Krystyna Tylkowska
Koncert i psychodrama
(o Pięknym i nieczułym w warszawskim Teatrze Polonia w reżyserii Edwarda Wojtaszka)
Dramat Jeana Coucteau trochę mnie rozczarował. Bardzo cenię tego twórcę, jednak Pięknego i nieczułego (przyznam, nieznanego mi z lektury i po raz pierwszy widzianego na scenie) nie uważam za utwór wybitny. Jednocześnie potrafię zauważyć jego sceniczną atrakcyjność.
Piękny i nieczuły został napisany dla Edith Piaf. Jego autor stworzył więc postać na miarę tego konkretnego talentu, tej konkretnej osobowości scenicznej. Z całą pewnością również wcielenie się w bohaterkę dramatu może stanowić wyzwanie dla innych uzdolnionych artystek, odnajdujących się w monodramie (bo tak naprawdę mamy tu do czynienia z monodramem). Do tych artystek należały między innymi polskie aktorki wcielające się w tę postać, a teraz Natalia Sikora udowodniła, że także zalicza się do tego grona.
Dramat Coucteau to efektowny monolog, w którym słowa są równie ważnie, jak milczenie, przerywane swoistym koncertem odgłosów z ulicy, dźwięków windy, zegara, czy dzwonka telefonu. Dźwięki te, towarzyszące milczeniu aktorki, a raczej jej grze innymi środkami – twarzą, gestem – świetnie potęgują atmosferę oczekiwania, tęsknoty, samotności. Ciekawym zabiegiem, nie tak często wykorzystywanym w teatrze jest rozmowa telefoniczna – pozorny dialog, który można ciekawie ograć.
Spektakl Teatru Polonia zyskał bardzo wyrazistą przestrzeń – pokój hotelowy w czerwonej tonacji, która z jednej strony symbolizuje namiętność, emocje, z drugiej natomiast jaskrawą samotność. Nie jest to przytulna czerwień, raczej przytłaczająca, obca, sprawiająca, że wszyscy kolejni mieszkańcy tego tymczasowego pokoju giną gdzieś w jego cieniu, stają się nijacy, jak gdyby wszelką wyrazistość zabrał im ów jaskrawy pokój.
Nie można jednak powiedzieć tego o parze bohaterów spektaklu, zwłaszcza o Natalii Sikorze. Aktorka w każdej chwili skupia na sobie uwagę. Scena należy do niej, nawet gdy pojawia się na niej jej partner sceniczny. W sumie ogromne brawa należą się Pawłowi Ciołkoszowi, który gra mężczyznę zaborczego, silnego, przyzwyczajonego do bycia w centrum uwagi (życie bohaterki kręci się przecież wokół niego) i wszystko to obserwujemy, nie tylko wiemy z monologu bohaterki. Ciołkosz tworzy milczącą kreację, (godne uwagi jest zwłaszcza wejście jego bohatera – stopniowe, nonszalanckie zagarnianie przestrzeni) robi to jednak w taki sposób, że w centrum uwagi pozostaje ciągle Natalia Sikora. To na niej, na jej emocjach się skupiamy.
Spektakl ujęty jest w muzyczne ramy. Rozpoczyna się piosenką, natomiast po całej scenicznej psychodramie mamy mini – koncert. Repertuar stanowią oczywiście najbardziej znane szlagiery Edith Piaf.
Natalia Sikora ucharakteryzowana na francuską gwiazdę piosenki, mówi z francuskim akcentem. Jakie są tego następstwa? Otóż większość widzów odczytuje spektakl jako kolejną smutną opowieść o małym paryskim Wróbelku, bardzo utalentowanym, a jednocześnie tak bardzo nieszczęśliwym w życiu i w miłości. Prawdopodobnie tego rodzaju odbiór jest nieunikniony, nawet częściowo oczekiwany przez twórców przedstawienia, zabrakło mi jednak wielowarstwowości, która zapewne również była zaplanowana w dramacie, a w warszawskim spektaklu zapomniano o niej, pokazując wszystko „zbyt serio”, przez co wydźwięk utworu staje się nieco melodramatyczny i plotkarski.
Mamy opowieść o wielkiej artystce, będącej jednocześnie ofiarą przemocy psychicznej ze strony ukochanego mężczyzny. Nie znam okoliczności powstania utworu, sądzę jednak (biorąc pod uwagę klasę autora i wykonawczyni), że chodziło tu raczej o kreację, może prowokację, ale na pewno nie o tani ekshibicjonizm. Owa prowokacyjna kreacja miałaby miejsce w spektaklu, gdyby Sikora zagrała np. Edith Piaf, grającą postać sztuki. Reżyser jednak nie poszedł tym tropem, a jeśli nawet, to wszelkie aluzje są tak delikatne, że aż nieczytelne.
Otrzymujemy raczej, wpisaną w koncert, historię wielkiej artystki, która w życiu prywatnym jest nieszczęśliwa, niekochana i staje się ofiarą przemocy psychicznej. Nieco szerzej, nieco bardziej metaforycznie (jeśli potraktować bohaterkę graną przez Natalię Sikorę jako symbol artysty), można zobaczyć w tej wypowiedzi scenicznej opowieść o twórcy, który umie przekuć swoje prywatne nieszczęście na wielką sztukę.
Odbiorca po raz kolejny zastanawia się – kim tak naprawdę jest twórca? Skąd czerpie swą siłę? W tym momencie przypomina mi się Poeta z wiersza Leśmiana, który skonfrontowany z rzeczywistością „(…) ze łzami w gardle/ wiersz układa pokutnie – złociście – umarle – / Za pan brat ze zmorami. Treść, gdy w rytm się stacza,/ Póty się w nim kołysze, aż się przeinacza.” Bo wszystko może stać się materiałem twórczości. A wielkość artystyczna, talent niekoniecznie są przepustką do szczęścia w życiu osobistym.
Zauważmy, że Natalia Sikora posługuje się tymi samymi środkami zarówno grając, jak i śpiewając. Jest emocjonalna, nieco histeryczna, zniewala swą osobowością sceniczną. Jednak to, co trochę razi w odegranej części spektaklu, sprawdza się świetnie podczas koncertu, stając się jej niekwestionowanym atutem scenicznym.
Z całą pewnością warto było odgrzebać i na nowo przetłumaczyć ów dramat dla tej aktorki, której niestety, brakuje wyzwań godnych jej talentu. Sikora tym razem wciela się w Edith Piaf, po mistrzowsku wykonuje jej szlagiery, odciskając na nich piętno swej osobowości. Edith Piaf jest kolejna artystką, z którą polska aktorka i piosenkarka mierzy się w ten sposób, co kolejny raz uwieńczone jest sukcesem. Świetnie, tyle, że będąc wykonawczynią o rozpoznawalnym już stylu, warto może pokusić się o coś więcej? Pięknych, ciągle żywych i ciągle wzruszających utworów nie brakuje i chociaż nowe wykonania bywają fascynujące, zawsze tęsknimy jednak do tego pierwszego, oryginalnego, gdyż pewne utwory zawsze kojarzyć będziemy z pewnymi osobami.
Naszej polskiej artystce życzę z całego serca, aby powstały piosenki specjalnie dla niej, życzę niesamowitych tekstów w ciekawej oprawie muzycznej, domagających się tego właśnie wykonania. Talent, osobowość sceniczna Natalii Sikory zasługują na to. Być może kiedyś ogromnym wyzwaniem dla zdolnych artystek będzie wcielenie się w Sikorę.