Wiesław Łuka opowiada o dwóch wielkich dziennikarkach opisanych przez reportera, Remigiusza Grzelę
Historia uczy, że historia niczego nie uczy – paradoksalna sentencja na plakacie promującym książkę Remigiusza Grzeli Podwójne życie reporterki – Fallaci. Torańska*
Reporterska opowieść o dziennikarkach uprawiających reportaż jako gatunek literatury faktu, ale zapamiętanych głównie dzięki autorstwu historycznych wywiadów. Włoszka rozmawiała ze znaczącymi postaciami Europy i pozostałych kontynentów, a Polka Torańska z równie znaczącymi z naszego kraju. Obie zostawiły ślady nie do zatarcia w historii dziennikarstwa ostatnich dekad przeszłego wieku i pierwszych obecnego. To chyba podsunęło Grzeli pomysł opowiedzenia o tych dwóch w jednej książce. One się nigdy nie spotkały, a jednak łączyła je determinacja w docieraniu tam i do tych, którzy mieli zasadniczy wpływa na losy świata. Połączyła je także sława. Chyba dlatego plakatowa sentencja, zamieszczona przez wydawcę Prószyński i S – ka, warta jest refleksji.
Ludzie od zawsze mają kłopoty z Historią. Wielki filozof, Georg Wilhelm Fridrich Hegel ponad dwieście lat temu zmagał się z nią, gdy badał i opisywał jej rolę na przestrzeni wieków. Przekonywał: Historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła. Podobnie twierdził kilkadziesiąt lat temu znany polityk, Winston Churchill: Jedyną rzeczą, której uczy nas historia, jest to, że większości ludzi niczego nie nauczyła. Polacy nie gęsi, więc mamy swoją sentencję na ten temat – metaforyczną , ale równie smutną, powtarzaną przez zmarłego nie tak dawano badacza dziejów Rzeczypospolitej, profesora Janusza Tazbira. Powtórzył ją kilka lat temu także podczas rozmowy ze mną: Historia, to taka osobliwa szkoła życia, gdzie w kolejce do uniwersyteckich katedr dla wykładowców jest zawsze tłok, bo wielu chce nauczać, a ławki studenckie i uczniowskie są zwykle puste, bo słuchacze stale uciekają na wagary, a politycy ciągle by chcieli nią manipulować.
Skąd te kłopoty z Historią? Banalnie zauważę co najmniej dwie główne ich przyczyny. Stałe odwoływanie się do przeszłości przez kolejne pokolenia jest praktyką niezwykle kuszącą, właśnie głównie dla polityków oraz badaczy. Pierwsi szukają w niej własnej legitymizacji, uzasadnienia oraz usprawiedliwienia swoich poczynań jakże często niecnych, za to równie często nazywanych przez nich reformami ( czyli ulepszaniem?) bieżącej rzeczywistości. Zaś badacze – historycy odkrywają z pasję nieznane dotąd fakty i wydarzenia, lub na nowo analizują i interpretują to, co już dawno zostało odkryte. Z tym, że ta interpretacja, niby naukowa, często dokonywana jest na zmówienie bieżącej polityki. Wtedy cuchnie ona propagandą.
Dlaczego przypomniałem te niby banały? A no dlatego, że obydwie bohaterki książki Remigiusza Grzeli, były na własne życzenie po uszy zanurzone w świecie polityki; nie uprawiły jej, lecz ją opisywały, a czasami analizowały. Powtórzę: zabiegały z sukcesami o rozmowy z możnymi (głównie w sensie politycznym) tego świata. Uprawiały literaturę faktu. Nie manipulowały historią. Ich teksty czyta się jak reportaże. I tak je czytał, i tak o nich pisze Remigiusz Grzela; sam przecież jeden z czołowych reportażystów( ale równocześnie powieściopisarz, dramaturg, poeta, autor rozkochany w uprawianiu wywiadu jako gatunku dziennikarskiego).
Zanim powrócę do Podwójnego życia… – dygresja. Właśnie jestem po świeżutkiej lekturze reporterskiej opowieści, Javiera Cercasa, znanego, hiszpańskiego dziennikarza i prozaika, a także autora esejów krytyczno-literackich. Hiszpan dał swojej opowieści wdzięczny tytuł: Oszust. Opisał życie i dokonania jeszcze żyjącego Enrico Marca, którego nazwał: „wielkim szalbierzem i wielkim łotrem”. To starzec powszechnie znany za Pirenejami. Cercas, wykładowca uniwersytetu w Geronie, zajmuje się teorią właśnie literatury faktu. Twierdzi w Oszuście dosadnie i zasmucająco dla nas, dziennikarzy: „Rzeczywistość zabija, a fikcja ratuje”. Rozwija tę śmiałą myśl – dziennikarska, reporterska wierność faktom przeraża autorów aż do opętania i prowadzi czasami do ich tragicznej śmierci. A wymyślona rzeczywistość fikcji literackiej ocala, choć jest kłamstwem faktograficznym. Wydumaną fikcją posługuje się nie tylko sztuka literacka, ale także inne formy artystycznej wypowiedzi. Jednak z oszustwem fikcji idzie w parze prawda; faktograficzne kłamstwo prawdę sztuki; moralną, filozoficzną, psychologiczną, estetyczną. Cercas cytuje w jednym z rozdziałów Oszusta wybitnych twórców – między innymi Oskara Wilde’a, Stendhala, Pabla Picassa. Przypomina również to, co już dwa i pół tysiąca lat temu Plutarch głosił powołując się na jeszcze wcześniejszego Gorgiasza: „Poezja, to znaczy fikcja, jest oszustwem, w którym oszukujący jest uczciwszy niż ten, który nie oszukuje. Kto pozwala się oszukać jest mądrzejszy, niż ten, kto oszukać się nie daje”.
Wracamy do bohaterek książki Grzeli. Za co podziwia je świat ? One nie uprawiały poezji i (dziś trzeba dodać – ani prozy wymyślonej). Nie mogły więc skorzystać z przywilejów zarezerwowanych dla „uczciwych oszustek”. Musiały natomiast bronić prawdy rzeczywistości, a w przypadku Fallaci otarły się o śmierć. Dlatego autor książki przekonuje już na jej pierwszej stronie ( zarezerwowanej zwykle na określenie Motta), że pojecie PRAWDY, jej semantyczna i moralna wartość, ma dla bohaterek największe znaczenie. Czytamy pierwsze zdania książki – opinię prof. Michała Bristigera, muzykologa, ale także publicysty : „… Teresa i Oriana – wobec możnych tego świata jakże heroiczne swą prawdą, jakże prawe. Zawsze jakże prawdziwe. Na zawsze.”
Czy Grzeli przeświecała idea „szukania” Teresy w twórczości Oriany i na odwrót? Coś w tym było. Nie opuszczam jeszcze strony MOTTA , gdzie czytam Tomasza Lisa: „Dziennikarstwo Teresy było z tej samej półki, co dziennikarstwo słynnej Oriany Fallaci. Ten sam talent. Ta sama pasja. Ale zupełnie różne motywy i techniki. Motywem Fallaci była złość. Chciała swoich rozmówców dopaść i często rozszarpać. Teresa chciała ich wysłuchać, ale i zmusić do opowiedzenia siebie. Nie chciała zademonstrować światu, jaka jest ostra. Chciała pokazać światu, jaki jest człowiek, z którym rozmawia…”
A bohaterki same o sobie? Fallaci: „…Mam reputację osoby o złym temperamencie, ale taka nie jestem…” Torańska: „… Po dziesięciu latach pisania reportaży okazało się, że najlepiej potrafię zadawać proste pytania. Zadawałam je wytrwale od 1981 roku…”
Grzela (jak przystało na rasowego reportażystę, który musi dotknąć wszystkiego, „obwąchać” to, o czym chce pisać) zaczyna opowieść od mocnego „uderzenia”, od intrygującego tytułu pierwszego rozdziału: „A potem nie istniejesz”. Relacjonuje swoje docieranie do domu Fallaci. Widzi: „Taras na piętrze za jej życia obrośnięty był różami … Kiedy umarła, róże też umarły… przed dziesięciu laty. Żadnej tu, po niej, tablicy pamiątkowej, ani śladu jej obecności… Nie ma już nic z jej ducha… Umierając, zabrała ze sobą energię, jaką obdarzała miejsca.”
Kilka akapitów dalej, w następnym rozdziale, czytamy dramatyczny opis przygotowania przez Orianę wiekopomnego, zadaje się, że ostatniego, w jej karierze dzieła dziennikarskiego. Grzela ożywia bohaterkę i buduje napięcie opisem okoliczności, w jakich zamówiono u niej pamiętny tekst. Oriana nadała mu formę publicystycznego listu. Mieszkała wówczas już od lat w Nowym Jorku i publicznie powtarzała, że nie jest już dziennikarką, lecz pisarką.(Była przecież autorką kilku powieści).
Wystarczy przeczytać ten rozdział, by się przekonać, że opinie o jej „złym temperamencie” mają jednak wiele wspólnego z prawdą. Zamówiony artykuł, który na nowo rozsławił jej nazwisko w świecie, dotyczył historycznego ataku terrorystów islamskich (wysłanników Bin Ladena) na wieże World Trade Center. Fallaci wówczas od dziesięciu lat milczała jako autorka. Mieszkała właśnie na Manhattanie, niedaleko zaatakowanych wież, więc posłano do niej samolotem dziennikarza po ten tekst dla włoskiego dziennika Corriere della Sera. Twórczą atmosferę, którą autorka w swoim mieszkaniu wytworzyła przysłanemu dziennikarzowi, ten scharakteryzował zdaniem: „Ostrzegano mnie, że może być najmilszą osobą na świecie, ale wystarczy sekunda, by się zmieniła w najokrutniejsze zwierzę…- I się zmieniała parę razy w ciągu kilku dni wspólnej pracy. „Chciała mieć wpływ na wielkość kolumn, wysokość liter w tytule podpisy pod zdjęciami. Każdą telefoniczną kontrpropozycję redakcji traktowała jako obrazę…” – wspominał wysłannik. Potem naczelny redaktor Corriere… usprawiedliwiał gwiazdę, że przeżywała ona: „…Czas zmagania się na swój sposób ze starością i śmiercią …”
Artykuł w formie listu urósł do objętości książki pod tytułem Wściekłość i duma. Przyniosła ona autorce kolejną porcję światowej sławy. W wstępie Fallaci wyznaje: „Muszę powiedzieć, że pisanie … nie jest dla mnie rozrywką ani odprężeniem czy ukojeniem. Nie jest, bo nigdy nie zapominam, że słowa pisane mogą zrobić dużo dobrego, ale i dużo złego, że mogą leczyć, ale i zabić…” . Rzeczywiście ta sentencja do tej pory nie straciła uniwersalnej ważności .
Z podobną dociekliwością, w kolejnych rozdziałach Remigiusz Grzela zobrazował liczne wcześniejsze dokonania dziennikarki „number one” w świecie.
Powtarzam za Hiszpanem: „Rzeczywistość zabija, a fikcja ratuje” . Fallaci też by nieraz powtórzyła, gdyby żyła. Prawie pół wieku temu już ją rzucono prawie nieżywą do pakamery tratowanej doraźnie jako kostnica. Dramat rozegrał się w stolicy Meksyku, w pamiętnym dla historii ostatniego stulecia roku 1968. Przewaliły się wówczas w wielu krajach fale rewolucyjnych, głównie młodzieżowych demonstracji przeciw establishmentom. Włoszka „służbowo” relacjonowała ich meksykański pzebieg. Opisała je w korespondencjach, a po trzydziestu latach zapewniała we wspomnieniach, że nigdy wcześniej i nigdy potem nie widziała w czasie niby pokoju „masakry równie haniebnej, równie cynicznej, równie dobrze zorganizowanej…”. Podczas ulicznych starć z policją i wojskiem została poturbowana do tego stopnia, że uznano ją za martwą i razem z innymi ofiarami rozruchów rzucono na stos trupów. Gdy jednak w jakimś pomieszczeniu, służącym jako tymczasowa kostnica …odzyskała siły, zaczęła przeklinać po włosku: „ skurwysyny, mordercy, pieprzeni faszyści, zabierzcie mnie stąd…”
Ile podobnych, rewolucyjnych wydarzeń zanotowała historia ostatnich dziesięcioleci? Ilu dziennikarzy zostało poturbowanych, a ilu straciło życie. Grzela niektóre z nich opisuje z narracyjnym talentem. Tymczasem spójrzmy na okładkowe zdjęcie Włoszki – ona w oczach i na ustach ma zapisane wszystkie swoje bóle psychiczno- fizyczne, przeżyte przez dziesięciolecia swego twórczego uczestnictwa w Historii. Poza bólem nic więcej nie widzę w tej kobiecie. Papieros w jej prawej dłoni nie łagodzi bólu w oczach, które mówią: Cierpię.
Spójrzmy teraz na okładkowe zdjęcie drugiej bohaterki Podwójnego życia… Teresa Torańska mówi oczami i zaciśniętymi wargami: uśmiecham się, bo jednak raduję się życiem. Podchodzę do niego twórczo, z zaciekawieniem poznaję i opisuję świat i ludzi. Myślenie o nim w wymiarze aktualnym i historycznym dodaje jak gdyby lekkości przeżywania. Świadczy o tym widoczne na zdjęciu podparcie głowy rękoma; i ten uśmiechnięty dystans do rzeczywistości!
Grzela inaczej zaczyna opowieść o autorce najbardziej znaczących wywiadów w historii polskiego dziennikarstwa. Dodajmy koniecznie – również światowe dziennikarstwo, dotyczące historii europejskiego komunizmu też dużo zyskało za sprawą Polki . Przeplatankę z kolejnymi fragmentami sylwetki Fallaci, autor zaczyna od przyjścia na świat Teresy, jej dzieciństwa i opisu koligacji rodzinnych. W dalszej części książki Grzela przejdzie do kompozycji nie-chronologicznej, ale raczej kolażowej.
Opisanie kilkunastu lat najpierw reporterki Torańskiej, a potem głównie organizacji, prowadzenia i pisania rozmów ze znaczącymi – choć w wymiarze historyczno-aksjologicznym jakże często negatywnymi – politykami naszej powojennej historii. Czytamy o rozmowach wciągających również europejskich i światowych czytelników, o czym świadczą liczne przekłady na kilkanaście języków i nagrody tomu ONI .
Nie sposób opowiadać o wszystkich fragmentach twórczej biografii Teresy. Bogactwo materiału nakazuje jego konieczną selekcję w opisie recenzenckim. Chcę, by to była mądra selekcja, jak była mądra sprawczyni tego bogactwa. Pisze o Torańskiej profesor Mikołaj Bristiger: „…Teresa odznaczała się niesłychaną odwagą . I niezależnością swojego dziennikarskiego świata. Zło nie mogło się z nią umawiać na cokolwiek… W jej wywiadach karty nigdy nie były znaczone…”
Co sprawia jej sympatyczna w odbiorze radość twarzy, uchwycona na fotografii w kompozycji okładowej? Szukam jej źródeł. Oto jedno z nich – Teresa dała wyraz swojej radości w realu między innymi w recenzji książki Artura Domosławskiego (Kapuściński – non fiction) o arcymistrzu, Ryszardzie Kapuścińskiem . Czytam: … To nie jest książka dla tych, którzy najlepiej czują się w uproszczonym świecie dwóch kolorów i nie chcą poznać innych. Nie dla wyznawców jednej prawdy. Bo jednej prawdy nie ma…” Przypomnijmy – reporterska książka Domosławskiego przeżywała wówczas ciężki czas, o czym świadczyły głośne w mediach dyskusje, bo sprawa znalazła się w sądzie. Część jej nakładu została wycofana ze sprzedaży. Teraz czytam u Grzeli , że Teresa stanęła w obronie reporterskiej, ciężkiej roboty i niezwykłej dociekliwości Domosławskiego. Odważyła się w tamtym czasie głosić do owdowiałej żony Kapuścińskiego prawo jednego dziennikarza do pisania prawdy o innym dziennikarzu; także prawdy o ujawnionych słabościach autora Cesarza, Szachinszacha, Podróży z Herodotem, Hebanu, Lapidarium i… Tych jego „słabości” osobistych, a także twórczych Teresa nie traktowała jako powodu deprecjacji osiągnięć, co, niestety, miało miejsce. Teraz Grzela przytacza tamtą opinię swojej bohaterki: „… Zrobiłam jej [żonie Kapuścińskiego -WŁ]tym przykrość, ale musiałam, bo jestem dziennikarką i dziennikarz musi mieć prawo do wypowiedzi, bez względu na to, czy to się rodzinie podoba czy nie. Dziennikarz nie jest człowiekiem do wynajęcia, który ma pisać czyjąś biografię według z góry ustalonej tezy..” Między innymi za ten przejaw odwagi, Teresa została wyrzucona z Rady Fundacji im. Ryszarda Kapuścińskiego – Herodot. Zaś sama niedługo potem odeszła z redakcji Gazety Wyborczej, bo nie wszystkim w tym zespole podobały się jej dokonania.
Nie podobała się rozmowa Torańskiej z Jarosławem Kaczyńskim z pierwszych lat dziewięćdziesiątych. Dziennikarka kilkakrotnie rozmawiała z biskim wówczas współpracownikiem Lecha Wałęsy. To Kaczyński walnie przyczynił się do wygrania przez Wałęsę wyborów prezydenckich. Grzela przestudiował z godną podziwu sumiennością udostępnione mu przez Leszka Sankowskiego , męża Torańskiej, nagrania tamtych rozmów . One głęboko zapuszczały korzenie w realia pierwszych lat transformacji. Torańska była skolegowana z Kaczyńskim jeszcze od czasu strajku sierpniowego. Wołali na siebie – „dziewczyno” oraz „Jareczku”. Grzela bystrze zanalizował kilkakrotne podejścia dziennikarki zadającej trudne pytania bez jakichkolwiek oporów, zaś ówczesny szef kancelarii prezydenta, minister stanu Jarosław Kaczyński także bez oporów odpowiadał na nie. Jakże różny był portret ministra z tamtych lat od portretu dzisiejszego prezesa. Oboje nie oceniali się nawzajem, choć dużo mówili o politycznych owocach okrągłego stołu, o dekomunizacji (co należało przeprowadzić) i o niby tajemnicach Magdalenki, których… nie było. Można dziękować losowi, że ocalały te taśmy i dokumenty papierowe w prywatnym archiwum Teresy. (Przypomnijmy o tonach dokumentów zniszczonych na początku transformacji). Można wyrazić głęboki żal, że tak daleko odeszliśmy od atmosfery tamtych lat i ich języka. Że dziś jedni na drugich wieszają psy.
Dewizą reporterskiej, a później głównie „wywiadowczej” działalności Torańskiej było: „zrozumieć, nie usprawiedliwiać, a zrozumieć”. Autor Podwójnego życia… wielokrotnie tę dewizę teraz powtarza podczas licznych spotkań promocyjnych z czytelnikami.
Fallaci i Torańska, to dwie historie życia i dwa rozdziały historii dziennikarstwa. Po lektorze książki twierdzę jednak, że Historia czegoś uczy?. Mamy tego tak liczne dowody, że teraz trudno o nich pisać. Grzela nie unika aktualnych komentarzy i ocen. Dlatego powinno mu być bliższe dziennikarstwo Polki niż Włoszki. Dużo jego tych rozważnych, spokojnych ocen, gdy na przykład analizuje wywiady ze słynnej w Europie i USA książki ONI.
Lektura bogatego w treści i reporterską formę Podwójnego życia… skłania do porównań z przywołaną wyżej książką Domosławskiego Kapuściński – non fiction. Powstanie obydwu, to efekt niezwykłego zaangażowania autorów -reportażystów, którzy prześwietlili życie i twórczość kolegi oraz koleżanek po fachu. Obydwie książki, to nie tylko reportaże-sylwetki, ale także dzieła (podręczniki) mogące uczyć przyszłych dziennikarzy sztuki literatury faktu.
Powtórzę aforyzm za Cercasem, autorem Oszusta (to także opowieść w formie reportażu- sylwetki): „ Rzeczywistość zabija, a fikcja ratuje”. Na szczęście jest to tylko zabójstwo metaforyczne. I jak pięknie brzmiące.
Wiesław Łuka
*Remigiusz Grzela, Podwójne życie reporterki ; Fallaci. Torańska, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2017