Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Powrót Gucia i Cezara
Chwile ciepłych wspomnień z dzieciństwa spędzone nad tomem przygód Gucia i Cezara. Niewielkie, w standardowym formacie dla dzieci, książeczki ze wspaniałymi rysunkami wspaniałego i kultowego dziś artysty Bohdana i Butenko i cudownie naiwnymi „dialogami” Krystyny Boglar. Kupowałem je i czytałem od końca lat sześćdziesiątych, do początku siedemdziesiątych, choć wychodziły aż do 1975 roku (1968-1975). Tym, którzy je czytali, czyli czytelnikom z mojego pokolenia i trochę młodsi, nie muszę ich szerzej przypominać, ale przecież znakomite Wydawnictwo Dwie Siostry wydające m.in. reprinty książeczek dziecięcych z moich czasów czyli m.in. z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych wydało je nie tylko dla takich jak ja czytelników ale przede wszystkim dla dzieci współczesnych, dzisiejszych. Dlatego posłużę się krótkim, ale sympatycznym tekstem w którym Dwie Siostry napisały co zawiera ten tom, w który zebrało tamte „zeszyty” w całość, w jeden wolumin.
„Hipopotam i pies. Grubasek i chudzielec. Niepoprawny łakomczuch i jego dzielny kompan. Czyli po prostu „Gucio i Cezar”. Sympatyczni bohaterowie powracają po latach, by znów podróżować po niezwykłych krainach, wpadać w tarapaty i przeżywać niesamowite przygody. Klasyczna opowieść obrazkowa wywoła u starszych czytelników łezkę wzruszenia, a młodszym zapewni porcję znakomitej zabawy. Tom zawiera wszystkie odcinki przygód Gucia i Cezara, wydane przed laty w postaci niewielkich zeszytów”.
Gdy je prawie pół wieku temu czytałem ( należały do moich ulubionych ówczesnych lektur) nawet przez myśl nie przeszło mi, że moi ukochani bohaterowie powrócą do mnie p tylu latach jako prawdziwi „klasycy”, jako postacie tak emblematyczne jak Jaś i Małgosia, Marysia i Krasnoludki, jak Małpka Fiki Miki Murzynek, Koziołek Matołek. Cudowna lektura, ciepłe wzruszenie z łezką, Dziękuję Dwóm Siostrom w imieniu własnym i niewłasnym. Pytajcie wydawnictwo o tę i inne wspaniałe, rozkoszne także dla oka edycje. W Warszawie możecie je znaleźć w księgarni-kawiarni przy Alei 3 Maja, pod Mostem Poniatowskiego. Dlatego dziś czynię odstępstwo od zwyczaju, że książki dla dzieci umieszczam w moich rekomendacjach na drugim planie, po edycjach dla dorosłych. Dziś Gucio i Cezar mają pierwszeństwo i są głównymi, honorowymi bohaterami, gośćmi z przeszłości.
Krystyna Boglar, Bohdan Butenko – „Gucio i Cezar”, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2011, 978-83-65341-49-5
Rewolucja katolickim okiem
Każda publikacja na temat Wielkiej Rewolucji Francuskiej bardziej czy mniej mnie elektryzuje. Pasjonuję się jej dziejami od 41 lat, więc naczytałem się bez liku poświęconych jej książek. Zaczęło się od biografii Robespierre’a i Dantona pióra nieżyjącego już Jana Baszkiewicza, biografii Kamila Desmoulins autorstwa Stefana Mellera, ale też od „Sprawy Dantona” i „Thermidora”, rewolucyjnych dramatów Stanisławy Przybyszewskiej, a także obejrzenia monumentalnej, krakowskiej inscenizacji pierwszego z dramatów. A potem były dziesiątki lektur dzieł WRF poświęconych, z klasykami takimi jak Albert Mathiez, Georges Lefebvre, Albert Soboul, Louis Madelin, Pierre Gaxotte, Max Gallo na czele. Uzbierałaby się z tego pokaźna biblioteczka. Dlatego po popularną opowieść autorstwa niemieckiego księdza i teologa Horsta Gebharda sięgnąłem nie po wiedzę o Rewolucji, lecz by znów posmakować specyficznej konserwatywno-katolickiej narracji, którą znam skądinąd z innych publikacji. Jest to oczywiście narracja w stosunku do Rewolucji skrajnie krytyczna, dostrzegająca tylko wynaturzenia. Jest warta lektury ale bez bardziej gruntownej znajomości historii WRF jest dość bałamutna. Autor nie jest historykiem Rewolucji, lecz teologiem i księdzem katolickim, a jego praca ma wszystkie znamiona pracy amatorskiej z punktu widzenia wiedzy i warsztatu naukowego, pisanej z wąskiej pozycji konfesyjnej, katolickiej, skoncentrowanej na krytyce a nawet potępieniu samej idei rewolucji jako „dopustu bożego”. Gebhard niemal wcale nie uwzględnia społecznych źródeł rewolucji, jej złożoności, zróżnicowania jej protagonistów. Dla niego to nic innego jak kara boża za grzechy. Równolegle autor idealizuje ancien regime, króla Ludwika XVI, a sporą część pracy poświęca, pro domo sua, prześladowaniom księży. Pojawiły się też niby drobne ale dla znającego historię Rewolucji rażące błędy jak na przykład przypisanie mężowi Madame Roland młodszego od niej wieku, podczas gdy charakter ich związku zdeterminowany był tym, że to on był od żony starszy o pokolenie. Podobnie rażącym błędem jest przypisanie Dantona do Żyrondy, podczas gdy należał on do jej pogromców. Dlatego tym, którzy chcieliby poznać historię WRF polecam połączenie tej lektury z zapoznaniem się z fundamentalnymi, naukowymi opracowaniami historii Rewolucji.
Horst Gephard – „Wolność, równość, morderstwo. Zbrodnie rewolucji francuskiej”, wyd. przekł. Jacek Jurczyński, wyd. AA, Kraków 2017, str. 334, ISBN 978-83-7864-741-6
„Dlaczego nie piszecie, do jasnej cholery”
Wszystko w tych listach i pamiętniku 12-latka Marka Hłasko niby takie biedniutkie. Listy chłopięce do matki, o błahych sprawach, zdawkowe, niechlujne, banalne, trywialne, nie znamionujące mola książkowego, „okularnika”. Żadnych przedwcześnie, ponad wiek dojrzałych refleksji. Nic „małego starego”, nic z cudownego dziecka. Zwykły, choć ponadprzeciętnie wrażliwy chłopak z podwórka. Ale z tych strzępów wydobywa się klimat czasu, tuż powojennego, z jego powszechna biedą ale też jakąś gorączkowością i autentycznością życia, czymś dziś nieosiągalnym. Jednocześnie z tej miazgi nijakiej wydobywa się dar obserwacji, pasja pisania, pasja rejestrowania migotliwego, choćby i byle jakiego świata dookolnego. I gorączka, „mus” pisania, która kazała mu ponaglać korespondentów rzuconym na papier okrzykiem: „Glaczego nie piszecie, do jasnej cholery”. W listach, nie w pamiętniku, jest także Hłasko dojrzalszy, mający kobietę „pod pierzyną”, robiący rachunki, a później, już w latach sześćdziesiątych, piszący z Niemiec Zachodnich (NRF), z emigracji. Czytanie tego cienkiego tomiku samo przez się może nie jest źródłem satysfakcji szczególnej, żadne to przeczucie, żadna prefiguracja prozy wybitnego pisarza, ale sprzężone z pamięcią najważniejszych kawałów prozy Marka Hłasko daje ciekawy przyczynek do obrazu życiowej retorty w jakiej dojrzewała proza przyszłego autora „Pięknych dwudziestoletnich”, „Bazy Sokołowskiej”, „Pętli” czy „Pierwszego kroku w chmurach”.
Marek Hłasko – „Listy i pamiętnik”, opr. Radosław Młynarczyk, wyd. Iskry, Warszawa 2017, str. 137, ISBN 978-83-244-0488-9
Nomada w Bułgarii
Dla części mojego pokolenia i pokolenia moich rodziców Bułgaria czasów PRL, to była socjalistyczna Riviera. Wyjazd na prawdziwą Rivierę czy na plaże włoskie, hiszpańskie, greckie czy egipskie był osiągalny dla garstki ludzi i to raczej za pośrednictwem „Orbisu” niż indywidualnie. Poziom usług był „socjalistyczny”, podobny do polskiego, ale klimat latem właściwie taki sam jak włoski czy hiszpański. I właściwie na tym, gdy chodzi o wiedzę o Bułgarii się poprzestawało. To była maszynka do plażowania i kąpania się z Albenie, Złotych Piaskach czy Bałcziku, a nie kraj do zwiedzania. Wino było liche, cienkie, kwaśne rakija mocna jak diabli, ser kaszkawał, coś pośredniego miedzy grecka fetą a polskim białym serem, niezły w smaku, zakup winogron i brzoskwiń nawet w sezonie niepewny i związany z koniecznością stania w kolejkach. I tylko rzadkie ruiny greckie i rzymskie z czasów Tracji czy ślady panowania tureckiego, malowniczość architektury Sozopola i Burgas przypominały o innej niż polska konstelacji kulturowej tego bratniego kraju socjalistycznego.
Dlatego dopiero z opowieści podróżniczej Artura Nowaczewskiego dowiedziałem się więcej o współczesnej Bułgarii, jej osobliwościach, społecznych problemach, obyczajach, kolorycie, o jej problemach z tożsamością. O Bułgarii nieplażowej, niesłonecznej, trudnej, nie mogącej mimo 28 lat kapitalizmu nawiązać rywalizacji z kurortami Europy zachodniej. Ciekawa lektura, która ożywiła mi barwne bułgarskie wspomnienia sprzed 45-30 lat.
Artur Nowaczewski – „Hostel Nomadów”, wyd. „Iskry”, Warszawa 2017, str. 301, ISBN 978-83-0484-1