Krystyna Habrat
NIEDOSYT
Czytam grubą książkę z wywiadami ze sławnymi ludźmi. W tym wypadku, a chodzi o nasz kraj, są to najczęściej aktorki i aktorzy. Nie, żeby autor takich uważał za tych najsławniejszych, ale on pośród takich się obracał. Jego nazwiska ani tytułu książki nie podaję, bo to nie recenzja, a luźne refleksje na jej marginesie i choć jestem nastawiona pozytywnie, nie chciałabym przypadkiem kogoś może urazić.
Książkę otrzymałam od autora, ale trochę zwlekałam z czytaniem. Prawie nie czytuję wywiadów z gwiazdami odkąd przed laty w popularnym tygodniku znalazłam pytanie: “A jaki kolor pani lubi?” Tu podobnych banałów na szczęście nie ma, a w miarę czytania ludzie i świat przedstawiony coraz bardziej mnie wciągał.
Nie znam z bliska tego środowiska, ale w tych wywiadach wychwyciłam wiele życiowych prawd. Było to możliwe dzięki temu, że nie są to wywiady typu “laurka”, gdzie wszystko jest och i ach, ale pokazani są prawdziwi ludzie ze swoimi marzeniami i osiągnięciami artystycznymi, ale też niepowodzeniami, o których mówią otwarcie.
Na tym ostatnim się zatrzymam. Chyba nikomu nieobcy jest stan niespełnienia w jego zamierzeniach, albo frustracji z powodu przeszkód w realizacji czegoś. Zna to na co dzień zwykły zjadacz chleba, ale u artysty na świeczniku widać to bardziej. Nie mówi się o tym za wiele, bo to sprawa wstydliwa. Poeta bez sukcesu może się obawiać, że nie starcza mu po prostu talentu i jest grafomanem, jakich głupcy wyśmiewają, ale już nie potrafi rzucić nałogu zamieniania swego życia w poezję. Przyjdzie dzień i los się uśmiechnie, wtedy zapomni o swych rozterkach. Tylko w książce, o której piszę, pokazani bywają aktorzy z wielkim talentem i sukcesami, jednak niewykorzystani, niespełnieni. Nagroda była, kolejnych ról już nie. Po znaczących rolach nie zawsze przychodzą kolejne propozycje. Coś więc się udało, czasem nawet dużo, ale mogło być tego więcej. Gnębi więc po cichu niedosyt.
Zastanawiam się na ile jakiś niedosyt kąsa każdego. Czy dotyka to też szczęśliwą panią domu i mamę udanych pociech, która wyżywa się w przyrządzaniu wymyślnych obiadków i wyszywaniu serwetek? Czy zupełnie obcy jest bohaterowi powieści Rollanda “Colas Breugnon” lub Timmermansa “Pallieter”, którzy to oddali się uciechom życia na łonie przyrody, nie aspirując do wyższych celów.
Na ogół nastolatek w szkole średniej ma głowę nabitą wielkimi ideami, pragnie zmieniać niedoskonały świat, osiągnąć coś wielkiego. Później jak okularnik Osieckiej żeni się i musi wiązać koniec z końcem za te ileś tam tysięcy, albo mniej. Musi zdobyć pieniądze na mieszkanie, wybijać się zawodowo lub tylko wypełniać rzetelnie swoje obowiązki. A tu na wywiadówce słyszy, że powinien więcej rozmawiać ze swymi dziećmi, więcej się z nimi bawić, czytać im książki choć ze 20 minut codziennie. Wszędzie go pouczają, jak powinien się odżywiać, jak ubierać, dbać o rodzinę, żonę… No i dbać o zdrowie, czyli uprawiać jakiś sport na świeżym powietrzu. Kiedy to wszystko robić? – myśli , patrząc w lustro przy goleniu.
I dopiero na jubileuszowym spotkaniu ich dawnej klasy maturalnej, zauważa, że wszyscy się postarzeli, wyłysieli. Pyta więc przerażony:
– Gdzie nasze loki? Tacy piękni byliśmy na zdjęciach do tableau? Włosy do ramion. Loki…
– Gdzie nasze zamierzenia, ideały? – dorzuca ktoś inny.
Tak, niewiele osiągnęli z tego, co planowali przed maturą. Ktoś tam jednak zrobił karierę, ale na zjazd nie przybył, bo nie ma czasu. Taki zapracowany. A drugi przyjechał, żeby się pochwalić i wszyscy mu zazdroszczą. Dopiero przy kolejnej wódce i on przyznaje, że to tylko część prawdy, bo z żoną mu się nie układa, dzieci trudne. Na to inni dorzucają swoje żale i brzydcy, zmęczeni, podpici, czują się przez chwilę bohaterami… piosenki śpiewanej przez Fronczewskiego: “Wypijmy za kolegów”, bo ich kobiety niekoniecznie idealne, a historia i ekonomia łamie niejedną karierę. Jak i nieprzychylność bliźniego, zawiści, intrygi, wyścig szczurów.
Z wiekiem nasze ambicje się uspakajają. Tak widać musiało być – mówimy, gdy odzywa się w nas Niedosyt, Niespełnienie, Poczucie Małości.
Może zabrakło nam sił do walki o swoje? Kiedyś mówiło się o tym: psychastenia, neurastenia. Teraz prościej: zabrakło mi silnych łokci!
Takie to refleksje nasunęły mi się podczas czytania książki z wywiadami ze słynnymi aktorami i ludźmi show biznesu. Każdy mógłby osiągnąć więcej, dużo więcej, gdyby nie…
Tak. I oni, ci sławni, znajomi ze scen, estrad, ekranów. I my, zwykli zjadacze chleba, którzy marzyliśmy, mogliśmy, chcieliśmy – dużo więcej.
Ale jeszcze jedno nasunęło mi się podczas wspomnianej lektury, że jednak lubię wielu z tych ludzi, może nawet wszystkich bohaterów książki. A już od miesięcy myślałam, że moja dewiza życiowa: LUBIĘ LUBIĆ LUDZI jest nieaktualna. Może dlatego, że w tej książce nie ma ich kolegów po fachu i innych, którzy obrażają nas agresywnymi wypowiedziami w internecie i w telewizji, nazywając nieoświeconym plebsem z prowincji, bo są jakoś tam przeciw, a przeciw czemu, to może sami nie wiedzą, ale muszą pokazać, że są przeciw.
Tu uzupełnię, że wspomniana wyżej moja dewiza nie oznacza, że ja wszystkich lubię i muszę lubić. Nawet lubię coraz mniej. Niestety. Lubię lubić ludzi – znaczy tyle, że czuję błogie zadowolenie, gdy mogę kogoś lubić, a najlepiej wielu, wielu bliźnich.
Takiej możliwości lubienia życzę wszystkim na wakacje.
Krystyna Habrat.