Wacław Holewiński
Szesnaście historii prawdziwie zmyślonych
Henryk Waniek ostatnio wydaje sporo książek. Nie wszystkie mi się podobają (a mam do Henryka stosunek specjalny, to u nas, w podziemnym Przedświcie, debiutował „Dziadami berlińskimi”), ale „Miasto niebieskich tramwajów” to książka więcej niż dobra.
W tomie, na który składa się szesnaście opowiadań, mamy to, co ludziom w pewnym wieku (do których sam się już zaliczam) przypaść do gustu musi na pewno: wspomnienie młodości.
Waniek oprowadza nas po Wrocławiu i innych dolnośląskich miejscowościach wczesnych lat sześćdziesiątych. I to cudowna podróż. Jakieś knajpy, ludzie, którzy je zapełniają, wspomnienia, być może zmyślone, kontaktów z Hłaską, Stachurą, podziemne tunele, pałace, które były, były na pewno, ale pamięć, a i ludzie je zatarli, jest pani Irmina i jej skarb, jest historia czeskich, polskich i sowieckich władz, które jednego dnia widziały tu Czechosłowację, a następnego Polskę.
To jedna część tej książki. Druga to zmyślenia. Wymyślne, przewrotne, surrealistyczne. Ale w nich też czuje się, że miejsce akcji, to miejsce Wańka, takie którego historię ukochał, uznał za własne. Admirałowie, książęta, panienka z majątkiem, bitwa pod Chemnitz, której… nie było.
Czyta się tę prozę, szukam dobrego określenia, z jakąś serdecznością, z uznaniem dla literackiego kunsztu autora i rodzajem zazdrości. Bo każdy z nas, tak się wydaje, mógłby takie historyjki wyciągnąć z zanadrza swojej pamięci, ale… ale tylko nielicznym się to udaje.
Henryk Waniek – Miasto niebieskich tramwajów, Wydawnictwo Forma, Szczecin 2017, str. 122.
Piotr Müldner-Nieckowski
Krzysztof Koehler: Palus sarmatica
Palus sarmatica to wedle autora z łacińska grzęzawisko sarmackie, w ostateczności sarmackie moczary, raczej nie błotko ani też (choć momentami mógłby być i on) pal, na który się nadziewa ludzi. Sarmacja to bujna, zróżnicowana i mająca nieogarniony wpływ na przyszłość historia przede wszystkim Polski i Polaków.
Krzysztof Koehler zaś to w sensie twórczym poeta, prozaik, dramaturg, filmowiec, specjalista literatury staropolskiej, a w sensie wykonawczym autor i redaktor związany ongiś z wydawanym w latach 1987-1999 słynnym bruLionem Roberta Tekielego, były dyrektor TVP Kultura, obecnie naukowiec, profesor UKSW i UJ, wicedyrektor Instytutu Książki. Człowiek wszechstronny, który wciąż zaskakuje jakąś nowością teoretyczną lub praktyczną.
Tym razem prowokuje książką, której zarówno forma, jak i treść odbiega od tego, co znamy. Na pierwszy rzut oka sylwa, zbiór tekstów felietonowych albo eseistycznych, a ściśle blogów pierwotnie publikowanych na stronach www.Palus-sarmatica.pl. Serwis ten, to, jak głosi nagłówek, „powstający na bieżąco słowniczek, rodzaj ‘hipertekstu sarmackiego’, gdzie mówi się w formie nie do końca naukowej o kulturze szlacheckiej od jej wymiaru politycznego czy religijnego, po kulturę materialną i obyczaje. Powstający w ten sposób zbiór tekstów, tytułowe sarmackie moczary, w zamierzeniu ma skupić wokół siebie środowisko osób zainteresowanych kulturą szlachecką i przyciągnąć tych, którzy dotychczas nie interesowali się polską historią i kulturą XVI i XVII wieku. Projekt realizowany jest we współpracy z Muzeum Historii Polski w Warszawie”.
Książka zbiera więc blogi i trochę je w stylu quasi-słownikowym przetwarza, a że dodatkowo jest opracowana jako dzieło typograficzne nawiązujące do druków z epoki odrodzenia – już na starcie skłania do przyjęcia nastroju z tamtej epoki, wczucia się w owe klimaty. Ale to nie jest zwykły zbiór podany kolejno według czasu lub alfabetu ani siłowo coś narzucający. Nie jest to też sylwa. Jak szybko zauważy czytelnik, tekst jest podporządkowany konsekwentnej idei, której głównym celem jest dotarcie do prawdy o epoce, jej strukturze i ludziach. Ma oś, na której nawija się ciasto literackiego sękacza. To jest rozpływająca się, ale i układająca się w miłe przejścia, i wciągająca (jak owe moczary) treściwa magma. W niej co zdanie to ciekawa informacja, sugestia, interesujące podejrzenie (czytaj: hipoteza), wymagająca namysłu czytelnika konkluzja, rozważanie głupstw zawartych w hipostazach, wreszcie pytanie, które powinniśmy sobie zadawać my czytelnicy albo które bezwzględnie stawia niezawisły autor. Czytelnik ma dużą dowolność interpretacji, ale niech nie będzie taki pewien siebie. Autor nie pozwala na myślenie nielogiczne, ani na erystykę w dyskusji z faktami. Przewiduje i punktuje tak zwane wyjątki, które rzekomo potwierdzają różne reguły, a które w związku z opisem mogą przyjść komuś do głowy.
Wszystko to bez wątpienia z perspektywy człowieka XXI wieku, czasem nawet na zasadzie porównania jakiegoś przejawu staropolszczyzny z jakimś przejawem nowoczesności i wyciągania wniosków z tego, czego nikt dotychczas nie brał pod uwagę.
Jest to rodzaj powieści (opowieści), której fabułę mniej więcej w jednej trzeciej czytania (nawet bez trzymania się narzucanej kolejności) zaczynamy rozpoznawać coraz dokładniej. Fabułę coraz bardziej klarowną. Coraz więcej wiemy o bohaterach, którzy nie są ani z brązu, ani z papieru, stają się bowiem prawdziwi. I nie tacy ze sztywnej lekcji historii.
I co najważniejsze: mimo że nie jest to księga formalnie naukowa, bo przeznaczona do przyjemnościowego czytania, to nie wątpię, że naukowo absolutnie ścisła, a więc wiarygodna. Do rozumienia. Do pojmowania tego, co dziś z sobą i ojczyzną robimy.
Krzysztof Koehler za „Palus sarmatica” w roku 2017 otrzymał nagrodę Identitas, ponieważ uznano ją za najlepszą książkę wydaną w 2016. To wystarczająca rekomendacja. Trzeba to mieć na półce, najlepiej blisko łóżka, do codziennego zaglądania.
Piotr Müldner-Nieckowski
_____________
Krzysztof Koehler, Palus sarmatica. Wydawnictwo Sic!, Warszawa. Stron 456. Oprawa miękka. ISBN 978-83-65248-10-7 oraz 978-83-65459-01-5.
Małgorzata Karolina Piekarska
Ciurkiem przez filozofię Wiesławy
Wiesława Oramus to pisarka, poetka, tłumaczka z języka francuskiego, ale też moim zdaniem filozofka, co widać w jej tekstach prozatorskich, a najpełniej w najnowszym tomiku „Ciurkiem”. To właściwie zbiór sentencji i filozoficznych przemyśleń dotyczących życia i otaczającego świata. Są tu historie z zakupów, pracy, biblioteki, świata popkultury, a także kultury i sztuki. Autorka analizuje otoczenie w sposób przemyślany za pomocą kilku zdań, a czasem zaledwie kilku słów.
„Nieskończoność. Nudzi? Nie. Tylko przeraża.”
„Nie używać słowa modny, trendy w połączeniu ze słowem ‘nauka’ i z kilkoma innymi. Czy możliwa jest jeszcze taka rewolucja?”
Czy moje ulubione: „Po odczłowieczaniu czas na doczłowieczanie? Kto i kiedy pomyśli tak o sobie?”
Wiesława Oramus w sposób czasem zabawny, a czasem niezwykle poważny rozprawia się z otaczającą ją rzeczywistością. Próbując zgłębić na przykład, czy „Obcy to nadal ktoś, kto zabija człowieka dlatego, że słońce za mocno przygrzewało?”
Albo czy: „Stać się przedmiotem czyjejś paranoi. A może czas teraźniejszy też jest potrzebny?”
Każde tekst wart jest przemyślenia i zmusza czytelnika do niego. Dlatego ta książka, choć ma zaledwie 70 stron nie jest z tych, które czyta się w jeden wieczór. To lektura na dłużej, bo życia i świata nie da się przemyśleć w jeden dzień.
Wiesława Oramus
Ciurkiem
Volumina.pl
2017