miłością. To miasto Nowaka jest i nie jest jego. Co radzi młodym z Lublina? Uciekać. Zdobywać inne lądy, miejsca. Sławić je, dawać o nim świadectwo, ale się w nim nie zatrzymywać, nie kostnieć, nie osiadać. Bo? No właśnie, bo? Bo to mały grajdoł (patrzę do Wikipedii – 335 tysięcy mieszkańców), bo ludzie, którzy (miasto dwóch Uniwersytetów) się zatrzymali w swoich poszukiwaniach, osiedli, wżenili się w nie. Ci ambitni wybrali zagranicę, Warszawę, inne dynamiczne ośrodki. Ale pewnie gdybym zadał (zadam, zrobię to na pewno!) pytanie, czy to jego miasto, pewnie kiwnie głową. A może odpowie, że i jego, i nie jego?
Bernard Nowak – Spacerniak, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich & Wydawnictwo test, Lublin 2017, str. 268.