Zbigniew Ikona – Kresowaty
Czy na katharsis tylko krzyż?
Sięgam do tomiku poetyckiego Jerzego Stasiewicza, poety z Nysy, bo mowa o krzyżu, błąkającym się po strofach poetyckich może być ciekawa, ale czy interesująca? – Spróbujmy zatem wejść w materię książki pt. Po co komu krzyż – to pytanie o narzędzie zbrodni Chrystusa, czyli będzie o zaangażowaniu? – Czy nie za bardzo szastamy dziś tym znakiem? – Książka to dramat w III aktach, w dalszej części – zbiór wierszy, dobrze wydany w oprawie z laminatu w wydawnictwie Komograf z serii Literackiej Jazdy PKP w Warszawie 2015 r. Po przeczytaniu pierwszej części dramatu (pod tym samym tytułem) – widzę, że poeta – dramaturg angażuje się w przeszłość, jakby nie chcąc się spóźnić na ocalenie. To dawne sceny życia na małopolskiej wsi powojennego ładu – bezładu, siermięga i cierpienie oraz krnąbrność ludzi i rodziny, czasy, jakie oglądał wówczas młody duch. Patos swoich rodzinnych stron, w zapamiętanych obrazach, rozłożony w wyobraźni i pamięci dziś człowieka dojrzałego, w którym mocno ugruntowała sie pamięć.
Był to czas pracy na roli ludzi zniszczonych nie tylko fizycznie ale i duchowo, byt toczący się wokół centrum, jakim była kuźnia wiejskiego polskiego kowala. Autor pisze między innymi, jak pod okiem tzw. władzy ludowej, przy pomocy żołnierzy Kraju Rad uskuteczniało się umacnianie nowego stalinowskiego porządku. Uświadamia nam na powrót jako naoczny świadek tamten klimat i konieczność bytowania w nim. Analiza przeszłego czasu zapamiętana, jak widać, nie daje spokoju, który chce wewnętrznie rozliczyć przeszłość dogłębną kalkulacją rozumu i intuicją. Ale czy można było inaczej postąpić po tamtych latach? – Dziś, w obliczu nowego zagrożenia(?), odżywa w Polsce ruch patriotyzmu… Dlatego jest potrzebna siła pamięci – uznał pisarz, podejmując językiem poetyckim zakreślić pewne stany na własnym sumieniu, być może nabrać dystansu do tego, co dzieje sie wokół – czy to ku przestrodze? – Otóż wywodzący się z danego miejsca i czasu kronikarz posypuje sobie głowę, być może spopieloną mową poetycką, pewnie czyni szczerze swoją powinność przywracając wagę tamtej siermięgi z lat sześćdziesiątych. W dramacie, czyli pierwszej części książki, Po co komu krzyż, występują osoby: kowal, matka, Romek (młodszy syn), Bolek (starszy syn) Zenon Kobzdej, Henryk jako Zjawa (ojciec złodzieja) człowiek niosący zegar, ORMO-wiec, powojenni oficerowie polscy i radziedzcy…
Czytając Stasiewicza przypominam sobie książkę, wydaną trzy lata wstecz autorstwa Adama Ziemianina, ongiś rezydującego w tamtych stronach, gdzie zapamiętuje on wybitnie szczegóły, w których tkwi klimat tamtych stron, sarkazm, prostota. To książka pt. Z NOGI NA NOGĘ – Miejsce akcji to również społeczność wiejska – to dzieje spisane przecież z autopsji klimatem regionu małopolskiego. U Stasiewicza to głównie rodzina, która zamieszkuje w jednej chacie od pradziada, czas nastał po wojnie drugiej światowej przykry, to czas bezsenny, kiedy nocami trzeba było nasłuchiwać, choćby dlatego, czy nie grasują swoi złodzieje, czy nie błąka się domokrążca, jakiś stupajka sowiecki pod oknami, lub ORMO, czy nie zapala się ogień w zagrodzie ojca, etc. Wtedy, gdy ustanawiało się wszystko od nowa, trzeba było wciąż baczyć w niepokoju. Natomiast w dalszej części zauważam, że tutaj dzieje się dramat duchowy merytorycznie: Wraca tamten obserwator poeta, jak w Bazie ludzi umarłych – poszukuje tamtych dusz, słów i czynów. Dramat, jak wspomniałem, koncentruje się wokół miejsca, gdzie kowal był zawsze podmiotem ważnym, twardym i mądrym, był zawsze doradcą i zarazem pomocą, a nawet wyrocznią. Wiele dzieje się tu rzeczy tradycyjnych, choć ustanawiane są non stop poziomy zadań ku przetrwaniu.
Z dramatu sztuki tatralnej poeta wchodzi w wymiar metafizyczny wierszy pt. GRABARZ I CHRYZANTEMA – czytam wiersze, a na początku tekst, który jest jakby przedłużeniem dramatu, gdzie poeta przeżywa swoiste deja vou – Porusza się w kręgu Dostojewskiego
(celowo wytłuszczam tą dygresję) – to wiersz poszukujący autorytetu, pt. Stefan (str.45):
Stefan Pończyński, rzeźbiarz, który odszedł/ pień lipy dłuto młot/i sznur/ postacie świętych/ krycyfiksy piety diabły/…/
Wiersz kolejny pt. Poszukiwanie (str.46): Poeta przyznaje się tu do uczucia niezwykłej, porażającej, bardzo wrażliwej, pamięci:
Zwiedzam cementarze/ po wsiach miasteczkach/ i miastach// Odczytuję napisy z nagrobków/ wpatruję się w zdjęcia umarłych/ przeglądam parafialne księgi/ zgonów/…/
– I jeszcze inny wiersz pt Droga (str.47):
Ta droga wiodła/ z kościoła na cmentarz/…/ Była jeszcze droga z tyłu cmentarza/ wyboista pełna kałuż i błota/ Nią prowadziło się wiesielców/ i ludzi skłóconych z księdzem/…/
Później następuje Poemat o życiu grabarza (str. 48), gdzie na samym wstępie oznaczonym numerem 1. pt. Rodowód dokonuje sie rozrachunek pochodzenia – status społeczno – duchowy:
Wywodzę się z cmentarza/ ojciec i dziad/ to grabarze/ Urodziłem się w chwili wolnej/ między pogrzebem/ a kopaniem grobu/ Wcześniej widzialem trumnę wpuszczaną do dołu/…/ – tak rodzimy się pomiędzy jednym a drugim czasem powstawania rzeczy. To przecież dygresja i metafora egzystencji ludzkiej i jej ciąg oraz nieustanne trwanie, a to przecież autor mówi o sobie doświadczonym klimatem zgaszonego i przyciemnionego światła dnia, to cmentarz, jego życie, o ile tak można powiedzieć, to stany Dostojewskiego, zależności statusu jakby zamówione.
Część druga tego samego poematu pt. Grób.
Natomaist część trzecia zatytułowana jest Pogrzeb.
A na stronie 55 – wiersz pt. Sen: Stanęli przede mną umarli/ w szeregu/ w czarnych garniturach/ w krawatach na białym kołnierzyku// patrzyli na mnie/ jakby chcieli abym/ przyszedl do nich/…/
Dość! – tutaj rodzi się pytanie czytelnika: co autora skłoniło do bratania się z czernią, z czarnymi postaciami, trumną? – czyżby uwielbiał śledzić śmierć, czy tylko klimat krzyża – może bawi się emblematami śmierci? – Już w samym tytule autor denerwuje czytelnika – Bierze KRZYŻ odważnie i ten znak wpisuje we własną estetykę wspomnieniową, bo tego było najwięcej. Być może chce odwrócić sytuację, zamienić ból w jakiś sposób na dalszą radość istnienia, że wyszedł z tych ciemności, jest obecny, inny?
Zatem zapytać trzeba; dlaczego poeta przywołuje podmiot krzyża w swym tomiku poetyckim – krzyżuje swoje myśli, wartościuje siebie – uzmysławia nam, że w dzisiejszych czasach jest koniecznie potrzebna dyskusja o różnych krzyżowych czasach? – Być może to podnoszony powszechnie patriotyzm? – Otóż wiemy, że ostatnie stulecie zdominowalo wiele bólu i cierpienia, nazbyt krwawe ono było w dziejach Polski i świata – Natomiast w dziejach Polski znak Krzyża Świętego zawsze był pisany z dużej litery, odgrywał on kapitalną rolę. Ten sam krzyż w różnej formie pojawia się często w różnej twórczości. Jak wiemy, już sto lat przed Nowym Testamentem na krzyżu umierali skazańcy i okazało się, że dopiero Chrystus na tym powszechnym narzędziu zbrodni uświęcił go sobą całym nieśmiertelnie, jako pierwszy z pierwszych za głoszenie rewolucyjnej nowożytnej filozofii, choć Celtowie, Słowianie i ludy germańskie posługiwały się tym znakiem na długo przed rozpoczęciem się ery chrześcijańskiej, kiedy to Neron spalił Rzym i wieszał na krzyżach płonących chrześcijan. Podobnie bowiem jak u innych grup indoeuropejskich krzyż symbolizował także równowagę wszechświata. Natomiast w większości kultur pierwotnych krzyż zapewniać miał szczęście, dobrobyt i przychylność bogów. Jednak największą uwagę, jak wspomniałem, w Rzymie krzyż uzyskał w II i III wieku n.e. wraz z rozwojem kultu perskiego boga słońca Mitry. Wyznawcą boga-słońca był przecież pogański cesarz Konstantyn Wielki (272–337), żeby zjednać chrześcijan, uczynił on krzyż swoim godłem i umieszczał Go na monetach i sztandarach wojskowych, a wcześniej przecież przyczynił się do zalegalizowania chrześcijaństwa, za które cierpiał Jezus i Jego uczniowie – Krzyż dał wolność chrześcijanom, a cesarz Konstantyn zabronił ich prześladowania (313 r. edykt mediolański), tym samym pozyskując nie tylko rzesze wiernych do realizacji swych czynów, ale ich dokonania, czyli miał duży wpływ na rozwój tej religii (325 r. Sobór nicejski), choć sam chrzest cesarz Konstantyn przyjął dopiero na łożu śmierci. Oczywiście krzyż używany był w wielu twórczo duchowych działaniach, jako symbol nadawany idącym na wojnę i idącym do powstań, zrywów narodowych. Wielu poetów i pisarzy celebruje do dziś ten znak i czyni przeróżne analogie. Gdy się dobrze zastanowić – ten sam krzyż wpasowany jest w nasze plecy – dźwigamy własne czyny i za nie czasem zbieramy cięgi.
– Pewnie myśląc podobnie pisarz dramaturg – poeta Jerzy Stasiewicz pragnie przywrócić równowagę życia, powraca analogicznie swoimi metaforami na jeden wielki krzyż historii i przytacza wręcz romantyczne oblicze czasu, który był godny krzyża i jego znaku.
Zatem, kiedy patrzę dalej i głębiej pomiedzy strony tej książki Stasiewicza pt. Po co komu krzyż, przyznaję, że tak stawiane zagadnienie podświadomym pytaniem na nowo pobudza nie tylko w sztuce polskiej, nie tylko na teatralnych scenach ale i szerzej: rzesze ludzi nowego rozumienia krzyża.
Natomiast twórca bierze ten znak na swoje katharsis – Pragnie oczyścić się i swoich czytelników, a tym samym poczynić kroki ku ciężarowi obowiązku i odpowiedzialności, być może nawet tej świętej pamięci stąpając jakby w swoje miejsca czaszki. Jest to poezja rzeczy, czyli rozpaczy – a więc dlaczego wziąłeś sobie, Jerzy, na ramiona tak ogromny krzyż? Cmentarze, umarłych swoich… dlaczego wziąłeś, poeto, do swojego dramatu te zwielokrotnione napisy na nagrobkach, daty – czytane jak ksiażki – czy nie za wcześnie na to wspomnienie z przyszłości?! – To przecież pytanie: Po co ci taki krzyż? – To zajmująca nazbyt dużą część (41 stron) wspomniana i omawiana sztuka teatralna, dramat okresu, który dowodzi pewnych wyjatkowych powidoków życia, które toczą się gdzieś daleko w stronach zapomnianych nawet przez samego Boga.
Wiersze Stasiewicza to bardzo zaangażowane teksty o ogrodach życia, nakazują pamiętać o ogrodach, z których przyszliśmy jako dzieci miłości ale i nakazują pamięć np. czwartego rozbioru Polski z rosyjskim nowym stalinowskim okupantem, bo osoby dramatu Stasiewicza to rodzina obarczona obowiązkami dobrych Polaków i chrześcijan: ojciec, matka, synowie, Zenon (jako kołodziej), Henryk – (jako zjawa), człowiek nieznany (niosący zegar), ORMO-wiec, oficerowie polscy i radzieccy… możemy dowiadywać się o zależnościach współżycia jednej rodziny, gdzie ojciec piastuje pewne tradycje, a jednocześnie opowiada o partyzantce polskiej AK i poborach obowiązkowych władzy, wszelkich innych niecnych czynach nowowładzy, budzącej niepewność i strach. Autor jako świadek naoczny, zamiast w bajki, wsłuchiwał się w rozmowy starszych odwiedzających przypadkowo kuźnię ludzi, słuchał zaśpiewów
i odgłosów idących od wsi spraw. To był niosący się łoskot kucia i piłowania metalu, tupot rżących koni i dorabiania lemieszy do pługów. Po co komu krzyż? – to dramat bardzo szczery z pytaniem – To się czuje, choć w konwencji bardzo archaicznej sagi i potocznej gwary. Czuje się ziemię, zapach ognia, hartowania stali, dźwięk młota na kowadle.
– Wracając do części pt. Grabarz i chryzantema, gdzie dramaturg zamienia się w poetę i serwuje nam ciąg dalszy swej opowieści, jako dojrzała osoba naznacza pamięć i zestawia z nowym czasem na znak Feniksa. Ale czy to jest ból radosny? – Być może oswojony i ustateczniony. Ale pisarz jest przecież dramaturgiem – osobą młodą, dziś w średnim wieku, prężną i kreatywną osobą w życiu osobistym i społecznym. Co takiego pcha go w odmęty i bezsensowne ścieżki mroków? – Dlaczego stąpa zaangażowany między krzyżami? – Te wiersze to modlitwy i pieśni na skrzyżowanych ścieżkach wyludnionej wsi? – Myślę, że sam dramat Po co komu krzyż to wielkie libretto do dalszej współczesnej poezji, do sztuk teatralnych, których było niemało, czasem kontrowersyjnych.
Część druga zbioru zawiera 17 wierszy. Na stronie otwierającej ten cykl znajduje się foto starego krzyża drewnianego z przewieszoną staro ludową szarfą.
– Tutaj autor doświadcza wielkiej i wyjątkowej chwili: w wielu wierszach znów – może nawet podnioślej mówi o znanych osobach, a w niektórych wierszach, po kilka razy, znów sięga po śmierć, żeby z nią poigrać(?).
Kontynuując wędrówkę wchoodzimy w gęstwinę poematu. To wiersz nr 3 pt. Pogrzeb:
Idzie orszak ludzi/ trumnę w czterech niosą/ w czterech równych chłopów/ – zmiana chłopy/ trumna ciężka/ dajcie i nam za skórkę/szklankę wódki wypić/ Słychać stukot w trumnie/ to nieboszczyk/ w czasie zmiany/ rzucił sztywne nogi//…
Wiersz nr 5:
Przeznaczenie: kopałem z ojcem groby/ czasem sam/ nocą piliśmy wódkę/ przeważnie po litrze/ na łebka//…
Poeta jest nawiedzany przez różne śmierci, przez ich miejsca, kroki – jak w książce pt. Noga za nogą Adama Ziemianina, kiedy to opisuje on pogrzeb kolegi z tamtych swoich stron w Mosznej…
Kolejny rozdział zatytułowany jest HORYZONT. Pojawiają się tu wiersze z godnością i z pamięcią ojców. Być może autor potrzebował wpierw swojego cienia, żeby później blask krzyża w sobie samym rozświetlić.
Znajduję tu ciekawy wiersz pt. Niewielu poetów (str. 65):
Niewielu poetów/ urodziło się w pociągu//A ci urodzeni przedwcześnie/ w straszliwym ścisku/zadeptani/ nie zdążyli zapisać kilku słów/ na pakowym papierze// jeszcze inni/ urodzeni w bydlęcym wagonie/ wyrzuceni w biegu w śnieg Kołymy/kreślą liryki sopelkami lodu/…/
Uważam, że tego tekstu zaangażowanego nie trzeba omawiać – jest tak wymowny jak nasze odwieczne doświadczone miejsce w Europie, obok takich a nie innych sąsiadów. Jest jak współczesna poezja cierpienia nowych poetów: Stachury lub Bruno Milczewskiego, albo Babińskiego i innych z tego czarnego łańcucha bardzo porwanego. Tych, którzy przepłacili swoje wiersze życiem na własne życzenie. To wiersze pisane na dworcach z odniesieniem do Kołymy ale i PRL-u. Poeta znów nawiązuje do historii, która zataczała zawsze wielkie koło – historia się zawsze jąkała i jąka się dalej – poprzez to się zapisuje od nowa i sama weryfikuje w prawdę.
W części ostatniej ROZLEGŁY ŁAN pojawiają się wiersze nieco liryczne, żeby złagodzić podmiot tomiku, dotyczące głównie współczesnego bytu, jednakże dalej refleksyjne – pisane chronologicznie do tego, co było – choć mniej w tzw. nurcie zaangażowanym. Autor zwycięsko wychodzi jednak z mroków, wodzi wzrokiem po polskim rozległym łanie – unosi głowę na horyzont, a tam widzi już niebo, jak samo dodaje się do ziemi (nadziejnym znakiem krzyża), bo wpisany jest on w źrenice na zawsze jak skrzydła odległego wiatraka. Poeta oczyszcza się po rozmowie z sobą, poprzez byłą wędrówkę, ale idzie jednak w zbiorowej pielgrzymce z tamtymi osobami, w tamtym śnie jest inaczej, choć wokół brzmi sama modlitwa wierszy, droga ku słońcu jednak jaśnieje.
Zbigniew Kresowaty
——————————————————————————————–
PO CO KOMU KRZYŻ, Jerzy Stasiewicz, Wydawnictwo Komograf – Literacka Jazda – Pociąg Nr 8, Warszawa, ISBN 978-83-64739-28-6