Andrzej Wołosewicz
„Andrzej” – książka o Andrzeju Waśkiewiczu
W minionym tygodniu, we środę 14 lutego mieliśmy okazję porozmawiać o książce „Andrzej”, którą zawdzięczamy żonie Andrzeja, Annie Sobeckiej. To pani Anna ją opracowała, zmobilizowała autorów, skomponowała całość tej bardzo interesującej pozycji. Jej podtytuł brzmi: „Andrzej K. Waśkiewicz we wspomnieniach”. Rozmowa odbyła się w warszawskim Domu Literatury w siedzibie Związku Literatów Polskich, którego Andrzej Waśkiewicz był członkiem, a przez lata także przewodniczącym komisji kwalifikacyjnej naszego Związku.
Książka ma bardzo dobry tytuł wcale nie dlatego, że mam ma imię tak samo jak jej bohater. Na tytuł zwracam uwagę dlatego, że często z nimi zbyt kombinujemy, a tutaj pani Anna zrobiła rzecz najprostszą i chyba najpiękniejszą tytułując rzecz poświęconą mężowi po prostu jego imieniem. I druga ważna sprawa. Byliśmy na tym spotkaniu w gronie osób, które znały i pamiętają Andrzeja Waśkiewicza. Sam się szczycę, że do niego należę.
Jednak pamiętać, pisać, wspominać, odwoływać się do dorobku Waśkiewicza – to wszystko jest pamięcią ważną, ale ulotną niezalenie jak ważną dla każdego z nas osobiście. Natomiast w momencie, gdy ktoś nas opuszcza jak stało się w 2012 roku, gdy Andrzej odszedł, szczególnej wagi nabiera to, ile z tych wszystkich pamięci: zawodowych, literackich, serdecznych i prywatnych stanie się PAMIĘCIĄ UZEWNĘTRZNIONĄ. I w wypadku Andrzeja Waśkiewicza tak właśnie się stało dzięki żonie Annie Sobeckiej, za co należy się jej głęboki ukłon, bo każda Uzewnętrzniona Pamięć o Wielkich naszego życia literackiego jest bezcenna. Zanim powiem więcej o książce, pozwolę przypomnieć drugą obok Anny Sobeckiej osobę, która nad Pamięcią Uzewnętrznioną o Andrzeju pracuje od lat. Myślę tu o Eugeniuszu Kurzawie. Gienku, pamiętamy, że to Ty tutaj, w tej Sali przygotowałeś nam duży pokaz po śmierci Andrzeja poświęcony jego wyprawie śladami życia w Twoim i Ani towarzystwie: wspomnienia, zdjęcia, opowieść, pamiętamy to. Zatem, proszę Państwa, kiedy mówimy, kiedy myślimy o Andrzeju Waśkiewiczu drugi ukłon należy się, nieobecnemu dzisiaj, ale będącemu z nami sercem i duszą, Eugeniuszowi Kurzawie.
Teraz już o książce. Andrzej Waśkiewicz we wspomnieniach. Te wspomnienia Anna Sobecka ułożyła w 4 rozdziały: „Świat literatury”, „W kręgu przyjaciół i znajomych”, „Prywatnie”, „Dedykacje”. „Świat literatury” to teksty 7 autorów, którzy przypominają – jak Leszek Żuliński w tekście otwierającym książkę zatytułowanym „Andrzej Waśkiewicz – twórca i stwórca” – że credo Andrzeja było niesłychanie poważne i ważne, cytuję: „Waśkiewicza nigdy nie interesowały zjawiska epigońskie, lecz wyłącznie awangardowe. On posiadał jasną filozofię krytyczną: tylko oryginalność twórcza liczy się w sztuce,” Nie chciał tracić czasu na pogoń za słowem, które już się powycierało na literackich traktach. Chciał wnikliwie obserwować mechanizmy postępu literackiego”. Przypomnijmy w tym miejscu, że zaczynał swoją przygodę od Pierwszej Awangardy, od Peipera i Przybosia i chyba do dziś pozostał jednym z kilku – policzalnych na palcach jednej ręki – tak wybitnych znawców tematu.. Część pierwsza książki jest analityczna, ale okraszana wierszami Andrzeja. Chciałbym przytoczyć jeden z nich powtarzany przez wielu autorów:
noc; światło
umierających gwiazd skapuje
na mokry beton; jutro
ma być wichura; czy mógłbyś zaręczyć
że będzie jutro?
Mam nadzieję, że dzięki tej książce jutro dla Andrzeja, dla jego twórczości w naszej Pamięci Uzewnętrznionej dopiero się zaczyna. Tym bardziej, że autorzy piszą (zacytuję jeszcze z tego rozdziału Franciszka Apanowicza): „Nie jestem znawcą poezji Waśkiewicza, na jego wiersze trafiłem kiedyś przypadkowo, czytałem je con amore, jak wiersze Tadeusza Różewicza, Stanisława Grochowiaka, Wisławy Szymborskiej. Potem miałem szczęście poznać Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza osobiście. Wtedy przeczytałem jego niektóre teksty krytycznoliterackie – to była świetna szkoła myślenia o literaturze.”
I jeszcze jeden cytat z Apanowicza, który przytaczam, ab zejść z poziomu okrągłych ogólników na poziom konkretów, które – jak sądzę – najlepiej charakteryzują Andrzeja: „Andrzej Waśkiewicz bezpośrednio zetknął się z jednym poetą rosyjskim, który łączył w sobie los emigranta i więźnia łagrów, Piotrem Kotowem, przybyłym do Polski, wraz z żoną Anną, polską zesłanką, i dwiema córkami, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, a następnie zatrudnionym na Uniwersytecie Gdańskim jako wykładowca języka rosyjskiego. Wspierał jego talent poetycki i pomagał w publikacji jego wierszy i wspomnień obozowych, a nawet komentował i popularyzował jego twórczość. W tym również, podobnie jak w przypadku wielu młodych poetów, ujawniła się jego troskliwość o każdą iskierkę prawdziwego talentu, której nie chciał pozwolić zgasnąć i dla podtrzymania której nie żałował własnego czasu i sił.”
I o tej konkretności Andrzeja kolejne przytoczenie, z rozdziału drugiego z tekstu Jacka Biesiady z Instytutu Badań Literackich PAN z Pracowni Bibliografii Bieżącej: „Autor „Debiutów poetyckich” nie był przypadkowym użytkownikiem naszej bibliografii, był znakomitym jej odbiorcą, umiejącym z lektury jej kolejnych tomów wyciągać wnioski. W recenzji dwóch roczników – 1984 i 1985, zamieszczonej w Wiadomościach Kulturalnych” (1994 nr 7) napisał m.in. „ Nie są to zapewne książki do czytania. Raczej – niezbędny przewodnik dla polonistów, badaczy zainteresowanych recepcją literatur obcych, także w wybranym zakresie – teatrologów i filmoznawców. A jednak przeglądane systematycznie zasługują na odmienne nieco traktowanie jako rodzaj kroniki kulturalnej. Dyskusje literackie, konkursy i cały system stymulowania rozwoju literatury, życie literackie w poszczególnych ośrodkach w kraju i za granicą, czasopiśmiennictwo. Także – pojawianie się nowych autorów, fluktuacja popularności autorów obecnych na rynku, powstawanie i zamieranie kultu (…)”. Niewielu tak umie czytać polską Bibliografię Literacką.”
W rozdziale „W kręgu przyjaciół i znajomych” wypowiada się 61 autorów, rozdział „Prywatnie” to 11 serdecznych wspomnień a zamykające książkę „Dedykacje” to 40 wierszy. Książka „Andrzej” jest nadto bogato ilustrowana ponad 80 fotografiami z życia literackiego Andrzeja.
Zbierzmy to: kilkudziesięciu (niemal stu) autorów piszących o Andrzeju, jego twórczości i działalności (sto kilkadziesiąt tekstów!), piszących z własnej potrzeby, bo są w tej książce teksty i sprzed 2012 roku a więc omawiające dokonania twórcy wtedy jeszcze czynnego oraz teksty pisane z potrzeby serca na wieść o śmierci poety, a także wspomnienia powstałe zupełnie ostatnio, datowane na 2017 rok. Mówię o tym, aby zobrazować coś pięknego, czego nie umiem inaczej określić, nazwać jak to, że Andrzej jakby rozlewał swą osobę i osobowość w wielu z nas, jakby rozlewał się w nasze dusze i myśli. Ta jego rozlewność jest imponująca, gdy spojrzeć na wielu naszych przyjaciół, pokoleniowych rówieśników Andrzeja, których już nie ma i gdy spojrzeć na nas samych, jeszcze żyjących – idę o zakład, że nikt szerzej niż Andrzej wśród ludzi ze swoją twórczością się nie rozlał (pozostanę przy tym obrazowaniu) i długo nie rozleje. Myślę, że to było jedną z dobrych przyczyn zamierzenia Anny Sobeckiej, które się nam ziściło w postaci książki.
Rozdział „W kręgu przyjaciół i znajomych”. To, że wspominamy Andrzeja nie jest przypadkiem, nie może być przypadkiem wspominanie kogoś, kto cały zanurzony w literaturze nie gubił jednak z oczu człowieka. Oto jak wspomina to Henryka Dobosz-Kinaszewska: „(..) moją pamięć opanował taki oto obraz: jest 14 lub 15 grudnia 1981 roku, skradam się do mojego mieszkania w bloku przy ulicy Pilotów, nie zapalając światła na schodach, nagle dostrzegam dochodząc do drzwi, wbitą w kąt klatki schodowej postać Andrzeja. Przyszedł piechotą z Moreny i czeka cierpliwie od dwóch godzin, żeby się dowiedzieć, co dzieje się ze mną i dzieckiem, ponieważ wiedział, że mój mąż jako dziennikarz telewizji zaangażował się po stronie Solidarności i przypuszczał, że mógł zostać internowany.”
Są w tej książce – i to już przedostatnie moje spostrzeżenie – miejsca szczególne niezależnie od podziału na wymienione już rozdziały. Należą do nich teksty Eugeniusza Kurzawy i najbliższych z rodziny Andrzeja. Ale ich lekturę – właśnie dlatego, że są szczególne – zostawiam już czytelnikom. Pozwolę sobie tylko na jeden cytat: „Pamiętam też jak Tata zamykał się w swojej literackiej wieży z kości słoniowej – w Pracowni. Jak to zwykle bywało w tamtych czasach, na ograniczonym metrażu, pokój był wielofunkcyjny. W zależności od potrzeb służył jako odświętna jadalnia, salon i biblioteka. W zimowe święta w rogu pyszniła się choinka, zawsze żywa i pachnąca lasem. Ale kiedy Tata zasiadał do maszyny do pisania, Pracownia stawała się jego wyłączną domeną. Z dzieciństwa pamiętam grubą, niemal dotykalną zasłonę gęstego papierosowego dymu, który zasnuwał Pracownię. W głębi pokoju majaczył wtedy cień Taty, pochylonego nad biurkiem, stukającego w klawisze. Na fotelach, na kanapie, na stoliku kawowym, na biurku i każdej innej dostępnej przestrzeni rozścielone były papiery i książki, z których w danej chwili Tata korzystał. Archipelagi słów, zapisanych przez innych, z których Tata czerpał w swojej pracy.” To córka Olena Waśkiewicz. Tak, to pięknie powiedziane, Andrzej, także w tej książce, jawi mi się jak Książę na Archipelagu Słów.
Tak wspominała go, też już nieżyjąca Eugenia „Żenia” Pawłowska: „A On był – jak sam napisał w wierszu – dzieckiem szczęścia. Właściwie cudownym dzieckiem, zważywszy to skąd startował i do czego w życiu doszedł. Chłopak wychowywany przez mamę, tułający się z nią po zapadłych dziurach Ziem Odzyskanych, absolwent technikum rolniczego pisze w wieku dwudziestu kilku lat świetny esej o Białoszewskim. Wcześnie debiutuje, drukuje książki i artykuły w prasie warszawskiej. Dopiero później zrobił studia. A przecież u schyłku życia wiedzę miał profesorską.”
Lapidarny, krótki i piękny życiorys o temperaturze zbliżonej do słów Andrzeja o sobie z następującego wiersza:
po wypalonych schodach wypalonego domu
wchodzi chłopiec
i tak idzie
lata mijają a on idzie
i za nim
snuje się dym i nie rozprasza się i schody
ciągną się
nieskończone
i tak idzie ten chłopiec po wypalonych schodach
wypalonego domu
idzie i idzie
Idzie i idzie i zapisuje, można by podsumować życie Andrzeja, życie literaturą i wśród literatury, ale z pamięcią o tym, że jest ona dla człowieka i robią ją ludzie. Ludzie odchodzą a zapis zostaje – to znów fraza z Gienka Kurzawy.
Powiedziałem na początku, że ta książka jest poruszającym aktem Pamięci Uzewnętrznionej. Ale to nie wszystko. Dla tych, którzy jej lekturę mają jeszcze przed sobą, chcę powiedzieć: spójrzcie na „Andrzeja” jako na OTWRACIE, jako na bardzo dobry fundament do czytania i badania Andrzeja Waśkiewicza jako poety, krytyka, literaturoznawcy. Bo choć twórczość Jego już się zamknęła to – mam nadzieję – jej inspirująca rola, także dzięki tej książce, dopiero się otwiera. Czego sobie i wszystkim życzę.
„Andrzej”, zebrała i opracował Anna Sobecka, Gdańsk 2017
Andrzej Wołosewicz
„Andrzej” – książka o Andrzeju Waśkiewiczu
W minionym tygodniu, we środę 14 lutego mieliśmy okazję porozmawiać o książce „Andrzej”, którą zawdzięczamy żonie Andrzeja, Annie Sobeckiej. To pani Anna ją opracowała, zmobilizowała autorów, skomponowała całość tej bardzo interesującej pozycji. Jej podtytuł brzmi: „Andrzej K. Waśkiewicz we wspomnieniach”. Rozmowa odbyła się w warszawskim Domu Literatury w siedzibie Związku Literatów Polskich, którego Andrzej Waśkiewicz był członkiem, a przez lata także przewodniczącym komisji kwalifikacyjnej naszego Związku.
Książka ma bardzo dobry tytuł wcale nie dlatego, że mam ma imię tak samo jak jej bohater. Na tytuł zwracam uwagę dlatego, że często z nimi zbyt kombinujemy, a tutaj pani Anna zrobiła rzecz najprostszą i chyba najpiękniejszą tytułując rzecz poświęconą mężowi po prostu jego imieniem. I druga ważna sprawa. Byliśmy na tym spotkaniu w gronie osób, które znały i pamiętają Andrzeja Waśkiewicza. Sam się szczycę, że do niego należę.
Jednak pamiętać, pisać, wspominać, odwoływać się do dorobku Waśkiewicza – to wszystko jest pamięcią ważną, ale ulotną niezalenie jak ważną dla każdego z nas osobiście. Natomiast w momencie, gdy ktoś nas opuszcza jak stało się w 2012 roku, gdy Andrzej odszedł, szczególnej wagi nabiera to, ile z tych wszystkich pamięci: zawodowych, literackich, serdecznych i prywatnych stanie się PAMIĘCIĄ UZEWNĘTRZNIONĄ. I w wypadku Andrzeja Waśkiewicza tak właśnie się stało dzięki żonie Annie Sobeckiej, za co należy się jej głęboki ukłon, bo każda Uzewnętrzniona Pamięć o Wielkich naszego życia literackiego jest bezcenna. Zanim powiem więcej o książce, pozwolę przypomnieć drugą obok Anny Sobeckiej osobę, która nad Pamięcią Uzewnętrznioną o Andrzeju pracuje od lat. Myślę tu o Eugeniuszu Kurzawie. Gienku, pamiętamy, że to Ty tutaj, w tej Sali przygotowałeś nam duży pokaz po śmierci Andrzeja poświęcony jego wyprawie śladami życia w Twoim i Ani towarzystwie: wspomnienia, zdjęcia, opowieść, pamiętamy to. Zatem, proszę Państwa, kiedy mówimy, kiedy myślimy o Andrzeju Waśkiewiczu drugi ukłon należy się, nieobecnemu dzisiaj, ale będącemu z nami sercem i duszą, Eugeniuszowi Kurzawie.
Teraz już o książce. Andrzej Waśkiewicz we wspomnieniach. Te wspomnienia Anna Sobecka ułożyła w 4 rozdziały: „Świat literatury”, „W kręgu przyjaciół i znajomych”, „Prywatnie”, „Dedykacje”. „Świat literatury” to teksty 7 autorów, którzy przypominają – jak Leszek Żuliński w tekście otwierającym książkę zatytułowanym „Andrzej Waśkiewicz – twórca i stwórca” – że credo Andrzeja było niesłychanie poważne i ważne, cytuję: „Waśkiewicza nigdy nie interesowały zjawiska epigońskie, lecz wyłącznie awangardowe. On posiadał jasną filozofię krytyczną: tylko oryginalność twórcza liczy się w sztuce,” Nie chciał tracić czasu na pogoń za słowem, które już się powycierało na literackich traktach. Chciał wnikliwie obserwować mechanizmy postępu literackiego”. Przypomnijmy w tym miejscu, że zaczynał swoją przygodę od Pierwszej Awangardy, od Peipera i Przybosia i chyba do dziś pozostał jednym z kilku – policzalnych na palcach jednej ręki – tak wybitnych znawców tematu.. Część pierwsza książki jest analityczna, ale okraszana wierszami Andrzeja. Chciałbym przytoczyć jeden z nich powtarzany przez wielu autorów:
noc; światło
umierających gwiazd skapuje
na mokry beton; jutro
ma być wichura; czy mógłbyś zaręczyć
że będzie jutro?
Mam nadzieję, że dzięki tej książce jutro dla Andrzeja, dla jego twórczości w naszej Pamięci Uzewnętrznionej dopiero się zaczyna. Tym bardziej, że autorzy piszą (zacytuję jeszcze z tego rozdziału Franciszka Apanowicza): „Nie jestem znawcą poezji Waśkiewicza, na jego wiersze trafiłem kiedyś przypadkowo, czytałem je con amore, jak wiersze Tadeusza Różewicza, Stanisława Grochowiaka, Wisławy Szymborskiej. Potem miałem szczęście poznać Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza osobiście. Wtedy przeczytałem jego niektóre teksty krytycznoliterackie – to była świetna szkoła myślenia o literaturze.”
I jeszcze jeden cytat z Apanowicza, który przytaczam, ab zejść z poziomu okrągłych ogólników na poziom konkretów, które – jak sądzę – najlepiej charakteryzują Andrzeja: „Andrzej Waśkiewicz bezpośrednio zetknął się z jednym poetą rosyjskim, który łączył w sobie los emigranta i więźnia łagrów, Piotrem Kotowem, przybyłym do Polski, wraz z żoną Anną, polską zesłanką, i dwiema córkami, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, a następnie zatrudnionym na Uniwersytecie Gdańskim jako wykładowca języka rosyjskiego. Wspierał jego talent poetycki i pomagał w publikacji jego wierszy i wspomnień obozowych, a nawet komentował i popularyzował jego twórczość. W tym również, podobnie jak w przypadku wielu młodych poetów, ujawniła się jego troskliwość o każdą iskierkę prawdziwego talentu, której nie chciał pozwolić zgasnąć i dla podtrzymania której nie żałował własnego czasu i sił.”
I o tej konkretności Andrzeja kolejne przytoczenie, z rozdziału drugiego z tekstu Jacka Biesiady z Instytutu Badań Literackich PAN z Pracowni Bibliografii Bieżącej: „Autor „Debiutów poetyckich” nie był przypadkowym użytkownikiem naszej bibliografii, był znakomitym jej odbiorcą, umiejącym z lektury jej kolejnych tomów wyciągać wnioski. W recenzji dwóch roczników – 1984 i 1985, zamieszczonej w Wiadomościach Kulturalnych” (1994 nr 7) napisał m.in. „ Nie są to zapewne książki do czytania. Raczej – niezbędny przewodnik dla polonistów, badaczy zainteresowanych recepcją literatur obcych, także w wybranym zakresie – teatrologów i filmoznawców. A jednak przeglądane systematycznie zasługują na odmienne nieco traktowanie jako rodzaj kroniki kulturalnej. Dyskusje literackie, konkursy i cały system stymulowania rozwoju literatury, życie literackie w poszczególnych ośrodkach w kraju i za granicą, czasopiśmiennictwo. Także – pojawianie się nowych autorów, fluktuacja popularności autorów obecnych na rynku, powstawanie i zamieranie kultu (…)”. Niewielu tak umie czytać polską Bibliografię Literacką.”
W rozdziale „W kręgu przyjaciół i znajomych” wypowiada się 61 autorów, rozdział „Prywatnie” to 11 serdecznych wspomnień a zamykające książkę „Dedykacje” to 40 wierszy. Książka „Andrzej” jest nadto bogato ilustrowana ponad 80 fotografiami z życia literackiego Andrzeja.
Zbierzmy to: kilkudziesięciu (niemal stu) autorów piszących o Andrzeju, jego twórczości i działalności (sto kilkadziesiąt tekstów!), piszących z własnej potrzeby, bo są w tej książce teksty i sprzed 2012 roku a więc omawiające dokonania twórcy wtedy jeszcze czynnego oraz teksty pisane z potrzeby serca na wieść o śmierci poety, a także wspomnienia powstałe zupełnie ostatnio, datowane na 2017 rok. Mówię o tym, aby zobrazować coś pięknego, czego nie umiem inaczej określić, nazwać jak to, że Andrzej jakby rozlewał swą osobę i osobowość w wielu z nas, jakby rozlewał się w nasze dusze i myśli. Ta jego rozlewność jest imponująca, gdy spojrzeć na wielu naszych przyjaciół, pokoleniowych rówieśników Andrzeja, których już nie ma i gdy spojrzeć na nas samych, jeszcze żyjących – idę o zakład, że nikt szerzej niż Andrzej wśród ludzi ze swoją twórczością się nie rozlał (pozostanę przy tym obrazowaniu) i długo nie rozleje. Myślę, że to było jedną z dobrych przyczyn zamierzenia Anny Sobeckiej, które się nam ziściło w postaci książki.
Rozdział „W kręgu przyjaciół i znajomych”. To, że wspominamy Andrzeja nie jest przypadkiem, nie może być przypadkiem wspominanie kogoś, kto cały zanurzony w literaturze nie gubił jednak z oczu człowieka. Oto jak wspomina to Henryka Dobosz-Kinaszewska: „(..) moją pamięć opanował taki oto obraz: jest 14 lub 15 grudnia 1981 roku, skradam się do mojego mieszkania w bloku przy ulicy Pilotów, nie zapalając światła na schodach, nagle dostrzegam dochodząc do drzwi, wbitą w kąt klatki schodowej postać Andrzeja. Przyszedł piechotą z Moreny i czeka cierpliwie od dwóch godzin, żeby się dowiedzieć, co dzieje się ze mną i dzieckiem, ponieważ wiedział, że mój mąż jako dziennikarz telewizji zaangażował się po stronie Solidarności i przypuszczał, że mógł zostać internowany.”
Są w tej książce – i to już przedostatnie moje spostrzeżenie – miejsca szczególne niezależnie od podziału na wymienione już rozdziały. Należą do nich teksty Eugeniusza Kurzawy i najbliższych z rodziny Andrzeja. Ale ich lekturę – właśnie dlatego, że są szczególne – zostawiam już czytelnikom. Pozwolę sobie tylko na jeden cytat: „Pamiętam też jak Tata zamykał się w swojej literackiej wieży z kości słoniowej – w Pracowni. Jak to zwykle bywało w tamtych czasach, na ograniczonym metrażu, pokój był wielofunkcyjny. W zależności od potrzeb służył jako odświętna jadalnia, salon i biblioteka. W zimowe święta w rogu pyszniła się choinka, zawsze żywa i pachnąca lasem. Ale kiedy Tata zasiadał do maszyny do pisania, Pracownia stawała się jego wyłączną domeną. Z dzieciństwa pamiętam grubą, niemal dotykalną zasłonę gęstego papierosowego dymu, który zasnuwał Pracownię. W głębi pokoju majaczył wtedy cień Taty, pochylonego nad biurkiem, stukającego w klawisze. Na fotelach, na kanapie, na stoliku kawowym, na biurku i każdej innej dostępnej przestrzeni rozścielone były papiery i książki, z których w danej chwili Tata korzystał. Archipelagi słów, zapisanych przez innych, z których Tata czerpał w swojej pracy.” To córka Olena Waśkiewicz. Tak, to pięknie powiedziane, Andrzej, także w tej książce, jawi mi się jak Książę na Archipelagu Słów.
Tak wspominała go, też już nieżyjąca Eugenia „Żenia” Pawłowska: „A On był – jak sam napisał w wierszu – dzieckiem szczęścia. Właściwie cudownym dzieckiem, zważywszy to skąd startował i do czego w życiu doszedł. Chłopak wychowywany przez mamę, tułający się z nią po zapadłych dziurach Ziem Odzyskanych, absolwent technikum rolniczego pisze w wieku dwudziestu kilku lat świetny esej o Białoszewskim. Wcześnie debiutuje, drukuje książki i artykuły w prasie warszawskiej. Dopiero później zrobił studia. A przecież u schyłku życia wiedzę miał profesorską.”
Lapidarny, krótki i piękny życiorys o temperaturze zbliżonej do słów Andrzeja o sobie z następującego wiersza:
po wypalonych schodach wypalonego domu
wchodzi chłopiec
i tak idzie
lata mijają a on idzie
i za nim
snuje się dym i nie rozprasza się i schody
ciągną się
nieskończone
i tak idzie ten chłopiec po wypalonych schodach
wypalonego domu
idzie i idzie
Idzie i idzie i zapisuje, można by podsumować życie Andrzeja, życie literaturą i wśród literatury, ale z pamięcią o tym, że jest ona dla człowieka i robią ją ludzie. Ludzie odchodzą a zapis zostaje – to znów fraza z Gienka Kurzawy.
Powiedziałem na początku, że ta książka jest poruszającym aktem Pamięci Uzewnętrznionej. Ale to nie wszystko. Dla tych, którzy jej lekturę mają jeszcze przed sobą, chcę powiedzieć: spójrzcie na „Andrzeja” jako na OTWRACIE, jako na bardzo dobry fundament do czytania i badania Andrzeja Waśkiewicza jako poety, krytyka, literaturoznawcy. Bo choć twórczość Jego już się zamknęła to – mam nadzieję – jej inspirująca rola, także dzięki tej książce, dopiero się otwiera. Czego sobie i wszystkim życzę.
„Andrzej”, zebrała i opracował Anna Sobecka, Gdańsk 2017